XVIII

391 25 10
                                    

                          Bardzo nieprzytomnym trzeba być, aby nie zrozumieć zaistniałej sytuacji, a oboje – Ginny i Draco – byli całkiem świadomi, a przynajmniej już po fakcie. Rudowłosa zareagowała dużo szybciej; z całych sił pchnęła Ślizgona, który upadł na podłogę, nie odczuł jednak bólu ze względu na wysoki poziom adrenaliny. Z trzeźwym już umysłem wstał i wyszedł nie mając ani grama odwagi, by na nią spojrzeć. Panika napłynęła od razu po znalezieniu się na korytarzu, nie zapanował nad emocjami, jak to miał wyuczone przez lata, ale puścił się biegiem na dwór. Minął mnóstwo ludzi, którzy z wielkim zdziwieniem śledzili go wzrokiem. Dopiero, gdy poczuł mroźne powietrze wyhamował i oparł ręce na kolanach szybko oddychając. Blaise miał duży ogród, więc dał radę zaleźć pusty zakątek bez palaczy. I wydarzyło się coś, co nie miało miejsca od...lat. Chłopakowi, który dusił w sobie wszelkie uczucia, pokazywał światu jedynie poważną, opanowaną wersję siebie, często arogancką, naleciały łzy do oczu. Wgramolił się w szparę pomiędzy drzewem, a krzakami, by mieć pewność, że nikt go nie znajdzie, zaczął niemal bezgłośnie łkać. Otulił kolana rękami i schował pomiędzy głowę. Co się z nim działo? Co było nie tak? Czy naprawdę pewna Gryfonka zdołała doprowadzić Malfoya do takiego stanu? Pewne rzeczy na świecie były surowo zakazane. Jedną, z ów żelaznych zasad z pewnością było nie całowanie tej dziewczyny przez niego. Jak dobrze wiedział, dzięki ojcu, nie trzymanie się przepisów niesie nieprzyjemne konsekwencje. A Draco dałby wszystko, aby ich nie sprowadzić na siebie. Tylko, że było już zdecydowanie za późno. Przepadł. Potrzebował całej godziny, aby skończyły się siły na płacz. Bolało go gardło, bolała go głowa, ale nic nie było w stanie przebić bólu gdzieś w środku, nie był fizyczny. Nie mógł wziąć tabletki, odczekać kilka minut i zapomnieć o jakichkolwiek niedogodnościach. To było coś, czego nie dało się cofnąć. Do tego dochodził przeogromny strach, miliony, jeśli nie miliardy obaw. Co dalej? Jak ma się zachowywać? A przede wszystkim: jak na głowę pieprzonego Merlina ma przestać chcieć, by to się powtórzyło? Jak ma zapomnieć o tych brązowych oczach z blaskiem podniecenia zmieszanym z trwogą, rudymi, długimi włosami proszącymi się o głaskanie, świetnej figurze, o tym jak niesamowicie wyglądała w zielonej sukience i o tym jak bardzo chciałby zobaczyć ją w jego ślizgońskich szatach? Dobry Boże chrońże Dracona Malfoy'a przed uczuciami, których nie odczuwał od lat. Zdarza się jednak, iż gdy coś zatrzymujemy, nie pozwalamy wyjść, nareszcie miejsce się kończy... To tak jak z pompowaniem balonów. Do pewnego czasu możesz dmuchać. Granica jest cienka. Balon wybucha. Zebrał siłę i próbował wymazać sobie to z pamięci, albo przynajmniej naprawić tego balona! Wyszło na to, iż nie wszystko da się naprawić, nawet zaklęciem reparo. Nie mógł siedzieć na śniegu pomiędzy krzakami całą wieczność. Nie zniósłby zobaczenia jej, więc skierował się ku wyjściu, ale jak już dawno zrozumiał – nie miał dziś szczęścia. Na drodze stanął mu organizator feralnej imprezy. I pomimo ciemności zauważył maksymalnie zaczerwienione oczy przyjaciela. Taka sytuacja wydała się Blaise'owi tak niewiarygodna, iż zaczął mocno wątpić w swą trzeźwość. Wtem ku nich sunęła Pansy krzycząc na cały ogród ich imiona. Draco posłał Zabiniemu błagające spojrzenie i wyminął go z prędkością światła opuszczając teren posiadłości. Nie miał pojęcia, która jest godzina, ale na ulicach co jakiś czas przewijały się grupki mugoli. Nie wiedział, gdzie ma iść. Wstąpił do pierwszego, lepszego otwartego sklepu i zwinął z półki wódkę. Znał wiele magicznych trików, aby nie zostać złapanym przez kamery i wyjść ze zdobyczą. Znalazł nieoświetloną ławkę w bocznej uliczce i zaczął sączyć gorzki napój. Parzyło mu przełyk. To właśnie chciał czuć. W jego głowie znów pojawił się jej obraz. Nie był w stanie odtrącić tej myśli. Powinien podjąć mocną decyzję, której będzie się trzymał choćby świat się walił, a niebiosa paliły.

Kończę z Ginny Weasley.

Od razu poczuł niesamowity przypływ gniewu. Nigdy, ale to nigdy wcześniej nie pomyślał o niej jako o kimś kto ma imię. Ginny? Brzmiało obco, dziwnie w jego umyśle, w stu procentach niecodziennie. A może wyjątkowo? Jęknął w duszy. Nie chciał by była wyjątkowa, Zresztą on n i c do niej nie czuł. Był pijany i podniecony. To takie typowe w jego wieku. Ale on nie był typowy... Czuł silną potrzebę rozwalenia czegoś. Tego było już za dużo. Wypił trunek do dna, wszystko wokół było rozmazane. Straciło kształt jak jego życie. Jaki ma to sens? Czy ona komuś powie? A co ona czuje? Co jeśli ona..? Nie. To nie miało dla niego znaczenia. Tak sobie przynajmniej wmawiał. Rodzice by go wydziedziczyli, gdyby się dowiedzieli. Straciłby każdą rzecz jaką posiadał. Status, całą tę renomę, na którą pracował ciężko. Ta dziewczyna dosłownie była równoznaczna z największą katastrofą jego życia, a Draco nigdy nie zaryzykowałby tak wiele dla kogoś takiego jak ona. Zgadza się? Mruknął przeraźliwie. W co najlepszego się wpakował? W nic! Nie było żadnego problemu. Chciał w to uwierzyć. Zaczął nucić piosenkę pod nosem. Nie potrafił o niej nie myśleć, a tak potwornie marzył o przekonaniu samego siebie, że to nie miało najmniejszego znaczenia... Rzucił pustą butelką i bardzo chwiejnie wstał. Pójdzie i powie jej co jest grane! Zapyta ją! Zrobił dwa kroki i runął na bruk. Nie chciał wiedzieć jak masakrycznie wygląda. Dotarł do ulicy i wyciągnął różdżkę, chciał użyć zaklęcia lumos, ale przed nim pojawił się trzypiętrowy autobus. Wsiadł bez zastanowienia; alleluja, iż był na tyle świadomy, aby nie podać swojego adresu tylko jakiś pobliski. Ktoś mówił coś o jakiejś czekoladzie na gorąco, później o szczoteczce do zębów. Przypomniało mu się, że chwilę temu chciał iść do niej. Roześmiał się. Jaki był głupi. Niemal doczołgał się do domu. Posiadłość była pusta - rodzice byli na bankiecie. Pokonanie schodów okazało się ogromnym wyzwaniem. Dopiero po dwudziestu minutach osiągnął cel, którym była wanna. Kto jak kto, w jakim stanie takim stanie, ale Draco nie położyłby się do łóżka tak brudny. Wrzucił ubrania do kosza na pranie i zaczął lać się niemal wrzącą wodą. Cierpienie, nad jakim miał kontrolę, sprawiało mu satysfakcję. Odpędzało niechciane myli, skupiał się na parzeniu. Nagi ułożył się na poduszce, wcześniej zamykając pokój na klucz. Jedynym osiągnięciem było to, iż mu się nie przyśniła.

                               Poranek nie należał do przyjemnych. Mówiąc poranek, chodzi bardziej o godzinę szesnastą. Sięgnął do szuflady i wypił całą zawartość eliksiru na kaca. Wszystko wróciło w ekspresowym tempie wywołując silną migrenę. Czyli tak teraz wyglądało jego życie? Choć nie chciał, jego dłoń powędrowała do ust. Te usta dotykały jej ust, kilkanaście godzin temu... Tym razem zdecydował się na zimny prysznic. Musiał się ogarnąć. To, że rodzice go jeszcze nie obudzili rozwścieczeni było spowodowane, iż sami byli zajęci odsypianiem bankietu. Z oczami podkrążonymi, typową dla siebie bladą skórą, zszedł, by zjeść coś porządnego. Dosłownie umierał z głodu. Matka zapytała go dopiero wieczorem o imprezę. Z poważną i znudzoną miną odpowiedział, że było w porządku. Przynajmniej to wróciło do normy. Umiejętność ukrywania uczuć. Co nie zmienia faktu, iż rudowłosa pojawiła się jak na zawołanie w jego głowie. Równocześnie poczuł złość, gdy znów rozbrzmiał w myślach dźwięk jej imienia...

Ginny.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz