LI

253 22 4
                                    

- Co jest w tej paczce?

- Coś czego musze się pozbyć. – odpowiedział chłodno.

- No weź, nie można pozbywać się prezentów! Pamiętasz jak Alison Mel dała mi ten durny szalik? Nosiłem go, a ona mnie wielbiła!

- Blaise, nie mam czasu słuchać twoich wywodów, muszę lecieć.

- Sztywny, jak zwykle. – fuknął jeszcze.

Draco skierował się prosto do gabinetu Dumbledore'a, jako prefekt znał hasło, dlatego dostał się do środka bez problemu.

Potter? Co on..?

- Draco! – powiedział wesoło dyrektor. – Ja i Harry już kończymy.

Harry wynurzył głowę z Myślodsiewni, zmierzył wzrokiem Ślizgona i z pewnością zauważył brązowy pakunek, który chłopak trzymał w ręce.

- Yhym, to ja już...pójdę.

- Do następnego razu, Harry! A teraz ty, Draco, co u ciebie słychać?

Jak na niego przystało, zignorował pytanie.

- Miałem to panu przekazać, ciąży na tym klątwa.

- No tak, w końcu masz mnie zabić. Pokaż to tylko...ciekawe....bardzo silny obiekt magiczny...To pewnie od...

- Borgina & Burkesa, tak.

- Niech no się zastanowię...w sobotę jest wypad do Hogsmeade, czyż nie?

Draco kiwnął głową.

- Mam pewnego zaufanego...przyjaciela w tej wiosce, nie mogę jednak spotkać się z nim osobiście. Umówiłbym was pod Trzema Miotłami, dałbyś mu ten naszyjnik?

- W porządku, lecz jeśli Czarny Pan ma mi ufać, czy nie będzie to podejrzane, iż Panu się nic nie stanie?

- Draco, ufasz mi? – pytanie zawisło w powietrzu.

Zaufanie było czymś, co tylko głupi ludzie rozdawali na prawo i lewo, a on nie był głupi. Na twarzy Dumbledore'a pojawił się mały uśmieszek.

- Tu w Hogwarcie nic ci nie grozi, a zostaniesz tu do czerwca. Tak, dobrze słyszysz. Uważam, iż nie powinieneś odwiedzać mamy na święta. Wracając, do końca tego roku szkolnego włos ci z głowy nie spadnie, bo będę tutaj. Ustalmy jedno, ja zajmę się wszystkim, a ty tylko odwlekaj wszystko do końca czerwca.

- A co się wtedy stanie?

- Umrę. – oznajmił pogodnym głosem, co tylko umocniło chłopaka w przekonaniu, iż z tym starcem było coś porządnie nie tak.

- Świetnie. W takim razie, jak nazywa się ten przyjaciel?

- Aberforth.

                              W sobotni poranek wszyscy zgromadzili się przy bramie, a Filch z szatańską dokładnością sprawdzał zgody rodziców.

- Zawsze to samo.

- Dałby już sobie spokój.

- Na gacie Merlina, zaraz zamarznę!

Malfoy'owi się nie spieszyło, miał jeszcze dużo czasu do spotkania. Gdzieś w tłumie mignęła mu rudowłosa, nie wiedział z kim się wybierała miał tylko nadzieję, iż nie był to Potter. Nareszcie nadeszła jego kolej, a woźny jedynie kiwnął głową i pozwolił mu ruszyć w stronę wioski. Cieszył się, że Zabini wyrwał kolejną dziewczynę i nie musi go wodzić za nos. Samotny spacer go orzeźwił, lecz i nawet ciepłe rękawiczki nie uchroniły jego delikatnych dłoni. Postanowił wpaść na wino z sokiem malinowym na rozgrzanie. Rosmerta nie dała się długo przekonywać. Nie musiał być pełnoletni, wystarczył jego dar przekonywania. Pakunek trzymał na kolanach. Wokoło było głośno, co zdecydowanie go irytowało, na szczęście w pubie nie było nikogo, kogo, by nie chciał widzieć. Zbliżała się godzina spotkania, zapłacił i ruszył jeszcze do łazienki, mimo jednej kabiny nie było kolejki. Mył już ręce, gdy usłyszał:

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz