Rzecz Trzydziesta Siódma

11 3 2
                                    

O tym, co magiczna kula pokazała Sir Marselowi 

Księżniczka Alisandra stała przed ścianą i wpatrywała się w nią, próbując sobie wyobrazić, że miała przed sobą lustro. Czesanie włosów przed nieistniejącym lustrem było od pewnego czasu jej ulubionym zajęciem. 

Księżniczka znalazła się w bardzo dziwnym miejscu. Były w nim głównie ściany. Tworzyły one labirynt krętych korytarzy i niewielkich pomieszczeń, w których Alisandra znajdowała zazwyczaj kamienie. Niektóre były miękkie jak poduszki, inne były twarde... Jak kamienie. W ścianach nie było nigdzie żadnych okien, ani drzwi, a mimo to w dziwnym miejscu było w miarę jasno. Światło pochodziło głównie ze szkarłatnych, błyszczących pęknięć na ścianach. Alisandra nie miała wątpliwości, że były magiczne.

Miejsce z pewnością było o wiele większe od muravijskiego pałacu. Alisandra nie była w stanie dokładnie określić rozmiarów gigantycznego labiryntu. Przez pewien czas próbowała znaleźć z niego wyjście, co okazało się równie bezsensownym, co i frustrującym zajęciem. Po kilku dniach księżniczka zrezygnowała z wędrówki, wybrała sobie pomieszczenie z najwygodniejszymi kamieniami i tam postanowiła czekać, aż uratuje ją jakiś rycerz. Była w końcu księżniczką. Rycerze powinni całymi tłumami spieszyć jej na ratunek. Z tym pośpiechem to jednak się trochę ociągali. 

Iskierka nadziei, że prędzej, czy później ktoś przybędzie księżniczce na ratunek, nie pozwalała jej zwariować. Alisandra trochę tego żałowała. Gdyby oszalała, czas tak bardzo by się jej nie dłużył. Próbowała już rozmawiać z wymyślonymi przyjaciółmi, ale ci w magiczny sposób nigdzie się nie zjawiali i nic nie mówili, co księżniczkę tylko denerwowało. Próbowała także udawać, że kamienie są jej przyjaciółmi, ale szybko uznała, że to głupie i prędko zrezygnowała z tego pomysłu. Postanowiła więc, że cieszyć się będzie wyłącznie swoim własnym, wspaniałym towarzystwem.

Nie była jednak zupełnie sama. Co jakiś czas odwiedzał ją niemy gnom. Alisandra była pewna, że był prawdziwy, gdyż nie wierzyła, że mogłaby wymyślić aż tak brzydkiego gnoma. Gnom był stary, garbaty i miał tak pomarszczoną twarz, że ciężko było w niej dostrzec usta, oczy, czy też nos. 

Gnom pojawiał się co jakiś czas, przynosząc Alisandrze owoce do jedzenia oraz gorzkie, ziołowe napary do picia. Księżniczka raz spróbowała porozmawiać z gnomem, a wtedy temu wśród zmarszczek otworzyły się usta, ukazując brak zębów i języka. Był to widok tak obrzydliwy, że Alisandra postanowiła więcej się do gnoma nie odzywać. Kilka razy próbowała go śledzić, by sprawdzić skąd przychodził. Gnom zazwyczaj wychodził z jakiegoś zakrętu, zostawiał księżniczce tacę z jedzeniem, zabierał pustą i błyskawicznie odbiegał za kolejny zakręt. Kiedy Alisandra dobiegała do zakrętu, gnoma już za nim nie było. 

Po uczesaniu włosów Alisandra położyła się na miękkich kamieniach i zaczęła wpatrywać się w sufit, próbując sobie wyobrazić, że był pełen gwiazd. Bardzo tęskniła za otwartym niebem, za słońcem i księżycem, zieloną trawą, za przyjemnym zapachem kwiatów i miłym śpiewem ptaków. Tęskniła za wygodnym pałacem, za swoimi służącymi. Nawet tęskniła za starą guwernantką, Gryzeldą. Wspominając jej gęsi głos, Alisandra uśmiechała się smutno. Nigdy jednak nie płakała. Księżniczce nie wypadało płakać. 

Nagle, kiedy Aleksandra nuciła sobie smutną melodyjkę, usłyszała trzask i syk, po którym rozbrzmiały ciężkie kroki. W na ogół cichym i pustym miejscu były to niespotykane odgłosy. Alisandra wstała z kamieni i z zaciekawieniem wpatrywała się w korytarz, z którego dochodziły odgłosy. Czekała, nie mając pojęcia, czy powinna uciekać, czy ruszyć w stronę dźwięków. Kroki rozbrzmiewały coraz głośniej, zwiastując, że coś się zbliżało. W pewnej chwili całkowicie ucichły. Alisandra, wstrzymując z zaniepokojenia oddech, słyszała wyłącznie przyśpieszone bicie własnego serca.

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz