LXI

273 21 12
                                    

- Pełne skupienie! To nie jest trening, a mecz! – Harry chodził w kółko. Był kapitanem i zależało mu na wygranej, jak nikomu innemu.

- Powiedzcie, że Smith nie komentuje znów meczu. – westchnął Ron poddenerwowany.

- Jak by mógł skoro dziś gra przeciw nam?

Ginny zaśmiała się pod nosem, postanowiła nie mówić, że jedyną osobą, która zgłosiła się do roli komentatora była Luna. Trzymała kciuki za przyjaciółkę, ciekawa była, jak bardzo pokręcona będzie jej relacja meczu.

- Już czas.

Zimne powietrze dostało się do ich płuc, gdy tylko wyszli z szatni. Trybuny nie były pełne, lecz dało się dostrzec wiele plakatów. Gryfoni zagrzewali swoich do walki głośnymi okrzykami. Kapitanowi uścisnęli sobie dłonie, a profesor Hooch dmuchnęła w gwizdek rozpoczynając grę. Gracze wzbili się w powietrze, a każdy zając się swoją robotą.

- Witajcie! – słodki głos Krukoni rozbrzmiał głośno. – Spotkanie Gryffindoru z Hufflepuffem właśnie się zaczęło! Przy piłce Zachariasz...auć, to musiało boleć, nieźle w niego wleciała. Jeśli zostanie siniec polecam maść z liści nopapieruna! Wow, jak oni szybko latają!

McGonagall spoglądała na dziewczynę z niedowierzaniem, zaczęła się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby, gdyby nikt nie komentował meczu...

- Blondyka-Puchonka uderza tę latającą piłkę, jak się nazywa...eee...

- Tłuczek.

- Tłuczek, no tak, dziękuję pani psor!

- Teraz ten wysoki chłopak rzuca, nie trafił...Tak! Dawaj Ginny!!! TO MOJA PRZYJACIÓŁKA! Lecisz! I bramka trafiona! O nie! Przepraszam, miałam być bezstronna, ale co on zrobił! Czy to nie był faul?

Hooch zmrużyła oczy ze zirytowania.

- Teraz kafla ma ten w żółtym! Chwila...oni wszyscy mają żółte szaty...y...no tak, ale gdzie podział się znicz? – Luna bawiła się świetnie, choć nie miała ani grama pojęcia na czym polegała jej praca.

Tłum śpiewał, gdy wpadały bramki, pojawiła się wszystkim znana już przerobiona wersja Weasley jest naszym królem.

- Oh, temu chłopakowi wypadł kijek...pałka znaczy. Leci po nią, cały jest czerwony... Nie przejmuj się, każdemu mogło się zdarzyć! – oznajmiła ciepło, a trybuny runęły śmiechem.

Ginny dziękowałą w duchu, że Dean nie robił scen oraz normalnie podawał jej kafla. Z ich trójki to ona najlepiej strzelała, jednakże Demelza miała wielki talent w wymijaniu przeciwników w dosłownie ostatnim momencie. Coote i Peakes z nudów uderzali tłuczka wciąż w Smitha, aż nareszcie tamten spadł z miotły.

- Gol dla Puchonów strzelony przez... Nie wiem, jak ma na imię, ale całkiem interesująca fryzura te loczki...

- To jest Cadwallader!

- Chyba nie dam rady tego powtórzyć.

Kibice musieli przyznać, że dawno nie byli na meczu, który okazał się kabaretem. Harry wypatrywał znicza, aż w końcu coś złotego mignęło mu gdzieś daleko. Nie miał pewności, lecz poleciał przed siebie.

- Harry, uważaj, bo się rozbijesz! Powinni mieć jakiś ograniczenia prędkości...

Mcgonagall nachyliła się do mikrofonu i oświadczyła:

Sześćdziesiąt do czterdziestu!

- Naprawdę? Dopiero było po dwadzieścia! Spryten posunięcie! Może podziwiać tę agresywną rozgrywkę. Dean Thomas właśnie zderzył się z przeciwnikiem zaraz przed rzutem. Musiało boleć... SZYBCIEJ, HARRY! Ależ to emocjonujące... Ma? Nie ma. Albo ma? Złapał czy nie?

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz