LXVIII

261 15 53
                                    

                          Fred i George pojawili się w Norze dopiero wieczorem.

- Jak idą interesy? – zainteresował się Harry.

- Patrzysz na biznesmenów, więc może... - zaczął jeden bliźniak.

- ..okaż trochę szacunku. – skończył drugi.

- Mamy paczkę dla ciebie.

- Sam najlepszy towar dla naszego inwestora.

- Nie musieliście.

- Tam gadasz. – powiedzieli jednocześnie.

- A dla mnie? – podniecił się Ron. Kochał magiczne słodycze.

Fred i George zmierzyli go wzrokiem.

- Ah! – żąchnął się. – Bill też nie jest po mojej stronie.

- Woli się lizać na boku z Fleur?

- Woli trzymać stronę Ginny i Malfoy'a.

- On tu jest?

- Mama coś wspominała.

- Jest. – mruknął niezadowolony Harry.

- Ale spokojnie, bo mamy plan...

                              Nadszedł czas spania. Draco ubrał satynową dwuczęściową piżamę z długimi obcisłymi rękawami i luźnymi nogawkami. Ugryzł się w język. Nie był przyzwyczajony do spania na ziemi, ale nie zamierzał kręcić nosem, czy rzucać wyzwiskami... Ułożył się na swoim posłaniu. Już czuł, że rano plecy zdecydowanie utrudnią mu podniesienie się, lecz nie miał wyboru. Zgasili światło. Wtulił się mocniej i zaczął myśleć o Ginny, o jego ostoi spokoju, która pomagała mu zasnąć, nawet gdy leżał wśród wrogów. W końcu odpłynął.

- Harry. – szepnął Weasley. – Słyszę jak pochrapuje. Już czas.

Potter, który leżał po drugiej stronie łóżka przyjaciela, sięgnął po różdżkę.

- Lumos.

Rudowłosy pochylił się i zwolna odkrył Ślizgona. Nie myśleli, co by się stało, gdyby ten się obudził. Byli nastawieni na zwycięstwo. Niemal z obrzydzeniem złapał go za dłoń, aby ją usztywnić i podciągnąć rękaw.

- Delikatniej! – syknął Harry.

- Wierz mi, że walczę z całych sił z chęcią wykręcenia mu ręki, potem może szyi...

Draco westchnął, a oni z kolei wstrzymali oddechy. Kiwnęli sobie głową.

Teraz albo nigdy.

Ron podciągnął satynowy rękaw górę.

- Nie ma.

Przekrzywili głowy z niedowierzaniem. Coś tu nie grało... Nie było zaklęcia, które pozwalało zataić Mroczny Znak, a przecież byli tak pewni swojej racji...

- To nie ta ręka! – półgębkiem wydusił okularnik.

- Kuźwa.

Już mieli sięgać po drugą rękę, gdy na schodach rozległa się kłótnia.

- Stój! Zaczekaj!

- J'en ai marre!

- Wiesz, że nie mam pojęcia, co mówisz! Nie znam francuskiego!

Bill i Fleur zbiegali po schodach, tupiąc jak nienormalni. Gryfoni rzucili się na łóżko, a Harry przekoziołkował i spadł na swoje posłanie. Słyszeli, iż Draco się ocknął. Znieruchomieli.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz