Rzecz Trzydziesta Ósma

11 3 1
                                    

Opisująca nagłe i niespodziewane zniszczenie Kugradu

W Kugradzie była tylko jedna osoba, która wiedziała o zbliżającej się zagładzie miasta. Była to ta sama osoba, która była za nią odpowiedzialna. Oprócz tej osoby zupełnie nikt nie spodziewał się, że nagle spod ziemi wypełzną straszliwe bestie. Nikt nie przewidział, że czarne skrzydła koszmarnych potworów przysłonią niebo. Nikt nie wiedział, że na ulicach pięknego miasta, wkrótce spłynie krew. 

Kugrad miał swoich strażników. Brali oni bardzo czynny udział w ewakuacji miasta. Jako pierwsi porzucili broń, wszelką nadzieję i zaczęli uciekać. Wstąpili do miejskiej gwardii, żeby dbać o porządek na ulicach, a nie żeby walczyć z koszmarnymi potworami. Sam kapitan kugradzkiej straży przyznał, że nie było tego w żadnej umowie i gdyby wiedział, że Kugrad zostanie kiedyś zaatakowany, zostałby strażnikiem w innym mieście. Atak bestii na koszary nie trwał nawet pięciu minut. 

W mieście przebywało też kilku rycerzy. Cenili oni sobie bardzo wszelkie rycerskie cnoty i zasady, aż do momentu, kiedy nie trzeba było się nimi wykazać. Broń, którą posiadali, służyła im głównie jako ozdoba na ścianach. Nie mieli najmniejszego pojęcia jak jej używać. Ci, którzy mieli konie, szybko opuścili miasto. Ci zaś, którzy ich nie mieli, przez jakiś czas zrzędzili, narzekali i rozpaczali nad swoim losem, dopóki ich życie nie zostało brutalnie zakończone.

Magowie Kugradu po tym jak skończyli się między sobą kłócić i obrzucać oskarżeniami, kto miał być odpowiedzialny za nagły mrocznych stworzeń, przez jakiś czas stawiali im opór. Szpony, kły i pazury nie były jednak jedyną bronią bestii. Ich największa siła leżała w strachu i brutalnej presji, którą wywierały na swoich przeciwnikach. Najpotężniejszy z kugradzkich czarowników, Lurak Srebrnowłosy, zginął w potężnej magicznej eksplozji, która zniszczyła całą jego magiczną wieżę. Sam ją wywołał, kiedy w jego umysł wdarły się macki koszmarnego szaleństwa.

Zarządca Kugradu, sędziwy starzec Jualin przyglądał się zagładzie miasta z wysoko położonego balkonu w swoim pałacu. Rzekł wtem do swojego sługi, by zapisał jego słowa.

- Ciężkie chwile tworzą silnych ludzi, zaś spokojne, pokojowe czasy kreują wyłącznie tchórzy.

Skryba zdążył zapisać ten cytat. Chwilę później zarówno on, jak i Jualin zginęli, rozszarpani przez skrzydlate monstrum. 

Jak tylko potwory przejęły panowanie nad najważniejszymi punktami miasta, rozpoczęły atak na mniej znaczące dzielnice. I to właśnie tam spotkały się z najzacieklejszym oporem. 

***

Gdy bestia zabiła przypadkowego mężczyznę, większość osób przebywających w karczmie rzuciła się do wyjścia. Było ich tak dużo, że od razu zrobił się tam ogromny tłok i ledwo kto zdołał przecisnąć się przez wąskie drzwi. Do Feelana nie dotarło jeszcze, co się właściwie działo. 

Sir Marsel natomiast nie czekał na wyjaśnienia. Wszedł na stół, mocno wybił się z niego nogami i błyskawicznie doskoczył do potwora, uderzając go pięścią w łeb. Biała czaszka pękła, a czarne cielsko wybiło dziurę w ścianie. Na zewnątrz czekały już kolejne bestie. Trzy czarne ogary pozbawione oczu, nozdrzy i uszu, zwróciły swoje straszliwe pyski, pełne ostrych kłów w stronę gospody. Nie kierowały się ani zapachem, ani wzrokiem, ani słuchem. Potwory kierowały się wyczuwalnym wszędzie wokół strachem. 

Rycerz prędko rozpoznał aurę potworów. Podobną wyczuwał, kiedy zeskoczył do studni. Nie potrzebował wiele czasu, żeby połączyć ze sobą kilka faktów. Potwory wyszły z podziemi, najprawdopodobniej wyłoniły się zza czarnych wrót, a uwolnił je najprawdopodobniej przypadkowo znaleziony przy nich chłopak. 

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz