XVI

396 29 11
                                    

                          Obudziły go promienie wschodzącego słońca. Było przed ósmą, więc Pani Pomfrey wciąż spała tak jak większość uczniów. Ginny spała jak zabita, a Draco oprzytomniał. Nie powinien był w ogóle tam z nią być. Wyszedł najciszej jak potrafił i skierował się do łazienki prefektów. Nie poszedłby na śniadanie w takim stanie.

Czy ona będzie to pamiętać? Była zmęczona, zapłakana... Ale nie pijana przecież. Cholera.

Próbował zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Miał swoją dumę, miał reputacje. Nikt by jej nie uwierzył. Ale ona wie. Lecz co go to obchodzi? O lesie nikomu nie wygadała. Będzie dobrze. Ale tak naprawdę mało obchodziło go, co by pomyśleli inni. Wiedział, że nikt nie odważyłby się o nim mówić źle. Tylko, co ona będzie myśleć? Będzie miała go za mięczaka? Czy stracił w jej oczach wizerunek? Przeszły go dreszcze. Nie powinien był dopuścić do takiej sytuacji!

- Coś ty taki spięty?

- Hm...co?

- Pytałem: coś ty taki spięty? – powtórzył Zabini.

- Nie jestem.

- Yhym, i na stół Gryfonów też się wcale nie gapisz?

- Nie.

- Jak wyszła nocna akcja?

- Nic z tego. – powiedział zanim ugryzł się w język. To znowu jej wina, gdyby nie czekał, aż wejdzie do Wielkiej Sali to byłby skupiony wystarczająco, aby skłamać.

- To gdzie byłeś?

- Nigdzie. Nieważne. Jajecznica ci stygnie.

- Wiesz, że ja tak szybko nie odpuszczam.

Harry i Hermiona zasiedli przy stole. Okularnik był bardzo zaspany i tłumaczył coś przyjaciółce. Draco był świetny w czytaniu z ruchu warg.

- Wyjeżdżają.

- Jak to wyjeżdżają?

Wyjeżdżają do ojca. Ciekawe czy żyje. Weasley się załamie, jeśli nie. Merlinie! Nie obchodzi mnie to. Jej ojciec to zdrajca krwi, tak jak cała ich rodzina...

- Siedzimy tu od godziny, a ty nic nie zjadłeś.

- Nie twoja sprawa, Pansy.

Później został z nim tylko Zabini.

- Wiesz, ja też chyba będę się zbierał...

- Nie. – syknął.

- Powiedz o co chodzi.

- O mojego ojca.

- Co znowu?

- Muszę dowiedzieć gdzie był w nocy. Muszę.

Nie wiedział, dlaczego tak mu na tym zależy. W głębi serca miał nadzieję, że tata nie ma z tym nic wspólnego.

- Na co czekamy? – zapytał zniecierpliwiony Blaise, ale odpowiedź sama mu się ukazała. – Aha.

W przeciwieństwie do Dracona Ginny ani trochę nie zaprzątnęła sobie głowy wyglądem.

Pomfrey ją tak wypuściła?!

Kroczyła w kapciach i samym szlafroku przez Wielką Salę. Włosy miała rozczochrane jak nigdy wcześniej, głębokie dołki pod oczami. I w żadnym, choćby najmniejszym, wypadku nie zwracała uwagi, że nagle zrobiło się kilka tonów ciszej, a każdy wlepiał w nią oczy. Jemu za to było gorąco.

Niech nie pamięta, błagam.

Nie raczyła usiąść obok Świętej Dwójcy oraz była jednym przedstawicielem rodziny na śniadaniu.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz