Rzecz Sześćdziesiąta Ósma

10 2 3
                                    

Dziejąca się w muravijskim Szafirowym Pałacu

Książę Maevr, władca Muravii, zasiadał na swoim tronie i ze znudzeniem wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Trwało właśnie kolejne poetyckie popołudnie i artyści z całej Trawelii, przybywali do Szafirowego Pałacu, by zaprezentować swoje utwory. Przez wzgląd na ogromne bogactwa Muravii byli hojnie nagradzani nawet za najgorszej jakości wiersze i poematy.

Księciu towarzyszyło kilkunastu muravijskich szlachciców oraz doradcy, którzy świetnie bawili się, dyskutując na temat przedstawianych im utworów. Żyli bogatym, beztroskim życiem. Wśród szlachty znajdował się również Sir Uriel. Osiemnastoletni rycerz i wychowanek księcia Maevra. Był młodzieńcem o bladym licu i z gniewnym spojrzeniem w ciemnobrązowych oczach. Jego zaczesane do tyłu kasztanowe włosy błyszczały od drogocennych balsamów. 

Sir Uriel ze zniecierpliwieniem stukał w rękojeść kastoryjskiego ostrza. Nie znosił tych poetyckich spotkań, lecz pojawiał się na nich, głównie przez wzgląd na różnorodność pochodzenia artystów. Każdy z nich oprócz poematów, przybywał z najróżniejszymi wieściami ze świata, które nie zawsze były dostępne dla zwykłych ludzi. Sir Uriel z ochotą gromadził wszelką wiedzę, którą mógł w jakiś sposób wykorzystać, lecz tego dnia żaden z artystów nie miał nic ciekawego do powiedzenia. Również ich poematy zdawały się być wyjątkowo beznadziejne. 

Rumiany grubasek skończył recytować długi wiersz o uroku świńskich kopytek. Szlachcice z otoczenia księcia zaczęli klaskać i wymieniać się wzajemnymi uwagami na temat utworu, polegającymi głównie na doszukiwaniu się najróżniejszych dwuznaczności, jakie mogłyby zawierać świńskie kopytka, galaretką oblepione. 

- Występu udzielił Buldupetto z Cynananwiru - oznajmił służący, zapowiadający kolejnych artystów. - Teraz zaś przed państwem wystąpi Nirian Z Poverles, z utworem w instrumentalny sposób opiewającym wspaniałość dokonań dzielnego Felylyana Koeryeheia. 

Szlachcice oraz książę niezbyt chętnie zaklaskali, lecz ich oklaski umilkły, gdy do sali iście melancholijnym krokiem wszedł odziany w zielony płaszcz artysta. Włosy miał potargane w imponująco artystycznym stylu. Lekko zamglone ciemnoniebieskie oczy zdawały się spoglądać w przestrzeń poza światem rzeczywistym. Szlachcianki cicho westchnęły, widząc tego dostojnego młodzieńca, który elegancko się ukłonił, lekkim ruchem odgarnął na bok swój płaszcz i wyjął spod jego klapy długi, złoty flet. 

- Powinien wyjąć go ze spodni - spróbował zażartować jeden ze szlachciców, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi. 

- Szlachetne damy, dostojni panowie - przemówił uprzejmie Nirian. - To dla mnie ogromny zaszczyt, móc wystąpić przed tak znamienitą publicznością. Marzyłem o tym, by pewnego dnia stanąć tutaj, w tym niezwykłym miejscu, by moja melodia mogła rozbrzmieć pośród ścian tego pałacu. Mam nadzieję, że choć trochę uda mi się nią ująć wasze serca. 

Nirian powoli przyłożył flet do ust. Zapadła pełna napięcia cisza. Szlachcice wyczekiwali z ogromną nadzieją na pierwsze dźwięki. Nawet Sir Uriel poczuł drobne ukłucie zaciekawienia. Wszyscy spodziewali się pięknej, urzekającej i czarującej melodii.

I kiedy struna pełnego ekscytacji oczekiwania została napięta do granic możliwości, Nirian wziął głęboki wdech i potężnie dmuchnął w swój instrument. 

Dźwiękowi, który wydobył się fleta... fletu... Czy tam, jak to się mówi na tę fujarkę, bynajmniej nie należał do najpiękniejszych. Ciężko byłoby go nazwać ładnym. Określenie, że był okropny, byłoby nieuczciwą pochwałą dla trzeszczącego odgłosu, wiercącego w uszach, niczym sąsiad o piątej nad ranem, który tę właśnie porę uznał za najlepszą na przeprowadzenie remontu.

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz