LXX

494 25 74
                                    

            Ginny nie odezwała się ani słowem do Rona, Harry'ego i Hermiony. Nie zamierzała nigdy im wybaczać, a jak przystało na niezwykle upartą dziewczynę, naprawdę ignorowała ich po mistrzowsku. Bliźniaków tolerowała, choć i tak to Bill był jej najbliższy. Fleur chodizła jak po ogniu, lecz starszy brat wiedział komu powinien poświęcić swoją uwagę.

- Po raz setny... - powiedziała. – To nie jego wina! To wina Rona i reszty! – załkała. – To był sabotaż! Nawet Dumbledore im...im... - ciężko było opowiadać z tak zatkanym nosem i gardłem.

- Chodź. – przytulił ją mocno. – Przecież nic mu nie zrobię. Draco wydał mi się naprawdę...porządny. Ale tamtą trójkę wyjaśnię, o to się nie obawiaj, skoro zaszli tobie za skórę, to znaczy, że zaszli za skórę też mnie. – przyrzekł.

            Święta w Norze nie wyszły najlepiej. Młodzi byli skłóceni, a pani Weasley przy każdej rodzinnej sytuacji musiała się finalnie rozkleić na temat Percy'ego. Nawet Rudowłosa za nim tęskniła, aż chciała usłyszeć, co powiedziałby na temat, ów sytuacji. Pewnie coś, co by ją zirytowało, na przykład:

- Mogłaś być rozważniejsza.

Albo:

- Nie jesteś za młoda na takie afery??

Lub zapewne:

- W końcu to Śmierciożerca, nawet jeśli jest po naszej stronie, to ma w sobie coś złego.

Cóż, nawet brakowało jej jego przemądrzałego tonu. Podczas świątecznego śniadania potrafiła się skupić tylko na tym, by czas mijał szybciej. Nic jej nie smakowało. Chciała wrócić do swojego pokoju. Czy płakała? Może inaczej...nie była smutna, była iście rozwścieczona. Jednocześnie zdawała sobie sprawę, że ignorowanie doprowadzi w końcu Harry'ego i Hermionę do szału, a Rona docisną rodzice i Bill. Nimi nie musiała się przejmować. Czy miała żal do Draco? Tak szybko się pojawił, tak szybko zniknął... Tak. Tak, miała żal. Wielki. Ogromny. Jak mógł? Dopiero leżeli w jej łóżku, całował ją, a ona czuła jak odpływa przy nim, ich relacja była czymś tak pociągającym, dopiero się rozwijającym, ale w jakim kierunku! A potem...no. Nie umarła, tylko ktoś pobił ją kijem i taka zwiędła oraz pokaleczona musiała się podnieść, odrodzić... Choć, gdy w końcu nadszedł dzień powrotu do szkoły, coś nie chciało jej wypuścić z domu. Nie wyobrażała spojrzeć mu w oczy niechcący podczas kolacji w Wielkiej Sali. Musieli jak najszybciej pogadać, bo jak obcy ludzie, mogli ich zniszczyć? Szło im tak dobrze. Nie obchodziło ją ryzyko, przecież był po dobrej stronie, właściwie pewnie razem z resztą wstąpi do Zakonu Feniksa. Dumbledore stał za nim murem. Serce ją ściskało. Malfoy tyle przeszedł, jego rodzina była tak oschła, nigdy w dzieciństwie nie był traktowany z miłością, a gdy ona go nią obdarzyła, wszystko musiało piorun strzelić! To było nie fair. A Ginny była fanką sprawiedliwości. Zamierzała wytargać blondyna za szmaty i choćby zmusić, by jej wysłuchał, bo ten cały gest, iż chciał jej bezpieczeństwa – super uroczy – lecz nie o to jej chodziło! Wolałaby walczyć z całym światem, byleby on był przy jej boku. Tak. Postanowiła. Nie da sobie odebrać chłopaka, który – może i namącił całkiem poważnie w jej życiu – ale również powodował jej śmiech, motylki w brzuchu, był tym kogo potrzebowała. Był jej miłością.

              Zniknął za rogiem i tyle go widziała.

- No przecież rozwalę mu łeb! – wysyczała pod nosem.

Unikał jej po mistrzowsku.

- Mała! Wyjaśnienia! – zawołał Zabini, który stracił na formie i dopiero po chwili ją dogonił.

- Oj nie, Blaise. To jest sprawa między nim, a mną. Sama sobie poradzę. – zdeterminowana ruszyła przed siebie.

- Nie! Za cholerę! Nie biegnę dalej, mam do siebie szacunek! PF! Bieganie! – prychnął niezadowolony, następnie pokręcił głową. Ginny była zadziorna, a Malfoy? Znał go od lat, a jeśli ten Ślizgon chciał coś lub kogoś (w tym wypadku samego siebie) ukryć, to to robił bez skazy. Rudowłosa potrzebowała pomocy, ale skoro ani ona, ani Draco nie chcieli mu powiedzieć, co takiego wydarzyło się podczas świąt, musiał uciec się do bardziej karkołomnego sposobu. Jeśli był w stanie wyciągnąć to od kogoś, to musiała to być Granger, Potter i Weasley prędzej by mu przywalili, niż kulturalnie odpowiedzieli na pytanie. Zabini znał się na ludziach. Zatem skoro chciał znaleźć Gryfonkę, udał się od razu do biblioteki, gdzie indziej mogłaby być w piątkowy wieczór?

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz