XI

410 28 13
                                    

                          I choć próbowali nie zasnąć, zimno i zmęczenie wzięło górę. Obudziły ich dopiero promienie wschodzącego słońca. Chłopak odgarnął rude włosy z własnej twarzy i musiał wziąć bardzo głęboki wdech, by nie zacząć krzyczeć na widok dziewczyny leżącej na jego torsie. Spojrzał na swoją spuchniętą kostkę, wiedział, że jakikolwiek ruch przysporzy mu ogromny ból. Oboje byli cali podrapani, wyziębieni i wcale nie pełni energii po śnie.

- Tam jest jedna z wież. – mruknęła wstając i wskazując palcem gdzieś wyżej nad lasem. – Nie jesteśmy aż tak daleko.

- Alleluja. – warknął i również wstał, ale zaraz się zachwiał.

- Dobrze, że Pomfrey nie zadaje pytań. Dasz radę, czy mam iść sama i zawołać pomoc?

- Nic mi nie jest. – syknął i ruszył, ale każdy krok był pełen głośnych jęków w głębi duszy.

W dzień Zakazany Las wciąż nie był zbyt przyjemnym miejscem.

- Weasley!

Nie zdążyła spojrzeć na chłopaka, bo nagle coś podniosło ją do góry niemalże miażdżąc jej płuca.

- Puść ją! – krzyknął i zaczął rzucać w olbrzyma kamieniami.

Trochę to potrwało zanim go usłuchał. Ginny obolała znalazła się na ziemi biorąc ogromne wdechy. Olbrzym zrobił smutną minę i odszedł powodując mini trzęsienie ziemi. Spojrzeli na siebie, brakowało im słów, bo dlaczego blisko szkoły istnieje las pełen strasznych stworzeń i agresywnych roślin?

Wielkie było ich szczęście, gdy doszli do błoni, na których było kompletnie pusto.

- Malfoy, Skrzydło Szpitalne jest w tamtą stronę.

- Idziemy najpierw zobaczyć czy nasze różdżki zostały w tajemnym przejściu.

Rudowłosa drgnęła na myśl o powrocie tam. Zauważyła też, że gdy chłopak był skrajne wyczerpany był też znośny. Nie wyzywał jej na każdym kroku, traktował ją jak każdą inną osobę: oschle. Tym razem nawet nie kazał jej zamykać oczu. Tajemnicze przejście znajdowało się na piątym piętrze obok obrazu jakiś dziwnych urzędników. Wystukał kod i znaleźli się w środku, ich różdżki znajdowały się kilkadziesiąt metrów od wejścia, a po glutowatej mazi nie było śladu.

- Co wam się stało? – wydarła się Pomfrey sztywniejąc na ich widok.

- Mam zwichniętą kostkę, niech pani coś z tym zrobi.

- Co ta młodzież teraz robi? Wymykają się dwójkami i wiadomo, co się dzieje... - szepnęła, ale nie aż tak cicho, by tego nie usłyszeli.

Serca zaczęły im bić szybciej, co by się stało, jeśli ktokolwiek z ich znajomych, by się dowiedział, albo przynajmniej zaczął ich o coś podejrzewać? Za żadne skarby musieli milczeć o tych kilku godzinach, aż po grób. Pielęgniarka wróciła z maścią i kazała chłopakowi posmarować spuchliznę.

- A tobie, co?

- Jeśli mogłabym prosić o coś rozgrzewającego.

Chwilę później dostała kolorowe kulki w słoiku.

- Wlej je do wanny podczas kąpieli.

- Dobrze, dziękuję.

Kobieta zostawiła ich samych, Ginny już chciała kierować się do wyjścia, ale Malfoy ją zatrzymał.

- Weasley, posłuchaj, nikt nie może się dowiedzieć, zrozumiałaś?

- Uwierz, w moim interesie też nie jest, by to wyszło na jaw.

- Świetnie.

- Świetnie.

Wszyscy jedli śniadanie, więc dziewczyna łatwo znalazła się w swoim dormitorium. Zrzuciła z siebie potargane ciuchy i głęboko je schowała. Godzinna kąpiel zadziałała wybawiająco.

Jak dobrze, że jest sobota.

- Ginny! Gdzieś ty była?

- Spałam u Luny. – odpowiedziała automatycznie. Przy takiej ilości braci, kłamanie, zwalanie winy, granie niewiniątka miała już we krwi.

- Już myślałyśmy, że z Malfoy'em zabawiłaś.

Zaśmiała się sztucznie.

- I co jeszcze? Spotkałam Merlina?

Draco doczłapał do dormitorium i rozsiadł się na łóżku. Rozkazał Crabbe'owi i Goyle'owi iść do kuchni i przynieść mu coś do jedzenia. Został z Blaise'm, który patrzał na niego wyczekująco.

- Czego chcesz?

- Albo ty mi powiesz, albo wyduszę wszystko od Weasley.

- No tak, zapomniałem, że zaprzyjaźniłeś się z tą mętom.

- Całkiem spoko z niej laska. – zaśmiał się.

- I może jeszcze zamierzasz zacząć czcić Pottera i jego bandę.

- Spokojnie, oni są nie na naszym poziomie.

- A Weasley jest?

- Zabawna z niej dziewczyna i ostra. Sam przyznaj.

- Chyba ruda, biedna i nadająca się tylko do szorowania podłóg.

Blaise przewrócił oczami.

- Ja potrafię przymknąć oczy na to, że jest z Gryffindoru. – mruknął. – No, to jak tam wasza upojna noc minęła?

- O czym ty mówisz, Zabini?

- O tym, że widziałem jak wychodziliście rano z lasu.

Malfoy'owi od razy zrobiło się gorąco.

- Piśniesz komuś słówko, a będziesz skończony. Dobrze, wiesz, do czego jestem zdolny. – warknął wściekle.

- Czyli nici ze szkolnej dramy? Nie będzie zakazanej miłości?

- Zabini.

Blaise rzadko potrafił być szczerze poważny, nawet w obliczu wkurzonego Dracona na jego twarzy widniała pełna gotowość do luźnej gadki i żartów.

- Chciałbym zobaczyć miny naszej świętej trójcy, gdyby cię z nią zobaczyli.

Draco nigdy tak o tym nie myślał, ale gdy tak sprawa została postawiona...

Też chciałbym zobaczyć ich miny.

Ale, Merlinie, to brzmiało jak szaleństwo, w dodatku bardzo mdlące szaleństwo. On miał swoją reputację i nawet dla zemsty idealnej, by z niej nie zrezygnował.

Popatrzał na nią znad swojego talerza z kurczakiem na obiedzie. Nie wierzył, że te włosy rano były na jego twarzy. Nie wiedział jak powinien się z tym czuć, ale z pewnością jedyną poprawną odpowiedział powinno być: źle.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz