XXI

345 27 7
                                    

                          Każdy wieczór stał się utrapieniem dla wielu uczniów. Jednak czy ktoś miał gorzej od Ginny? Trzeciego dnia jej były chłopak rozmawiał podczas szlabanu z Cho o Harry'm. Draco szatańsko przyglądał się Gryfonce, gdy tamci rozprawiali w najlepsze o całowaniu, sam nie chciał tego słuchał, ale mina Weasley'ówny wynagradzała mu to nawet z nadwyżką. Piątego dnia Michael spytał Ginny, jak wielu chłopaków wykorzystała i zaczął na nią krzyczeć, iż czuje się wykorzystany i nigdy jej tego nie wybaczy. Malfoy śmiał się pod nosem. Ósmego dnia sam Ślizgon uprzykrzał jej te kilka godzin bez przerwy każąc układać i ściągać słoje, twierdząc, że stoją krzywo, choć nie miało to żadnego znacznie. Wchodziła zestresowana, wychodziła wściekła, całe dni spędzała zirytowana. Po dziesięciu dniach cały zamek błyszczał, ale i tak musieli czymś być zajmowani. Ich zadania stawały się co raz głupsze.

- Dziś będziecie układać w kolejności alfabetycznej nasycone pyłem gwiezdnym kamienie wróżbiarskie.

- Alfabetycznie? One mają jakieś nazwy?

- Oczywiście, widzicie tamtą grubą księgę? Każdy kamień jest tam opisany.

Leżały na wielkim stosie, było ich ze sto. W większości malutkie.

- Ty idiotko, nie widzisz, że ten jest na W, a nie V? – warknął Michael. – Może i nie szanowałaś mnie, ale szanuj alfabet! – zabrzmiało bardzo krukońsko.

- O co ci chodzi tym razem? Te skały mnie nic nie obchodzą.

- Nawet moje uczucia cię nie obchodziły!

Znów zaczyna. Czy on robi to specjalnie?

- No powiedz mi, wydaje ci się, że jesteś wyjątkowa, a prawda jest taka, iż jesteś zwykłą rudą biedaczką. Może to ja litowałem się będąc z tobą.

- Harry nigdy by na ciebie nie spojrzał, sam mi to powiedział.

Ginny zaszkliły się oczy. Nawet nie wiedziała czemu. Zwyczajnie po tylu dniach ciągłego pracowania i słuchania obraźliwych tekstów nadszedł czas wybuchu. Wiedziała, że się umówili, by to powiedzieć i to pewnie nawet nie jest prawdą, ale bała się, iż zasłużyła na takie traktowanie przynajmniej przez Mike'a, a co do Cho, ona po prostu wykorzystywała fakt chodzenia z Harry'm chwaląc się na lewo i prawo.

- Pamiętasz jak mierzyłaś te spodnie w tym dziwnym sklepie mugolskim, gdzie ludzie oddawali swoje stare ubrania? Tak naprawdę kłamałem, strasznie brzydko się ubierasz i wyglądasz jak pyza, wszyscy tak mówią.

- Zamknij się, Corner. – warknął Draco. – Nie chcę słuchać twojego damskiego głosiku.

- Skończyłem już układać swoją część.

- Ja też.

- To zejdźcie mi z oczu.

Została tylko Gryfonka, której zostały kamyki od T do końca. Malfoy machnął różdżką, a wszystkie z powrotem wylądowały w zbitej kupie.

- Nie skończyłaś swojej pracy, więc...

Westchnęła.

- Nie chce mi się już.

Rozłożyła się na kanapie okrytej jaskrawymi chustami i spojrzała na magiczny zegar, który nie wskazywał godziny, ale gwiazdozbiory i planety.

- Myślisz, że możesz robić, co chcesz?

- Mogę. Malfoy, odejmij mi punkty, przedłuż szlaban, cokolwiek, ale nie mam zamiaru wykonywać kolejnej bezsensownej pracy. Nie jestem Syzyfem.

- Po co ci była ta Gwardia?

- Ja przynajmniej robiłam coś pożytecznego, nauczyłam się wielu zaklęć, a ty co? Brygada Inkwizycyjna, co za głupota! Czas Umbridge się skończy, nie oszukujmy się. Patrz. – zamknęła oczy i odpędziła wszelkie emocje. Wyobraziła sobie najweselszą chwilę, jaką potrafiła sobie przypomnieć. – Expecto patronum.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz