LXV

296 22 26
                                    

            Zgromadzili się, jak na ścięcie. Harry i Ron obrażeni na cały świat, Nott, Crabbe oraz Goyle nie wiedzieli dokładnie co ze sobą zrobić. Czy byli dalej po stronie Dracona, któremu strzeliło nagle coś do głowy i zaczął kręcić z Gryfonką? Czyżby po raz pierwszy poczuli, iż są bardziej po stronie Pottera? Pansy przyszła spóźniona, choć i tak nie było jeszcze żadnego nauczyciela. Zupełnie, jakby stwierdzili, że przebywanie w jednym miejscu w tym samym czasie tej grupki ludzi, jest cierpieniem samym w sobie. Draco i Ginny nie rozmawiali, ale stali obok siebie trochę niezręcznie. To nie tak chcieli spędzić całe dwa tygodnie. Blaise pojawił się w umówionym miejscu w dobrym humorze, może nie przeszkadzała mu wizja porządkowania tysięcy składników eliksirów, ścierania hektarów kurzy, paprania się w błocie, czy czegokolwiek, co wymyślono im na szlaban, ale chłopak rzucił głośne powitanie, które skierował do wszystkich, w odezwie dostał ciszę.

- Weźcie się, to się w końcu zacznie robić nudne. Czaję, że wy się nie lubicie, wy jesteście zazdrości. – wskazywał palcami na poszczególne osoby. – To jest dość oczywiste, że przez tyle lat nie można było mówić o żadnej sympatii pomiędzy naszymi domami, ale dajcie już spokój. Oni się lubią, i co? Ktoś rzuci na nich zaklęcie, by przestali?

- Ona go otruła! – ciągnęła swoje Pansy.

- Nie, Parkinson, nie otruła go. On ją lubi. A ja uważam, że są naprawdę uroczy.

Ginny spuściła głowę. Przecież w jej zamiarze nigdy nie było pokłócenie się z bratem i jego przyjacielem. Nie chciała urazić Harry'ego, bo wolała Draco. To się po prostu stało. Miała przepraszać za własne uczucia? Nie. Nie miała tego w zamiarach. Za to marzyła, by co poniektórzy przyjęli do wiadomości prawdę.

- A na rozluźnienie atmosfery przyniosłem... - uderzył dłońmi w uda, jakby chciał naśladować werble. - ...ognistą! – wyciągnął zza pleców trunek.

O na Merlina...

Odkręcił buteleczkę i pociągnął pierwszego łyka. Podał Malfoy'owi. Ten poszedł w jego ślady.

Na trzeźwo nie dotrwam końca.

Ginny nie chciała, więc Pansy wyrwała whiskey blondynowi, tak jakby chciała pokazać, że to ona się po nim chętnie napije, skoro Rudowłosa odrzuca taką szansę. Usłyszeli kroki.

- Czy nie uważa pani, pani profesor, że to tylko zaostrzy...

- Nie. – ucięła McGonagall. – Już gorzej być nie może.

Hermiona jęknęła pod nosem.

Nie byłabym tego taka pewna...

Nauczycielka odchrząknęła. Wszyscy wyczekiwali na to, co powie. Spodziewali się najgorszego. Kto wie, nawet zbierania patyków w Zakazanym Lesie...nie było dla nich ratunku.

- Witam, skłócone towarzystwo. Panna Granger, poprowadzi wasz szlaban.

Dziewczyna wyglądała, jakby wiedziała, że dla niej będzie to jeszcze gorsze niż dla reszty.

- Jako, że nie da się was kontrolować, cała ta wasza nienawiść zaszła zbyt daleko, te dwa tygodnie poświęcić na poznawaniu się wzajemnie, by ograniczyć konflikt.

Poznawanie się?

- Panno Granger..?

- No tak. Zaczniemy od gry w prawdę.

- Ostrzegam, jeden krzyk, kolejna bójka i wszyscy spędzicie kolejne miesiące na szlabanie. Rzuciłam już odpowiednie zaklęcia. – dodała jeszcze McGonagall całkiem poważnie, a następnie się oddaliła.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz