LIX

299 19 16
                                    

            Próbowała złapać go od razu z rana po śniadaniu, lecz on zamiast, jak to miał w zwyczaju, iść z zadartym nosem, wolał podziwiać swoje buty i nie widział, jak do niego ukradkiem machała. Czekała na niego po Zielarstwie, ale musiał iść inną drogą. Wybrała się na trening Slytheriniu, musiał ją zauważyć, skoro reszta drużyny, co sekundę się na nią wydzierała, ale wytrzymała, on jednak ani na sekundę się od nich nie odłączył... Wyraźnie był obrażony, ale co go aż tak rozwścieczyło? Że w jego ocenie, go wystawiła, czy dlatego, iż spetryfikowała go razem z Harry'm? Nie mógł wykrzyczeć jej tego w twarz, tylko zachowywać się jak drama queen? Na kolacji wyglądał zjawiskowo, z idealną fryzurą, w koszuli, z biżuterią... Ale nie posłał jej ani jednego spojrzenia, a nawet pozwolił cholernej Pansy Parkinson usiąść na kolanach!

Serio?

Aż się w niej zagrzało. Dopiero się pogodzili, jakiś miesiąc temu, z czego połowę czasu spędzili osobno przez przerwę świąteczną. Miała ochotę posłać w jego kierunku upiorogacka. Na Pansy też. Na nią nawet dwa...

On taki nie jest. Co znów mu strzeliło?

Tylko, jak miała się dowiedzieć, skoro on jej unikał. Wsadzając gorącego pieczonego ziemniaka do ust dostała olśnienia. Przechyliła szklankę, bo poparzyła sobie jamę ustną, zaraz jednak wypatrzyła przy stole Ślizgonów nikogo innego, jak Blaise'a, akurat wymownie przewracał oczami przyglądając się poczynaniom Parkinson, która korzystając z jedynej takiej okazji karmiła Dracona oliwkami.

- Psst! Psst, Zabini!

Odwrócił się zdezorientowany, ale pozwolił odejść reszcie paczki, niezauważenie się wycofał.

- To ja. – Ginny wyłoniła się za posągu.

- Mała!

- Słuchaj, mam pytanie.

- Zawsze pytanie, zawsze prośba, nigdy ,,co tam u ciebie mój najprzystojniejszy przyjacielu, Blaise'ie?" – rozłożył ramiona. – No już!

Podeszła i się przytuliła. Oparł podbródek o jej głowę i delikatnie nimi zakołysał.

- A teraz zadaj to idiotyczne pytanie.

- Idiotyczne.

- Oj tak, bo odpowiedź jest oczywista.

- Nawet nie wiesz o co chcę zapytać!

- Czyżby?

Wziął ją pod rękę i poprowadził w tylko sobie znanym kierunku - gdzieś przed siebie.

- No już. – ponaglił ją z uśmiechem.

Westchnęła. Nie miała kogo innego zapytać.

- O co chodzi Malfoy'owi? – wyrzuciła z siebie.

- Hmm...o co chodzi Malfoy'owi? No, o co może mu chodzić? – odparł dosyć ironicznie, za co dostał kuksańca w ramię. – Auć. Próbowałaś może się domyślić?

- Wiem, ze go wystawiłam, ale Ron wylądował w Skrzydle Szpitalnym, nie miałam jak go poinformować...

- Nie o to chodzi.

- Rzuciłam na niego zaklęcie?

- O tym nawet nie słyszałem, więc na pewno nie o to chodzi.

- Ale powiedział ci wprost o co?

- Draco? Wprost powiedział? Z hipogryfa spadłaś?

- Ahh...to o co twoim zdaniem chodzi?

Pociągnął ją za sobą na ławkę. Panował półmrok, bo jedynym oświetleniem była pochodnia.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz