LII

259 22 6
                                    

            Czas leciał, a dziewczyna miała w głowie chaos. Nie powiedziała Dumbledore'owi. Nie odwiedziła Dracona w Skrzydle Szpitalnym. Bała się zapytać drugi raz, bała się odpowiedzi. Podobno Katie miała wyjść z tego cało, na jej miejsce w drużynie przyszedł Dean Thomas, który niezwykle się wpasował i często zagadywał Ginny. Na początku października nadszedł czas na mecz ze Ślizgonami, Ron nie radził sobie zbyt dobrze.

- Malfoy nie będzie grał!

- Podobno już z nim wszystko w porządku.

- Ale tak czy siak zrezygnował.

- Co za różnica, zdążę stracić trzysta punktów zanim Harry złapie znicz. – jęknął bramkarz.

- Ron, może zamiast marudzić, wypij herbatę.

- Harry! Czy to..?

- Jest chory? Dlatego wlaliście mu coś do napoju? – zainteresowała się Luna przebrana za lwa.

- Coś w tym stylu. – odparł Harry.

- To nielegalne! – syknęła Hermiona. – Mogą was wyrzucić!

- Daj spokój.

Ron zachichotał i wypił wszystko duszkiem.

- Zmiećmy tym nędznych Ślizgonów z planszy!

- I to jest nastawienie, które mi się podoba!

- Idziemy też? – zapytał Dean.

- Jasne. – odparła Ginny. Nie stresowała się. Pierwszy mecz na wymarzone pozycji był przed nią. Nie zamierzała tego zepsuć, była skupiona, rozgrzana, gotowa dać z siebie wszystko.

                      Gwizdek. Kafel. Podanie. Wyminięcie. Strzał. Gol. Zacharasz Shith, będący nowym komentatorem, działał na nerwy wszystkim Gryfonom.

- Thomas jeszcze nie nauczył się łapać, wielka szkoda... - rzekł sarkastycznie do mikrofonu. – Remis ze Slytherinem, Gryfoni tracą początkową przewagę.

- Dawaj Ron! – krzyknęła Ginny, a chłopak kiwnął głową.

W końcu był pewien, iż wypił Felix Felicis, jak szalony bronił wszystkie bramki, a Harry wypatrywał znicza.

- Aby dostać się do drużyny Gryffindory nie potrzeba umiejętności, lecz znajomości! – krzyczał Smith, a Ślizgoni śmiali się w najlepsze. – Czy Potter widzi znicza?

Zastępowy szukający drużyny Ślizgonów ruszył pędem za Potterem.

- Tymczasem Ginny Weasley zdobywa kolejną bramkę, szkoda, że ze związkami nie idzie jej tak dobrze...pamiętamy, co zrobiła Michaelowi rok temu!

- Śmieć. – jęknęła pod nosem.

- Potter jak zwykle ma szczęście i łapie znicza. – oznajmia Zachariasz, a w tle znów słychać gwizdek.

Rudowłosa zwróciła miotłę, ku stanowisku komentatora i wleciała w niego z pełną prędkością, co Gryfoni wynagrodzili jeszcze większymi brawami i wiwatami.

McGonagall zjawiła się na miejscu, gdy potłuczony Smith zbierał się z ziemi.

- Weasley...

- Za późno wyhamowałam, pani profesor.

- ...do szatni, już! – oznajmiła dobrotliwie.

- SŁUCHAM?! – wydarł się Puchon. – TA WARIATKA MNIE STARANOWAŁA!

- Szlaban...- usłyszała jeszcze Ginny zanim odleciała za daleko.

Radości nie było końca.

- Impreza za pięć minut w Pokoju Wspólnym, pospieszcie się!

- Byłaś wspaniała! – wparował Colin!

- Widzimy się później. – mruknął Dean, a Ginny mu pomachała.

- Totalnie ich rozwaliliście! Jak muszki oschate przeciwko czworkom! Ekstra! – ucieszyła się Luna.

- Muszki...czworki? Co?

- Chodźmy! – zachichotała dziewczyna. - Nie chcemy spóźnić się na śpiewanie!

                    Wszyscy z drużyny po kolei byli królami lub królowymi.

Weasley jest naszym królem!

Lavender rzuciła się na Rona, a ludzie szaleli, piwa kremowe się otwierały, z kuchni były przynoszone przekąski, a muzyka zwalała z nóg.

- Wow, twojemu bratu się powodzi... - Dean pojawił się przy rudowłosej. – Harry i Hermiona właśnie razem wyszli.

- Co ty gadasz? Oni, we dwoje?

- Mówię, co widziałem. – posłał jej promienny uśmiech. – Grałaś dziś najlepiej. Musisz poduczyć mnie tego rzutu z obrotu, robisz to znakomicie.

- Dzięki. – zarumieniła się. To wiele dla niej znaczyło, kochała quidditcha.

- Zatańczmy?

- Pewnie.

Ciężko mu było złapać rytm, ale jej to nie przeszkadzało, śmiała się wesoło z jego koślawych ruchów. Przeleciało kilka piosenek, aż cali zgrzani usiedli na kanapie. Ktoś podał im sok dyniowy, w pomieszczeniu panował półmrok. Ogień w kominku, który był przed nimi mienił się ciepłymi barwami. Było bardzo przyjemnie, a Dean delikatnie przysunął się do koleżanki. Wykorzystał dobry moment, aby niepozornie objąć ją ramieniem.

Mam szansę.

Pamiętał jeszcze tegoroczne walentynki, tak miło im się rozmawiało. Opowiedział jej zabawną historię z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, a ona zachichotała i odwdzięczyła się opowieścią o tym, jak Colin wysypał na siebie cały nawóz.

- Ma totalnego pecha na Zielarstwie.

- Przyjaźnicie się bardzo, co?

- Tak, jest świetnym przyjacielem.

- Przyjacielem, no tak. – podłapał. – Czyli obecnie nikogo nie masz?

- No nie, jak to mi Zachariasz dziś pięknie wytknął, chyba nie mam szczęścia z miłością. Dobrze, że nie wiedział o...znaczy...Chłopcy są tacy skomplikowani, myślisz, że wiesz czego chcą, a potem okazuje się, że to była tylko głupia gra.

- Nie wszyscy tacy jesteśmy. – szepnął, bo był już tak blisko, że nawet muzyka go nie zagłuszyła.

- Nie? – mruknęła czerwieniąc się. Nawet nie zauważyła do czego to zmierzało, aż do tego momentu.

- Nie. – nachylił się powoli, jakby czekając na jej reakcję, ale go nie odepchnęła, więc pozwolił sobie na pocałowanie jej. Przyciągnął ją do siebie, a ona ułożyła dłonie na jego ramionach. Westchnęła cicho, gdy się odsunął. Ostatni raz całowała się z Malfoy'em, a teraz chciała tylko zapomnieć, jak to było dotykać wargi Ślizgona, a skoro Dean, który swoją drogą był świetnym chłopakiem, chciał jej w tym pomóc, to chyba nie było w tym nic złego?

- Może pójdziemy na górę?

Wyglądał na nieco zaskoczonego, ale zdecydowanie szczęśliwego. Złapał ją za rękę i ruszyli w stronę jego dormitorium.

- Ron mnie zabije?

- Bez dwóch zdań.

Usiedli na łóżku oraz pogrążyli się w dosyć mokrym całowaniu się, jego ręce wodziły po jej plecach, a ona odpięła kilka pierwszy guzików jego koszuli. Dean dobrze całował i cały czas ją przyciągał, tak długo, aż usiadła mu na kolanach, nie było między nimi ani centymetra odstępu. 

Ryzykowne wybory Draco Malfoy'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz