LXIV

360 23 44
                                    

            Już miał z przekąsem wyrazić się o słońcu, którego promienie go obudziły. Lecz gdy zdał obie sprawę, że Ginny słodko pochrapuje na jego ramieniu, odetchnął z ulgą. Niech słońce wpada mu w oczy ile chce, choćby miał zostać spalonym, nie ruszy się, by jej nie obudzić. Zjechał dłonia pod swoją piżamę, po ranach nie było już śladu. Czuł się dobrze. No, miał ochotę porządnie przywalić Potterowi. W końcu zasłużył! Zastanawiał się nad tym zaklęciem, którego Gryfon użył. Secto? Setra? Sectu...pra? Nie znał go, a znał wiele zaklęć. Normalnie wyszedłby ze Skrzydła Szpitalnego grożąc wszystkim dookoła, by następnie wysłać list do ojca. Zapytałby go czy Ministerstwo zatwierdziło te zaklęcie! Oh, ale by się cieszył, gdyby Potter rzucił w niego nielegalnym zaklęciem! Pewnie po raz setny, by mu się upiekło, a Dumbledore wybroniłby go nawet z tego...bo co obchodziło go życie Dracona, lecz chłopak i tak czułby się lepiej od Gryfona, nawet jeśli walkę przegrał, to Harry nie miał szans z potęgą Malfoy'ów, która koniec końców zmiotłaby go. Finalną wojnę by wygrał, nawet jeśli miałby czekać na to lata. Draco nie widział czy wierzył w karmę, ale pewien był, że dyrektor nie mógł bronić swoich ulubieńców w nieskończoność...Dość! Nie ma co sennie marzyć. Nic nie zrobi temu przeklętemu Potterowi. Miał związane ręce. Tak czy siak znajdował się na przegranej pozycji. Nie szkodzi. To Ginny była jego wygraną.

- Jesteś moją wygraną. – mruknął.

Nie miał pojęcia, że dziewczyna zdążyła się przebudzić.

- Słucham?

- Mówię, że jesteś moją wygraną.

Uniosła się. Jęknął z żalu.

- Nie jestem twoim pucharem. Masz mnie za jakieś głupie trofeum?

Przeraził się. Przecież nie chciał się z nią kłócić! Zresztą kompletnie nie to miał na myśli.

- N-nie... Znaczy, chodziło mi o to, że... - zatkało go, patrzała na niego rozgniewanym wzrokiem. Przełknął gulę w gardle. – Boo... - znów urwał.

Roześmiała się.

- Ale miałeś wystraszoną minę.

Zmarszczył brwi.

Tak chce grać?

Zrzucił ją ze swojego szpitalnego łóżka.

- Ohoho-ho! – wstała a na twarzy wypisane miała szaleństwo. – Jesteś martwy.

Wyjęła mu poduszkę spod głowy, przez co runął na materac. Przygniotła mu nią twarz.

- Dusz...sz...szę...

Zlitowała się.

- Chorego człowieka atakujesz, gdzie masz serce? – fuknął. Poprawił rozczochrane włosy i usiadł wygodnie odzyskując swoją poduszkę.

- Jaki obrażalski. – skwitowała.

Usłyszeli kroki i ucichli.

- Dzień dobry. Oh, już masz odwiedzającego. – zauważyła pani Pomfrey. Najwyraźniej nie zauważyła, iż Rudowłosa ma wczorajsze ubrania na sobie. Woleli nie myśleć, co by się stało, gdyby dowiedziała się, iż spali razem.

Draco odchrząknął.

- Tak, tak. Dzień dobry.

Pielęgniarka wyglądała na trochę podszytą strachem, jakoby bała się, iż Blondyn oświadczy niedługo, iż jego ojciec o wszystkim się dowie. Widząc to, dodał:

- Dziękuję. – ledwo przeszło mu to przez gardło. – Już się dobrze czuję.

- Oh. Wspaniale. Może zjecie śniadanie tutaj?

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz