Rozdział 57

2.8K 124 613
                                    

Theo wpatrywał się w lustro. Miał wrażenie, że wyglądał trochę lepiej, a przynajmniej jeżeli chodziło o obrażenia. Pomimo relatywnie przespanej nocy twarz miał zmęczoną, ale przynajmniej już bez zadrapania czy rozcięcia na łuku brwiowym. Po sińcach na plecach zostały jedynie słabo widoczne ślady, ten na ręce także się podgoił. I świeże były tylko głębokie cięcia na prawym przedramieniu, które znacznie wyróżniały się na jego bladej skórze. On jednak niczego nie żałował, wciąż twierdząc, że zasłużył na więcej.

Był taki słaby.

Zacisnął szczękę i założył koszulkę na długi rękaw. Wyciągnął z telefonu żyletkę i pod strumieniem wody zaczął czyścić ją z zaschniętej krwi.

Wyjazd Dereka odbił się na nim bardziej niż myślał. Długo nie mógł zasnąć przez toksyczne myśli, które nie dawały mu spokoju. Poddał się, gdy już od dłuższego czasu nie słyszał ruchu w mieszkaniu. Deucalion spał, kiedy on sięgnął po tą żyletkę, którą od jakiegoś czasu miał schowaną w obudowie smartfona. Ciął się, hamując łzy, których tak bardzo nie cierpiał. Przez które nie cierpiał siebie. Pomimo starań, te i tak potoczyły się po jego policzkach, w tamtym momencie był wściekły, a głębokie i wyjątkowo liczne rany były tego najlepszym dowodem. Coraz bardziej chciał podciąć sobie żyły w ten odpowiedni sposób.

Zakręcił wodę i podwinął prawy rękaw. Na wewnętrznej stronie przedramienia widniało niemal tyle samo cięć, ile miał na lewej ręce. Spojrzał na żyletkę, którą trzymał w dłoni. Cholera, powinien to zrobić. Wciąż za mało, zasługiwał na więcej. Przesunął ostrzem po skórze, poddając się bólowi, który zdążył poznać już tak dobrze. Wydarzenia z ostatnich dni ciążyły na nim niemiłosiernie, a on czuł, że sobie z tym nie radzi. Wykonał kolejne, głębokie cięcie. Tak bardzo zasługiwał na ból, na karę. Liam przez niego otarł się o śmierć, Derek wyjechał, a Luke obwiniał Hale'a za to co spotkało Bretta. To wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby tylko umiał dokonywać lepszych wyborów. Następna rana, pomiędzy poprzednimi, a on czuł jak wzbierające się łzy zamazują mu widok. Luke miał rację, to on powinien zaćpać się na tamtej imprezie. On powinien nie żyć, nie Brett.

Parę kropel świeżej krwi spadło na umywalkę. Theo znów przejechał ostrzem po skórze, znacznie bliżej widocznych żył nadgarstka. Ból przeszywał jego rękę, która już powoli zaczynała drętwieć. On jednak wykonywał kolejne cięcia, dając upust emocjom i złości na samego siebie. Brzydził się sobą i teraz rozumiał ojca. Poza wyglądem, miał też obrzydliwy charakter, obrzydliwie słaby. Niemęski. Wiedział, że ojciec by go za to ukarał, dlatego teraz on sam wymierzał sobie karę, zatapiając żyletkę w skórze. Tą formę wyciągania konsekwencji znosił lepiej od bicia, ale czy zasłużył na takie złagodzenie? Czuł, że nie. Zacisnął powieki, ból wyciskał z niego kolejne łzy, których tak bardzo nienawidził. Tak bardzo chciał wreszcie przestać czuć, odciąć się od całego świata. Zniknąć, zabić się. Wszyscy by na tym skorzystali, widział jakim ciężarem był dla bliskich. Wyjazd Dereka tylko to potwierdzał.

- Theo, wychodzisz? - Wystraszony nagłym głosem Raeken, schował żyletkę w pięści i w panice opuścił rękaw, ocierając łzy. W tym czasie Deucalion zapukał krótko i nie czekając na pozwolenie, wszedł do środka. Theo przymknął oczy, przecierając je prawą ręką, która piekła go przez opuszczony materiał na świeże rany. - Musimy już jechać do szkoły, jeżeli masz zdążyć.

- Już zaraz wychodzę, możesz iść - wychrypiał, bojąc się, że zaraz głos mu się załamie. Łzy cisnęły mu się pod zamknięte powieki, a on czuł jak serce szaleńczo bije mu w piersi. Zacisnął mocniej lewą dłoń, w którą wbiła się trzymana żyletka.

- To jest krew? - Deucalion podszedł bliżej. Theo nie miał wyboru, musiał otworzyć oczy i spojrzeć w miejsce, które wskazywał mężczyzna. Jego wzrok padł na umywalkę, gdzie rzeczywiście sunęły niewielkie krople posoki. Dorosły odwrócił się z powrotem do niego, a on nie potrafił spojrzeć mu w oczy. Stał tak ze spuszczoną głową, starając się jakoś ukryć prawą rękę, na której rękaw zaczął nasiąkać krwią. Czuł na sobie wzrok Deucaliona, który przyprawiał go o dodatkowy stres. Dlaczego nie poszedł od razu? - Theo pokaż, co masz w ręce.

Pain In Your Soul  |Thiam AU|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz