Rzecz Jedenasta

10 3 10
                                    

Która mogłaby być zakończeniem przygód Feelana, gdyby nie wydarzenia w niej zawarte


Następne dni Feelana wyglądały bardzo podobnie. Karą za jego próbę ucieczki z domu było zrzucenie na jego głowę jak największej ilości domowych obowiązków. Każdą pracą, którą normalnie zajmowali się bracia Feelana, teraz musiał zajmować się on sam. Skończyło się więc miłe i beztroskie spanie do południa. 

Chłopiec był budzony z samego rana, żeby wpierw powyrywać chwasty z ogródka i podlać rośliny. 

- Widzisz Feelanie, jak dobrze ci to idzie! - powiadał ojciec Feelana, pilnując, by chłopiec sumiennie wypełniał swoje obowiązki. - Masz do tego smykałkę!

- Aha - burknął ponuro Feelan.

Poczciwy Koei Bodgar posiadał bardzo specyficzne wyczucie cudzego nastroju. Patrząc na zmęczonego, przygarbionego Feelana, był całkowicie pewien, że chłopiec cieszy się ogromnie z wykonanej pracy i w głębi serca wdzięczny jest za znalezienie mu zajęcia. Koei Bodgar uważał siebie za naprawdę wspaniałego ojca.

- Chodź młody, usiądź sobie. Nie ma nic lepszego, niż usiąść sobie na chwilę po robocie - oznajmił dumnie Koei. - Wiesz, zabawna sprawa. Też kiedyś myślałem, że jestem kimś wyjątkowym, dokonam w życiu wielkich rzeczy. Teraz zaś patrzę na mój dom, na mój ogród, na moją rodzinę i jestem z tego prawdziwie dumny! Zaś tamte wybryki, że tak powiem, powiewają mi teraz głupotą. Ale zobaczysz, że też z tego wyrośniesz, jak i ja wyrosłem! 

Feelanowi napłynęły łzy do oczu, gdy pomyślał, że jego powód do dumy także miałby być taki prosty i zwyczajny.

- Zobaczysz. Wyjdzie ci to na dobre. I jeszcze wspomnisz moje dzisiejsze słowa - ciągnął dalej ojciec Feelana. - No, ale dość już tego gadania i wylegiwania. Franto chciał, żebyś mu pomógł z owcami, a potem jeszcze pomożesz Benrowi z rąbaniem drewna. 

Feelan bardzo skutecznie nauczył się przemieniać brak chęci w zwyczajną obojętność. Bez większego entuzjazmu udał się na pastwisko, gdzie jego starszy brat pilnował wypasanych owiec. 

- Masz - Franto wcisnął Feelanowi pasterską laskę, kamizelkę z koziej skóry i szczekający gwizdek. - Jak będą niegrzeczne, lub zaczną za dużo gadać, tłuczesz je po łbie. Jak spróbują uciekać, biegniesz za nimi i gwiżdżesz szczekaczem.

- Czyli szczekam na nie gwizdkiem? - dopytał Feelan.

- Gwiżdżesz szczekaczem - Franto upierał się przy swoim. - To tyle. Nawet taki bęcwał jak ty sobie z tym poradzi. Tak więc rób swoje, a ja idę zająć się innymi sprawami.

Pilnowanie owiec Feelanowi szło dość dobrze. Wystarczyło mu siedzieć na pniu i obserwować, jak siedem owiec jadło trawę, czasem pochodziły w kółko, a czasem wymieniły się ze sobą plotkami i spostrzeżeniami. Owcom było całkowicie obojętne, kto ich pilnował. Nie zwracały na Feelana większej uwagi. Poza jedną owcą.

- Chcesz dołączyć do mojej załogi? - zapytał Fluffy, skacząc entuzjastycznie wokół Feelana.

- Chętnie. Zrobię wszystko, byleby się stąd wyrwać - odparł Feelan.

- W takim razie musimy zdobyć okręt i czym prędzej wyruszamy w morzę! - zawołał Fluffy. - Ku przygodzie! Odnaleźć legendarne skarby! Wtedy zostanę królem piratów!

Feelan smutno przytakiwał ambitnej i energicznej owcy. Choć Fluffy dużo gadał, to nie robił za wiele, by spełnić swoje marzenia. Feelan uważał jednak, że owca miała ku temu większe możliwości, niż on sam. 

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz