Rozdział 37

2.1K 123 696
                                    

Theo skręcił z obwodnicy w przecznicę, na której mieszkał młodszy blondyn.

Niebo jeszcze było szare, choć telefon wskazywał, że jest kilkanaście minut po szóstej. Brunet podgłosił muzykę w słuchawkach, zaraz potem chowając rękę z powrotem do kieszeni.

O tej porze było znacznie chłodniej i w bluzie było mu nieco zimno. Choć przynajmniej odkrył szybsze przejście od siebie do Liama, przez co jeszcze aż tak bardzo nie zmarzł. Jednak wiedział, że to tylko kwestia czasu, bo w autobusach też wcale nie jest lepiej.

Przed posesją Dunbara stanął akurat, kiedy skończyła się piosenka. Westchnął cicho, przeklinając ten odsetek dobroduszności w sobie i wyłączył słuchawki, następnie badawczo patrząc na psa, który już świdrował go swoim przenikliwym spojrzeniem.

Przez ciemne futro wilczaka i panujący półmrok, brunet ledwo widział zwierzę. Storm leżał w budzie, opierając głowę na łapach, a Theo zastanawiał się, jak szybko pies mógłby zerwać się ze swojego miejsca.

Zacisnął szczękę i przeszedł przez furtkę, kierując się do drzwi drogą, która była najbardziej oddalona od budy. Dopiero kiedy przystanął na ganku, odwrócił wzrok od wilczaka i zapukał.

Spodziewał się długo czekać, bo w końcu była szósta dwadzieścia. Dlatego zdziwił się, kiedy po krótkiej chwili drzwi otworzyła mu matka Liama. Choć ona była chyba najlepszym wariantem w tej sytuacji. Nie licząc samego Dunbara, który już dawno powinien być na nogach.

Theo zauważył zdziwienie na twarzy kobiety, jednak nie przejął się tym, przybierając swój typowo uprzejmy uśmiech, którego używał na co dzień w pracy. Dobre wrażenie to podstawa.

Bo fakty to zupełnie inna sprawa.

- Dzień dobry, wstał może Liam? Mieliśmy jechać razem do szkoły - powiedział, a blondynka wydała mu się jeszcze bardziej zdumiona. Po chwili jeszcze dodał: - Swoją drogą to przepraszam za tak wczesne najście.

- Nie, nic się nie stało - posłała mu pogodny uśmiech, po czym otworzyła szerzej drzwi. - Wejdź.

Brunetowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, już wystarczająco się wychłodził. Tym bardziej, że nie zamierzał stać tak cały czas plecami do wilczaka. Nie ufał psom.

- Nie zmarzłeś w tej bluzie? - spytała kobieta, kierując się w głąb korytarza, podczas gdy on zamknął za sobą i ściągnął buty.

- Nie - skłamał, choć sam nie wiedział, dlaczego. - Jestem zimnolubny - ciągnął, zdejmując torbę z ramienia. - Liam jeszcze śpi?

- Najpewniej tak. Wczesne wstawanie nie jest jego mocną stroną - odpowiedziała, zatrzymując się w drzwiach do kuchni. - Tylko bądź cicho, mąż i córka jeszcze śpią.

Theo skinął głową, a pani Dunbar zniknęła w pomieszczeniu. Zielonooki momentalnie przybrał znowu swój bezemocjonalny wyraz twarzy, kierując się na schody. Wystarczyło mu, że w pracy często musiał silić się na uprzejmości.

Po chwili znalazł się na piętrze i krótko pukając, cicho wszedł do pokoju młodszego. Przez zasłonięte rolety, w pomieszczeniu panował niemal całkowity mrok, a Raeken widział tylko niektóre kontury. Dlatego po prostu zapalił światło i sekundę później usłyszał jęk niezadowolenia. Liam zakopany w kołdrze objął silniej poduszkę, chowając w niej głowę.

- Nie wyraziłem się wczoraj jasno? - syknął brunet, starając się stosować do nakazu cichego zachowania. Choć najchętniej podniósłby głos, żeby do niebieskookiego wyraźnie wszystko dotarło. - Już dawno powinieneś być na nogach, szczeniaku.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz