XX

340 26 3
                                    

- Miesiąc? – szepnęła wściekła Hermiona, gdy Umbridge na śniadaniu poinformowała całą szkołę o odejściu Dumbledore'a, a później o długim szlabanie dla wszystkich 'niesfornych uczestników zakazanych organizacji'. – A kto będzie się za mnie uczyć na SUM'y? Ona sobie chyba żartuje!

- Bardziej mnie interesują te grupki i co Ślizgoni chcą nam kazać robić... - mruknął rozżalony Ron. – Jeśli dostaniemy Malfoy'a to mu strzelę, przysięgam.

Ginny uśmiechnęła się pod nosem.

Dostaną. Na stówę.

Osobiście nie przejmowała się. Szlabany miała we krwi. Wcale nie poświęcała dużo czasu na naukę, a jeszcze wtedy była pewna, że trafi do grupy szlabanowej z Colinem. Niestety los nie był tak hojny.

- O której, bo nie dosłyszałem?

- Pół godziny po kolacji.

- Zabijcie mnie!

- Harry, wyglądasz na niesamowicie przybitego. Ten szlaban to nie taka katastrofa.

- Nie o to chodzi.

Cały czas wzrok uciekał mu na ukos. Stół Krukonów. Cho Chang.

Ciekawe czy zerwali..? Nawet jeśli, nic z tego, dawno dałam sobie spokój.

                                    Po obiedzie dostali kartkę z miejscem spotkania na szlaban oraz ewentualnymi dodatkowymi informacjami. Wielki smutek ją ogarnął, gdy na jej widniało 'sowiarnia', a na Colina 'sala wejściowa; zabrać kurtkę', w dodatku kogokolwiek innego z Gryffindoru nie pytała również nie mieli tego, co ona. Długo rozmyślała, ale nic nie dawało zatracanie się w gdybaniu z kim będzie spędzać każdy wieczór przez najbliższe trzydzieści dni. Zazdrościła bliźniakom, którzy nie zostali rozdzieleni. Tych to nikt nie ruszy... Harry, Ron i Hermiona też mieli pecha, nie byli razem w grupie, najprawdopodobniej różowa landryna stwierdziła, iż będą z nimi mniejsze kłopoty, gdy będą przechodzić przez tortury osobno. Skończyła szybkie wypracowanie na Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami i popędziła na kolację. Zostało tylko piętnaście minut do jej zakończenia. Pokazała Colinowi język, dała kuksańca braciom i usiadła obok Luny.

- Emanujesz pozytywną energią. – stwierdziła swoim spokojnym, rozmarzonym głosem.

- Nawet nie wiem czemu, lecz nie martw się, jeszcze czterdzieści pięć minut i mój humor piorun strzeli. – zaśmiała się.

- Pamiętaj, że ja mam 'obok chaty gajowego', wiesz, co to znaczy?

- Kto wie? Z pewnością coś obrzydliwego!

- Oh, to do ciebie!

Krzywy samolocik rozpłaszczył się na jej kanapce. Rozwarła jego skrzydła i odczytała:

- Powodzenia dzisiaj i przez następny miesiąc. Przyda się.

- Od kogo to?

Ruda podniosła głowę i napotkała wzrok Blaise'a.

On wie kto mnie będzie pilnować. Czy on jest w Brygadzie? Nie, nie. Zabini jest porządny. To znaczy porządny jak na Ślizgona.

Włożyła do ust kiełbaskę.

- Rozejrzyj się, Ginny. -szepnęła Luna. – Wszyscy mają takie załamane twarze... Powinni zjeść kawałek Parselonu.

- Co to jest?

- Nie słyszałaś o tym? To taki żuk, którego się gotuje w dokładnie trzydziestu dwóch stopniach. Działa niesamowicie! Od razu każdy, by skakał z radości. Szkoda, że są takie rzadkie.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz