XXVII

320 26 4
                                    

                          Stała jak skamieniała. Szedł w jej stronę tak wściekły, ale wciąż zapłakany. Co mu było? Nie wiedziała dlaczego, ale martwiło ją to. Popchnął ją na ścianę i przyłożył różdżkę do gardła rudowłosej. Oddychała ciężko. A on drżał. Krew się w nim przelewała, nie wiedział jakiego zaklęcia użyć, nie kontrolował swoich ruchów. Było mu tak wstyd, że nie potrafi powstrzymać łez, a ona patrzała na niego taka zatroskana, wciąż wystraszona i zaskoczona, ale jednak zatroskana.

- Draco. – szepnęła.

Coś w jego środku, aż zahuczało. Ginny Weasley wymówiła jego imię. Powoli wyjęła mu różdżkę z ręki i rzuciła ją daleko. Pozwolił jej na to, bo pomimo złości czuł się bezbronny i tak czy siak nie wiedział, jak miałby wyrzucić z siebie emocje, na które nie starczało mu siły. Złapała go za jego dłonie zaciśnięte w pięści. Nie chciał ich cofać. Serio. To właśnie było to, złapała go, a on poczuł się lepiej. Nie potrafił, a nawet nie chciał przy niej udawać kogoś kim tak naprawdę nie był. Co się działo z nim i nią w Zakazanym Lesie, na Sylwestrze, nawet te spojrzenia w walentynki. Nie wiedział, co to, ale wiedział, że z nią jest coś nie tak, była inna, inna od wszystkich wkurzających Gryfonów. I bał się przyznać, ale czuł się przy niej... bezpieczniejszy? Miał jakąś dziwną pewność, że ona nikomu nie wygada, ba, że go nie wyśmieje.

- Jak na inkwizytora chyba w dupie masz zasadę ośmiu cali, zdecydowanie należy ci się szlaban. – zażartowała, a on nawet uniósł lewy kącik ust. A później się posypał.

Runął na jej ramię, pozwalając sobie na to, by ktoś oprócz niego zobaczył jego słabość. I tak już widziała... Trzymała go mocno, ale on jej nie przytulał, jego ramiona były zbyt ciężkie, by dał radę je choćby unieść o milimetr. Zaczęła głaskać go po włosach. Czuła się co najmniej dziwnie. Serce biło jej szybciej, bo on był tak blisko. Miała w swoich ramionach prawdziwego Dracona Malfoy'a. I czuła, że cokolwiek mu się przytrafiło nie zasłużył na to. Nie obchodziło ją, co powiedzieliby jej bracia, Harry, Hermiona, Luna, Colin, rodzice... Ona wiedziała. Nie miała pojęcia skąd, ale wiedziała, że on nie był taki zły za jakiego go mieli. Wtem wybrzmiał dzwonek, a oni się otrząsnęli. Ktoś zaraz będzie chciał skorzystać z toalety. Spojrzeli na siebie z paniką.

Co teraz, co teraz, myśl, myśl... Zaklęcie Kameleona!

Podniosła jego różdżkę, a przy użyciu swojej wypowiedziała formułkę. Oboje poczuli się nieprzyjemnie, jakby rozbito im jajko na głowie. Najważniejsze jednakże, iż się udało. Zlewali się z otoczeniem, a do łazienki właśnie wszedł jakiś młodszy chłopczyk. Ginny przemyślała na prędkości, gdzie mogliby się udać, by mieć spokój, a w grę wchodził jedynie pokój życzeń. Pociągnęła chłopaka za sobą. Przecież by go nie zostawiła, z trudem przełknęła ślinę, nie mogła dłużej udawać, że lubiła ten 'huragan' jakim był Malfoy. Może i robił jej bałagan w życiu, ale powiedzmy sobie szczerze, mały bałagan, a duży bałagan, czy to naprawdę aż tak ogromna różnica? Trochę pięter wyżej i nareszcie znaleźli się obok . Kilka razy przeszli wte i wewte i tak! Drzwi się ukazały. W środku czekała ich wygodna kanapa, fotele i – co osobliwe – mnóstwo abstrakcyjnych obrazów. Draco zawisnął głową w dół, a nogi przewiesił przez oparcie kanapy, wyjął z kieszeni papierosa.

- Lacarnum Inflamari. – podpalił go.

Co chwilę się krztusił, bo w jego pokrzywionej pozie dym raczej nie miał prostej drogi; zdawało się jej, że on robi to specjalnie, delikatnie nakazuje sobie na duszenie się. Nie chciała zaczynać rozmowy, miała nadzieję, że gdy będzie miał ochotę powie jej wszystko.

- Co robiłaś w męskiej łazience? – zapytał zachrypniętym głosem.

- Umbridge wyrzuciła mnie z lekcji, a potem zobaczyłam jak biegniesz, wyglądałeś podejrzanie, więc ruszyłam za tobą. – odrzekła zgodnie z prawdą.

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz