Rozdział 86

115 3 0
                                    

*Louis

Dzisiaj jest sesja rodzinna. Przyznam szczerze, że nie jestem zadowolony, że to dzisiaj. Miałem w planach pojechać do wytwórni i nagrać ostatnią piosenkę. Niestety nie uda mi się to dzisiaj, tak samo jak do końca tygodnia. Kazali nam wybrać jakieś różne outfity. Elegancki, luźny, sportowy i jeszcze jakiś tam.

- Masz już te outfity? - pyta Taylor.
- Tak Tay a ty już przygotowałeś swoje?
- Tak tato. Ale garnitur już mam ciut za ciasny w bicach.
- Jak ty tyle pakujesz to się nie dziwię.
- Jezu ojciec muszę jeszcze podjechać do Harry'ego.
- To podjedziemy tam i już.
- Taylor Louis gotowi? - pyta Veronica.
- No tak.. tylko musimy podjechać do Harry'ego po garnitur dla Taylora. Znowu chłopak przypakowal i za mały jest garnitur.
- Dobra. Chodźmy już, ja zadzwonię do Harry'ego.

Wziąłem torbę i zszedłem na dół. Moje córki już czekały na przedpokoju. Wziąłem ich torby i poszedłem do auta. Otworzyłem bagażnik i spakowałem cztery torby.

- Blase daj mi tą torbę. - mówię.
- Już tato.

Wziąłem od młodszego syna, a później od starszego.

- Ejj a Freddie miał mieć z nami zdjęcia?
- Podjeżdżamy pod niego. - mówię - Wchodźcie już do auta. Maluchy na końcu z Lucy.
- Znowu ja na końcu z nimi? Serio?
- Ojj tam siora dasz radę.
- Dobra, ojciec płacisz mi za to.
- Zobaczymy zobaczymy. - mówię.

Jezus gdzie ta Veronica. Zaraz się spóźnimy. Ohh wreszcie idzie. Zamknęła dom.

- Jedzmy już. Musiałam wziąć klucze do domu Harry'ego, bo pojechali do Nowego Jorku.
- Po co?
- Sama nie wiem. W ogóle Gemma dzwoniła do mnie powiedzieć, że Justin złamał rękę.
- Jezus stary, a głupi.
- No mogę się zgodzić.
- Mamo? - pyta Emily.
- Tak kochanie?
- Jak poznałaś tatę?
- Długa historia.
- Ale ja chcę widzieć.
- To było tak, że mieszkałam w Polsce, miałam tam mamę i tatę i brata. Mieszkałam w małym mieście, byłam przeciętnym dzieckiem, nastolatką. Pewnego dnia gdy sprawdzałam portale społecznościowe pokazało, że Harry, Gemma i Anne przyjeżdżają do Polski po zaginioną córkę Anne. Myślałam sobie wtedy, że fajnie ma ta dziewczyna. Myślałam tak, póki nie otworzyłam drzwi nie pojawiła się babcia i wujek z ciocią. Myślałam, że to sen. Powiedzieli mi, że Anne jest moją biologiczną matką, a ta mama co z nią mieszkałam to jest moją adoptowaną mamą. Pojechałam ze Stylesami tutaj gdzie poznałam tatę i resztę zespołu.
- A kiedy się w tacie zakochałaś?
- Ohh kiedy Louis?
- Z mamą zbliżyłem się gdy zostałem sam z Freddim. Nie miałem dziewczyny i tak wyszło. Mama mi pomagała strasznie przy synu no i zostaliśmy parą po dwóch latach.
- Dokładnie. - śmieje się moja żona - Tay chodź po ten garnitur.

Wyszli z auta prosto do domu.

- Blase prawda, że słodka jest ta historia rodziców?
- Nawet tak. To dzięki babci i wujkowi rodzice się poznali.
- Słodko to mama miała jak ich wszystkich poznała, co nie maluchy? - śmieje się Lucy.
- Nie jesteśmy maluchami staruchu.
- Nie jestem stara. Tato?
- Tak kochanie?
- Jak weźmiemy Freddiego to podjedziemy do apteki po jakieś tabletki na gardło?
- Oczywiście. Gardło cię boli?
- Noo.
- Już jesteśmy. - mówi Vera.
- To teraz do Fredda. - mówię.

Po pięciu minutach byliśmy. Otworzyłem bagażniku synowi i po chwili wsiadł.

- Cześć wszystkim. - mówi.
- Hejj.
- Spakowałeś outfity?
- Oczywiście.
- Dobra teraz podjadę pod aptekę.
- Po co? - pyta moja żona.
- Lucy gardło boli. Kup jej tabletki do ssania i coś tam. Ja się nie znam.
- Trzeba było od razu.

Dzieci gadały coś tam z tyłu. Vera poszła do apteki i kupiła najważniejsze rzeczy dla Lucy. Włączyłem moją pierwszą piosenkę. Dzieciaki zaczęły śpiewać zresztą ja też z Vera. Taki duży carpool karaoke z Louisem Tomlinsonem zamiast z Jamsem. Po dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu.

*Veronica

Gdy weszliśmy od razu skierowaliśmy się do pokoju do którego wchodzą przed i po sesji. Gdy weszliśmy Megan stała i czekała na nas.

- Ohh witajcie rodzino.
- Witaj Megan. To mój mąż, synowie i córka. Lucy już znasz.
- Praktycznie każdego znam z portali społecznościowych i od ciebie.
- Fakt.
- Dobra chłopaki zajmę się wami, a wami dziewczyny Chris i Eric.
- To ja juz siadam. - śmieje się Lucy.
- Ja też chcę. - woła Emily.

Dziewczyny poszły jako pierwsze i Blase. Dziewczyny mają piękne fryzury. Emily, Chris zrobił dwa warkocze. Chyba nawet jej włosy doczepił żeby miała grubsze, gdyż ma tak jak ja cienkie włosy. Do sesji pomalował ją kremem bb, by nie miała zaczerwień w niektórych miejscach. Lucy, Eric zrobił loki tak jak wczoraj. Makijaż też ten sam, tylko dodał trochę cieni na powieki. Blase też został pomalowany przez Megan i włosy postawiła mu na żel. Ja miałam wyprostowane najpierw włosy, a później włosy po bokach miałam spięte w warkocze, które chowały się pod rozpuszczonymi włosami. Zostałam pomalowana jak wczoraj, tylko usta na czerwono. Louis fryzura jak zawsze, makijaż też miał zrobiony. Taylor, że ostatnio obciął się na "łyso" nie miał robionej fryzury tylko zrobiony makijaż. A Freddie miał grzywkę ułożona i też został pomalowany.

Poszliśmy do fotografa przebrani elegancko. Po trzech godzinach skończyliśmy sesje. Podpisaliśmy kontrakt Lucy na sesję, oczywiście dostała należna sumę za wczoraj. Gdy już to wszytko zrobiliśmy poszliśmy do auta.

- To co? Obiad? - pyta Louis.
- Tak! - wołają bliźniaki.
- To co chcecie?
- Chińszczyznę. Ma Donald. Nados. Obojętnie. - wszyscy wykrzyczeli, dlatego wybrałem restauracje w której jest to wszytko co oni chcieli.

*Veronica

Po powrocie do domu poszłam do sypialni. Wzięłam piżamę i poszłam do łazienki. Zapaliłam świeczki i zrobiłam pianę w wannie. Weszłam i włączyłam masaż. Wzięłam telefon do ręki i podłączyłem się o głośnik i włączyłam relaksującą muzykę. Zaczęłam myśleć o swoim życiu. Co by było gdyby Harry, Gemma i Anne nie chcieli mnie odnaleźć? Nie miałabym takiego życia. Pewnie byłabym tłumaczem albo panią w aptece. Nie myślałam nigdy o muzyce na poważnie. Wiedziałam, że nigdy nie będę gwiazdą, ale udało mi się to, dzięki Harry'emu. Zawdzięczam to jemu i chłopakom. Wspierali mnie, a ja ich w wyborach życiowych. Nie wiem co by było gdyby Harry nie przyjechał do Polski. Nie wiem. Ciesz się, że jestem na tym miejscu co jestem.

Nie wiem, ile tak siedziałam, ale już wyszłam. Przebrałam się w piżamę, umyłam zęby, zmykam makijaż i wyłączyłam muzykę. Poszłam do sypialni. Louis leżał na łóżku czytając coś w telefonie.

- Co jutro robisz? - pytam.
- Jadę do studia. Miałem dzisiaj, ale nie udało się.
- Louis sam wybrałeś ten termin na sesję. Nie miej do mnie pretensji!
- Nie mam do ciebie pretensji. Poprostu musiałem przełożyć kilka spotkań, a ludzie mieli pretensje.
- No to miej do siebie pretensję za zapomnienie o cholernej sesji. Dobra ja idę spać, bo głowa mnie w cholerę boli.
- Ahh dobrze. Ja idę zrobić sobie prysznic i zaraz przyjdę.
- Taaa.
Położyłam się i zasnęłam po chwili.

My New Brother ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz