XXV

369 25 5
                                    

                          Pod koniec lutego nadszedł czas na mecz quidditcha Gryfindoru przeciwko Rawenclawowi. Ron podskakiwał ze stresu, nie mieli w składzie ani Harry'ego, ani bliźniaków, w dodatku nie mieli zbyt wiele czasów na treningi ze względu na szlabany, gdy już trenowali pogoda zmuszała ich rezygnacji po godzenie. Co prawda dzięki temu byli wyćwiczeni i zahartowani na grę w śnieżycy, ale tego ranka było dosyć słonecznie.

- Debiutancki mecz Ginny Weasley.

- Zapamiętaj to, bo gdy już przyjmą mnie do Harpii, będziesz się mógł chwalić, że rozmawiałeś ze mną przed moim pierwszym meczem.

- I tak nikt mi nie uwierzy. Boisz się?

- Trochę. – wyznała.

Colin przytulił ją szybko dla otuchy.

- Wyjedziesz i pokażesz im kto tu rządzi.

- Tak zrobię, Malfoy zacznie śpiewać swoją piosenkę, a ja spadnę z miotły.

- Wyrzuć go z głowy.

Próbuję od kilku miesięcy. Bez skutku.

- Dam radę. – powiedziała pewnie. – Dam radę? Colin? Dam czy nie? Nie dam rady!

- Dasz radę, dziewczyno!

- Hej. – wtrącił się Dean. – Nie chcę przeszkadzać.

- Nie przeszkadzasz.

- Powodzenia, Ginny.

Wykonuje dziwny, niezręczny gest, jakby chciał ją przytulić, ale słyszy z głębi szatni krzyk Rona:

- Merlinie, pająk! Pomocy!

- To ja... pójdę znaleźć miejsce na trybunach.

- Ja też. – dodaje Creevey i oboje się oddalają.

Nadchodzi ten moment. Wchodzą na boisko. Wszyscy witają ich radosnymi wiwatami. Czuć ducha drużyny. Nie trwa to długo: gwizdek pani Hooch. Głos Lee:

- I wystartowali! Faworytami zdają się być Krukoni, ponieważ ze względu na ogromną niesprawiedliwość Gryfoni zostai brutalnie zmuszeni do wymiany... dobrze, pani profesor...już nie będę. Jejku, ale mam rację...Przepraszam!

McGonagall uśmiechała się pod nosem, ale i tak surowo pilnowała Jordana.

- Wracając do gry... na razie zero goli. Tłuczek leci w kierunku Chang...

Harry Potter obserwował grę z wielkimi emocjami, miał wielkie nadzieje, że jeszcze im się uda wygrać puchar. On i Hermioa trzymali mocno kciuki za swoich przyjaciół zmagających się na boisku, mieli nawet zaplanowane coś specjalnego...

- Czy to już czas?

- Myślę, że tak. Po co zwlekać?

,,Rozkaz" rozszedł się po całym sektorze Gryffindoru w mgnieniu oka, chwilę później głośnym chórem zaczęli śpiewać:

,,Weasley jest naszym królem,

Bramkarzem jest na fest!

Więc zaśpiewajmy chórem:

On naszym królem jest!"

- Świetne! – zaśmiała się rudowłosa w powietrzu, spojrzała na brata, który od razu zmienił się z czerowanego-zestresowanego, na czwerwonego-zawstydzonego. Wszyscy im kibicowali. Musili wygrać, a ona nie mogła zawieść. Cho była niezła, miała jakieś doświadczenie, ale Ginny miała w sobie wiele wiary i siły. Z tego co się dowiedziała (może trochę podsłuchała, ale nieważne...), że Harry i Cho zerwali, więc czy niepięknie byłoby ją pokonać? Musiałby paść jej w ramiona... i...

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz