L

282 23 0
                                    

            Draco zdecydowanie miał dość eliksirów, za czasów Snape były one kompletnie innym levelem poniżania Gryfonów, a Slughorn niemal czcił Pottera i Granger. Nie, aby był obrażony, iż nie został zaproszony do Klubu Ślimaka, tak jak jego przyjaciel Zabini, bo i tak nie miał ochoty na odstawianie szopki, opowiadanie o rodzinie. Wiadoma sprawa ciążyła mu na sercu, a Blaise dostał od niego od górny zakaz mieszania między nim, a Ginny. Chciał znów z nią pogadać, albo może tylko posiedzieć w ciszy, polatać na miotle... Ona teraz latała z Harry'm. Kilka razy przed lub po swoim treningu, widział, jak we dwoje zaśmiewali się do płaczu, przez co krew go zalewała. Nauka szła mu dobrze, tak jak zwykle, nie musiał wkuwać godzinami, by mieć dobre oceny, ale na co komu wyniki skoro nie miał z kim być szczęśliwym...

- Merlinie! – warknął Malfoy rozdzierając list. – Ile minęło? Tydzień? A ta przeklęta Granger już chce robić spotkanie prefektów! Dopiero rozmawialiśmy w pociągu!

- To są właśnie Gryfoni. – skomentował Nott, co tylko jeszcze bardziej wkurzyło chłopaka, sam się przekonał, iż nie wszyscy Gryfoni tacy byli...

Ruszył do umówionej sali razem z Pansy, której usta się nie zamykały. Wyjawiała mu plotki, które słyszała, co go ani trochę nie interesowała, aż do momentu, gdy wspomniała:

- A Potter podobno zainteresował się Weley'ówną! Dasz wiarę? Pasują do siebie, oboje są kanaliami.

Zacisnął pięści i usta. Zdusił w sobie jęk.

Wszystko, byle nie to.

Zdawał sobie sprawę, że Pansy często gadała od rzeczy, ale w końcu, skoro Ginny już więcej go nie broni, to co ją oddala od Świętej Trójcy? Kompletnie nic. Nawet połączyła ich nienawiść do niego, a kto jak kto, Ślizgon wiedział, iż nienawiść łączy. Ci, którzy już znajdowali się w pomieszczeniu poczuli zażenowanie, gdy dwójka weszła, nikt nie wyszedł z inicjatywą przywitania, więc po prostu nastała cisza. Chwilę później doszedł Ernie i Anthony, więc Hermiona zaczęła:

- Jak już wiadomo, Voldemort powrócił...

Parkinson parsknęła, a Draco poczuł, że mógłby się rozebrać i zjeść swoje ubrania. Gryfonka najwyraźniej obawiała się konsekwencji tego kontrowersyjnego zdania, bo na jej twarzy nie odmalowało się zdziwienie, gdy Pansy cała rozbawiona syknęła:

- Ah, no tak, w końcu TY przy tym byłaś, a my wszyscy wierzymy s z l a m i e.

- Tak się składa, że to prawda. – poparł przyjaciółkę Ron.

- Alleluja. – szepnęła soczyście. – W takim razie powinniśmy raczej zacząć się żegnać z takimi, jak ona.

- To, że jej rodzice nie są czarodziejami, nie znaczy, że jest jakkolwiek gorsza!

- Ron, spokojnie. – następne słowa zwróciła już ku grupie. – Powiem, jaki mam pomysł, a następnie zagłosujemy. Nie musisz być na ,,tak", Pansy.

- Słuchamy cię, Hermiono. – zapewniła Padma.

- Czasy zrobiły się nieprzyjazne, wiele uczniów boi się o swoje rodziny, o siebie, w takich warunkach ciężej się uczyć. Pomyślałam, że moglibyśmy coś z tym zrobić...

Kolejne dwadzieścia minut opowiadała o wybitnie okropnych pomysłach. Draco wiedział, czego chciał Czarny Pan. Nie pojedynczych mugolaków, lecz Dumbledore'a. Celował wysoko, chciał zawładnąć światem, a głupia pomoc młodszym uczniom, spotkania integracyjne nadawały się do psychiatria. Zresztą oni powinni się bać, nie mieli pojęcia, iż jeszcze w tym roku szkolnym on będzie chciał werbować do swojej akcji te dzieciaki, zastraszać je, wykorzystywać. Po trupach do celu.

- ...i co wy na to?

Jak można było się spodziewać uzyskała pochwały ze strony prefektów Hufflepuffu i Ravelclawu, którzy przyznali, iż również zaobserwowali strach u młodszych uczniów, nieprzyjemne szepty i ogólną przykrą atmosferę.

- Głupota. Z łaski swojej nawet mnie nie zapraszaj na te idiotyczne spotkania. – fuknęła Pansy oraz wyszła zerkając jeszcze na Dracona z nadzieją, iż ruszy za nią.

Strasznie gryzło go sumienie. Przecież wiedział. Mógł coś zrobić.

- W porządku. To kto jest na ,,nie"?

Sześć par oczu zwróciło się na Ślizgona.

- Rozumiem genezę doprowadzającą nas do tego pomysłu, aczkolwiek w mojej opinii, te wszystkie wymienione sposoby w niczym nie pomogą. Dzieciaki nie boją się Czarnego Pana, boją się nieznanego. Jeśli chcecie im pomóc raczej nauczcie ich silnej woli, bo z każdej strony będą ich nagabywać na jego stronę, a czasami po prostu nie ma się wyboru. – powiedział bez żadnych uczuć, mimo, iż w środku się w nim grzało.

Zrobił, co powinien. Nastąpiła pora, by wyjść i zostawić ich z tymi zszokowanymi twarzami. Już naciskał na klamkę, gdy Ron mruknął:

- Zawsze ma się wybór.

Malfoy uśmiechnął się pod nosem.

- No tak, zapomniałem, iż wy, Gryfoni, jesteście skłonni umrzeć za najmniejszą głupotę.

Skierował się na dwór, słońce już zaszło, ale została jeszcze poświata, więc nie było do końca ciemno.

Może powinienem był wybrać śmierć. Po prostu odmówiłbym, nigdy nie wyryliby mi tego przeklętego Mrocznego Znaku i kto wie? Zostałbym bohaterem! Potter dla wszystkich jest bohaterem, bo co? Bo jest sierotą? Czarny Pan zabił mnóstwo ludzi, wiele osób straciło rodziny, ale w końcu Potter był znakomitym czarodziejem, czyż nie? Tyle razy bez niczyjej pomocy go pokonał! Żałosne.

Nie było to żadnym sekretem, że Draco nigdy nie czuł się doceniony. Nastawiał karku, został praktycznie przymuszony do wstąpienia w szeregi Śmierciożerców, lecz to nie on był bohaterem, bo w końcu nie wybrał śmierci. Roześmiał się na głos.

Jak zwykle do nikogo nie dochodzi najczystsza oczywistość: miliard razy łatwiej jest umrzeć, niż żyć w cierpieniu.

A on zdecydowanie cierpiał. Obrywał z każdej możliwej strony.

                      W pokoju wspólnym Gryffindoru została już tylko czwórka uczniów.

- Wszystkim podobał się twój pomysł, Ginny.

- Ale chyba nie powiedziałaś, że był mój?

- Nie, przecież obiecałam.

- Nie wszystkim znowu się podobał, chyba zapominasz o Ślizgonach.

- Właściwie nie można zaprzeczyć, iż Malfoy był bardzo pomocny. To, co zaproponował było świetne, uważam, że wprowadzenie tego w życie powinno być naszym priorytetem.

- Co powiedział? – dopytała.

- Że powinniśmy się skupić na kształceniu dzieciaków, by nie dały się zastraszać, pewnie mnóstwo osób będzie chciało je zmanipulować. W końcu my nie pamiętamy ostatniej wojny, a co dopiero one. Muszą wiedzieć, że nasza strona jest jedyną dobrą opcją.

Rudowłosą zatkało.

Czemu miałby mówić coś takiego? To brzmiało jak...ostrzeżenie.

- Już go tak nie chwal. – sarknął Ron. – Uszło twojej uwadze, iż powiedział ,,Czarny Pan", a nie ,,Voldemort"? Może Harry ma rację, może Malfoy jest Śmierciożercą.

- Po co byłby mu siedemnastolatek? – po raz kolejny powiedziała Hermiona.

- Lucjusz siedzi za kratkami, tak jak inni. Voldemort potrzebuje nowych pachołków i – choć nie wierzę, że to mówię – Malfoy ma rację. On się przed niczym nie cofnie, by wygrać, potrzebuje nawet młodych, nawet takiego Malfoy'a właśnie. – zabrał głos Harry uciążliwi nad czymś myśląc. – Ale musimy uważać, Draco wie rzeczy, wszystko, co mówi może być pułapką... - wstał i jak zahipnotyzowany ruszył po schodach do dormitorium. 

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz