Rzecz Sześćdziesiąta Trzecia

17 2 3
                                    

Historia nieśmiałego rycerza, z którego drwiło przeznaczenie

Rzecz działa się piętnaście lat przed wyruszeniem Feelana z Wszytrószki. Miała ona miejsce w upalnym Księstwie Numarii. W tamtym czasie, w upalny dzień, piaszczystą pustynię przemierzało trzech jeźdźców. 

Na przedzie jechał rosły mężczyzna, mający około czterdziestu lat. Pod przewiewnym, białym płaszczem miał na sobie pozłacaną kolczugę. Przy pasie trzymał wielki bułat, którego błyszczące ostrze lśniło w blasku słońca.

Drugi jeździec był dużo młodszy. Miał krótkie, rude włosy i uśmiechniętą twarz. Co chwila odwracał się do jadącego na samym końcu młodzieńca i niecierpliwie go popędzał.

- Mario, ruszyłbyś się! - krzyczał rudzielec. - Co ty, nie karmiłeś tego swojego kucyka, że tak człapie jak osioł? Może to jest osioł? Sprawdzałeś?

- To nie osioł - odrzekł nieśmiało jasnowłosy młodzieniec, jadący na końcu. - Poza tym, to ona. I tak, karmiłem ją.

- Valt! Daj spokój Marselowi! - ryknął mężczyzna na przedzie. - Zresztą, to nie ty wyznaczasz tutaj tempo, tylko ja! 

- Dobrze wujku Reinalcie - odparł Valt.

- Wujku Sir Reinalcie! - krzyknął Sir Reinalt. - Niewychowane bachory! Zobaczycie, że takim szacunkiem, jakim teraz darzycie innych rycerzy, takim sami kiedyś zostaniecie obdarowani! Tego właśnie wam życzę!

- Aha - Valt obojętnie przytaknął, wyrównał swojego wierzchowca z klaczą Marsela i szepnął mu do ucha. - Podobno kiedy się zostaje rycerzem, to można dostać biegunki, gdy ktoś nie dorzuci do twojego imienia "Sir". Myślisz, że to prawda?

Marsel Marsuel lekko wzruszył ramionami. W tamtym czasie nie był jeszcze rycerzem, ale niebawem miało się to zmienić. Wraz z towarzyszącym mu młodym Valtem, będąc pod opieką wyniosłego rycerza, Sir Reinalta, Marsel był w trakcie wykonywania misji, która miała zadecydować o jego dalszym losie. 

Na pustyniach Księstwa Numarii znajdowało się mnóstwo starych ruin oraz opuszczonych świątyń, poświęconych Pradawnym. Wiele było już zbadanych i zabezpieczonych, lecz co jakiś czas silne wiatry pustyni, odgarniały piaski, ukazując coraz to nowsze przeklęte miejsca. Do takich właśnie ruin zmierzali dwaj młodzieńcy wraz z nadzorującym ich rycerzem. Nim zaszło słońce dotarli do podnóża wielkiej, czarnej piramidy. 

- Wygląda jak jakiś grobowiec. Myślicie, że to grobowiec? - zapytał gadatliwy Valt.

Sir Marsel jak zwykle wzruszył ramionami. 

- Marsel, pójdziesz pierwszy - powiedział Sir Reinalt. - Masz lepszy wzrok niż ja i jesteś znacznie ostrożniejszy, niż ten dureń Valt.

- Ej! Co to miało znaczyć?! - oburzył się rudy młodzieniec.

- Dobrze. Tak zrobię - przytaknął posłusznie Marsel i zeskoczył z grzbietu wierzchowca.

- TAK ZROBIĘ, CO?! - krzyknął Sir Reinalt tak głośno, że aż zatrzęsło piaskami pustyni.

- Tak zrobię, Sir - westchnął Marsel. 

Marsel położył dłoń na rękojeści długiego miecza, który nazywał Ciszą. Była to piękna, smukła i elegancka broń z cienkim, lecz zabójczym ostrzem, z ozdobnym złotym jelcem w kształcie ptasich skrzydeł, z długą rękojeścią przystosowaną do chwycenia oburącz i z błyszczącym szmaragdem w głowicy. Marsel wyjął miecz z pochwy i lekko zastukał nim w ogromne wrota piramidy. Nic się nie stało, więc przyszły rycerz pchnął skrzydło bramy, która okazała się otwarta. Z wnętrza powiało zgnilizną. 

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz