XVII

397 26 20
                                    

                          Siedział rozwalony w swoim pokoju na łóżku. Czuł pustkę. Przez tyle lat uodpornił się na słowa ojca, według którego ośmieszał rodzinę mając gorszą średnią od szlamy Hermiony Granger. Nienawidził jej, czy musiała być taką kujonką? Złapał się na głupim patrzeniu w sufit, więc sięgnął po książkę. Czas leciał mu wyjątkowo wolno, a do powrotu do szkoły został jeszcze cały tydzień. Na święta dostał najnowszą miotłę, zestaw ulubionych kosmetyków do pielęgnacji włosów z najwyższej półki, modne i drogie ubrania, które z pewnością przydadzą mu się na szkolne imprezy. Nudę przerwała sowa pukająca o jego okno.

Draco,

Moi rodzice wyjechali w Alpy, więc szykuj się na największą imprezę u mnie w Sylwestra!

B.Z.

Nareszcie jakaś dobra wiadomość. Marzył o kilku drinkach po tych męczących dniach z rodziną. W dodatku rzucił okiem na swoją szafę, nowe ubrania się przydadzą i wszyscy będą mu zazdrościć.

- Ginny, kto do ciebie napisał?

- To Colin. – nawet nie musiała myśleć po prostu automatycznie skłamała. - Zaprasza mnie na imprezę, ale chyba nie pójdę. Wolę zostać z tatą.

- Skarbie, powinnaś iść! Tacie nic nie jest, a ty najbardziej się przejmowałaś, tyle stresu...

- A miałabym to olać? Mamo, on mógł nie żyć.

- Ważne, że wszystko jest dobrze, a posiadówka z przyjaciółmi na pewno ci się przyda.

- Może i tak.

Co by powiedziała, gdybym przyznała, że to Zabini?

Finalnie zdecydowała się iść choć miała wielkie opory, bo 1. zapewne będą tam sami Ślizgoni 2. okłamała mamę 3. po ostatniej imprezie miała traumę. Jednak tacie faktycznie nic nie było, a oderwanie się od rzeczywistości brzmiało przyjemnie.

                             Blaise nikomu nie podał godziny rozpoczęcia imprezy. Lubił spontaniczność. Pojedyncze osoby pojawiły się już przed dwudziestą, większość przybyła pomiędzy dwudziestą pierwszą a dwudziestą drugą. W tym gronie znajdowała się rudowłosa.

- Zabini, myślałam, że to zwykła domówka! Tu jest chyba z setka ludzi!

- To nawet nie połowa!

- Skąd ty ich znasz?

- Większości nie znam. – zaśmiał się. – Znajomi znajomych, co za różnica, ważne, że coś się dzieje. Chodź do baru.

- Masz w domu bar?

- A kto nie ma?

Pokręciła głową. Bogaci ludzie potrafili być bardzo ślepi. Ona nie miała nawet własnej szafy...

- Sok dyniowy.

- Weź, to Sylwester!

- Ty wiesz ile ja mam lat?

- Szlachetni Gryfoni, wierni zasadom...

Dom był ogromny. Można było go właściwie nazwać willą. Trzy piętra, nowoczesne meble, pełno magicznych udogodnień. Marzenie.

- Draco! Jak zwykle późno.

- Najlepsi goście zawsze przychodzą ostatni.

- Powinieneś zjawić się po północy. Wtedy na pewno zszokowałbyś wszystkich.

Zabini podał mu drinka, a Malfoy zaczął sączyć. Nawet jej nie zauważył. Lecz Ginny patrzała na niego kątem oka. Na palcach miał srebrne sygnety, włosy idealnie ulizane, ale to nie wszystko... Wyglądał jak młody Bóg w niemal do końca rozpiętej białej polówce, skórzanej kurtce, jeansach, które perfekcyjnie przylegały do jego ciała a jednocześnie nie były za ciasne. Robił świetne wrażenie. Jego znudzony wzrok omiatał pomieszczenie, nic go nie obchodziło, czuł się zdecydowanie silniejszy i lepszy od każdego.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz