Rozdział 88

327 3 1
                                    

*Veronica

Od dziesięciu minut siedzimy z Louisem Niallem i Anią i czekamy na resztę naszych przyjaciół i ich dzieci. Gdyż mają coś nam do powiedzenia, bo tak mi powiedziała Lucy. Aż się boje, żeby nie wymyślili czegoś z kosmosu.

Po piętnastu minutach siedzimy już wszyscy prócz Freddiego który także ma przyjść. Nagle słyszymy jak drzwi się otwierają i widać chłopaka. No to robi się ciekawie. Zobaczymy.

*Lucy

Freddie przyniósł nam pięknie zapakowany prezent dla rodziców. Ahh mega się jaram. Wszyscy zresztą się mocno cieszą.

- Tato otrzymujesz prezent od nas który jest dla was wszystkich.
- Yyy... I ja mam go otworzyć? W ogóle co to jest? Dla nas wszystkich od was dzieciaki?
- Tato zobaczcie, a potem komentujcie.
- Właśnie Lucy ma rację wujku. - Otwieraj! - woła Megan.
- Ohh dobra.

Tata otwiera kopertę. Gdy wyjmuje z niej bilety na samolot i karteczkę od nas normalnie nie może uwierzyć, chyba hah.

- Patrzcie! Ja nie mogę nic powiedzieć.
- Louis ty stary pryku dawaj to. - mówi Zayn i zaczyna czytać i przeglądać bilety - O cholera!
- Co co?
- Jedziemy na tydzień moi przyjaciele do Włoch. Dodam też, że sami jedziemy w dziesiątkę.
- Cco? Przecież dzieci same nie zostaną.
- Spokojnie, wszyscy będą spać u nas przez ten tydzień, a Freddie i Lara są najstarsi to będą pilnować. Zresztą Kubę poproszę, żeby pilnował ich.
- Uff świetnie.
- Dzieciaki kochamy was. Za ten prezent.
- Ja to jestem szczęśliwy. - piszczy Liam.
- Skąd pomysł na wyjazd dla nas, bez was? I jeszcze do Włoch? - pyta Harry.
- No wiesz wujcio. Dużo gadacie o młodości. Kiedy poznaliście mamę, dlatego chcieliśmy zrobić wam taki tydzień młodości. Zero obowiązków, zero nudy starczej. - zaczynam się śmiać.
- Uważasz, że ja najlepszy wujek jestem stary?
- Ehh niestety.
- Twój ojciec jest starszy.
- Ale to mój tata.
- Łooo nie ładnie tak. - Harry i ja się śmiejemy.
- Czyli jedziecie? - pyta Amanda.
- Tak. Kiedy wyjazd?
- Jutro popołudniu. - mówi Lara.
- Co?! Już jutro? - pytania im się nasuwały.
- Taaak. Lepiej idźcie się pakować, a jutro się pożegnamy.
- mówi Freddie.
- Okej. Dobra lecimy dzieciaki. - woła Niall.
- Wszyscy się zbieramy. - mówi Gigi.

Oni poszli, a my zostaliśmy jeszcze w salonie w siódemkę.

- Powiem wam, że się nie spodziewałem.
- Tato, my już o tym myśleliśmy długo, aż w końcu to zrealizowaliśmy. - mówię.
- Czyli Freddie przyjedziesz z Dianą czy sam tutaj? - pyta tata.
- Chyba sam. Diana jest u rodziców, bo pojechała na tydzień, a wróci za pięć dni także jak coś to już tutaj nie będzie spała.
- Ohh dobrze. Tylko błagam was nie rozwalcie mi tego domu.
- Spokojnie ojciec. Jak coś to sobie kupisz nowy. - śmieje się z tego co ojciec myśli.
- Hahaha to takie śmieszne.
- Idź się lepiej pakować, bo Veronica sama wyjedzie.
- Chciałbyś synek.

Tata poszedł się spakować. A my zostaliśmy w pokoju sami.

- No i starzy zadowoleni. Wreszcie będę mógł wyjść na imprezę i wypić porządnie. - mówi Taylor.
- Taaa kurwa i jeszcze z dzieckiem przyjdź za dziewięć miesięcy. - mówi Freddie.
- Najlepiej z bliźniakami. - śmieje się z brata.
- Ejj! Chyba raz jak wyjdę to nic się nie stanie.
- Może.
- Jezus jak ja was kocham. Nigdzie nie wyjdę przez tydzień. Nigdzie.
- Bardzo dobrze. Musisz mi pomóc.
- Noo dobra stary dziadu. Ja lecę teraz na dwie godziny do kolegów. Jakby co jestem u Petera.
- Zero wódki baranie!!
- Taaaa.

Rodzice po spakowaniu zrobili nam kazanie na temat naszego zachowania przez tydzień. Ja rozumiem wszytko no, ale bez przesady przecież nie jesteśmy debilami. Taylor wrócił to dostał od rodziców prywatne kazanie. Mamy nie chodzić na imprezy, pić, palić czy jakiś innych bzdur nie robić.

*Louis

- Dzieciaki! - od razu przyszli do mnie.
- Co?
- My już jedziemy. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze zachowywać. Kochanie gotowa?
- Tak Louis.
- Dobrze. W takim razie trzymajcie się i zadzwonimy do was później. Paaa.
- Paaaaaaaaa! - wszyscy powiedzieli, my wyszliśmy i pojechaliśmy na lotnisko.

Spotkaliśmy się wszyscy na lotnisku. Wylecieliśmy i to się liczy wakacje.

*Freddie

- Dobra zamawiam jedzenie i co kto chce?!
- Pizzę! Sushi! Makarony!
- To może niech każdy sobie zamówi ja zapłacę.

Zamówiliśmy jedzenie i po pół godzinie wszystko było dostarczone. Zjedliśmy i potem poszliśmy na dwór.

- Idę się kompać. - mówi Lucy.
- Okey ja też. - mówi Taylor.

Położyłem się na leżaku, Lucy i Taylor wskoczyli do basenu, a bliźniaki zaczęły grać. Jestem szczęśliwy mając rodzeństwo. Kocham ich.

* Veronica

Kocham te nasze dzieciaki. Myślą o nas i to jest słodkie. Zrobić prezent rodzicą to jest poprostu mega.

- Jestem dumny z naszych dzieciaków. - mówi Zayn gdy usiedliśmy sobie wszyscy na plaży.
- Fajnie, że pomyśleli o nas.
- Dzwoniłam już do Tylora ale nie odbierał. - mówi Louis.
- A Freddie? - pytam.
- Nie wiem. Nie dzwoniłem.
- To dzwoń idioto. - śmieje się Harry.

Poszliśmy na obiad do restauracji hotelowej. Wzięłam spaghetti z krewetkami. Później poszliśmy na miasto pozwiedzać i tak minął nam cały tydzień.

My New Brother ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz