Rzecz Trzydziesta Pierwsza

25 3 0
                                    

Która dotyczy rycerskich obowiązków i trudnych decyzji

Jednym z powodów, dla których Feelan chciał zostać rycerzem, było dość niezwykłe zjawisko, dotyczące przygód. Zwyczajni ludzie, tacy jak Feelan Koei, nie posiadali zbyt wielkiej mocy przyciągania przygód. Sami musieli ich szukać i zadowalać się każdą najdrobniejszą niezwykłością w ich życiu. Rycerze zaś nie musieli szukać przygód. One same ich znajdowały i wręcz ustawiały się w kolejce, by zostać przeżytymi. 

Feelan był ogromnie podekscytowany, że mógł przeżyć pierwszą rycerską przygodę u boku Sir Marsela. Sam rycerz nie wykazywał najmniejszych oznak entuzjazmu. Wypite przez niego wcześniej piwa zaczęły działać i Sir Marsel lekko zataczał się na boki. Feelan cicho westchnął pod nosem. Próbował tłumaczyć sobie, że rycerz pewnie miał za sobą już tyle przygód, że te najzwyczajniej mu zaczęły już obojętnieć. Tak jak mieszkańcom Wszytrószki w końcu obojętniała praca w polu. Chłopca naszła dość ponura myśl, że nieważne co się w życiu robi, w końcu wszystko prowadzi człowieka do znudzenia i zniechęcenia. Odgonił jednak szybko tę myśl, jak natrętną muchę i postanowił po prostu cieszyć się przygodą. 

Przez całą drogę do domu sołtysa, staruszek prowadzący Feelana i Marsela, opowiadał jakie to szczęście go spotkało, że tak szybko znalazł dwóch rycerzy. Feelan próbował mu wytłumaczyć, że nie był jeszcze rycerzem, ale starszy mężczyzna był tak rozgadany, że nie dawał chłopcu najmniejszej szansy, by się wypowiedział. 

- Powiadam ja wam, ciężkie czasy nastały - mówił energicznie staruszek. - Wojna będzie i świata koniec za niebawem. Że też musiałem dożyć takich dni. Żal na to wszystko patrzeć, co się teraz dzieje i wyprawia. No ale co na to poradzić? Nie da się z tym nic zrobić. Znaczy da się, ale ja prosty człowiek jestem, co ja niby mogę? Dobrze, że są jeszcze rycerze na tym świecie. Dobrze, że jest odrobina dobroci i sprawiedliwości.

Feelan wytrwale przytakiwał staruszkowi, starając się przynajmniej stwarzać pozory, że go słucha. Sir Marsel wytrwale zastanawiał się, czy istniał jakiś sposób na uciszenie gadatliwego starca, który nie wymagałby stosowania przemocy. 

Dom sołtysa Dretlev znajdował się na pagórku. Wyróżniał się pośród innych domów większymi rozmiarami i rozległym, zadbanym ogródkiem. Znajdowała się w nim szeroka huśtawka, kilka różanych krzewów, ozdobne kamienne gnomy i niewielka sadzawka z kolorowymi rybami. 

- Paniczu Virs! - zawołał staruszek, wbiegając do domu. - Przyprowadziłem rycerzów, jak pan kazał!

- Tak szybko? Dobrze, wprowadź ich. 

- Proszę, mościpanowie. Zachodźcie, zachodźcie! - staruszek powrócił prędko do drzwi i przytrzymał je przed Feelanem i Sir Marselem. - Czujcie się jak u siebie!

Feelan jednak starał się nie czuć jak u siebie. Gdyby był u siebie, to pierwsze, co by zrobił, to przeszukałby kuchnię w poszukiwaniu ciasteczek. Był w towarzystwie rycerza i uważał, że powinien się zachowywać przyzwoicie. 

Sołtys Dretlev akurat jadł kolację wraz z żoną i dwójką dzieci. Nie przypomniał Feelanowi ani trochę sołtysa Wszytrószki, który był ogromnym mężczyzną z wielkim brzuszyskiem, gęstym wąsem i według lokalnych legend był kiedyś trzeźwy. Virs, sołtys Dretlev, był dojrzałym mężczyzną. Wśród jasnych włosów dało się zauważyć kilka pasemek siwizny. Miał ostre spojrzenie, ale gładka twarz i spokojne oblicze łagodziły jego wizerunek. 

- To mają być ci rycerze? - zapytał Virs, uważnie przyglądając się Feelanowi. Sir Marsela obdarzył krótkim spojrzeniem, lecz momentalnie poczuł się przytłoczony ponurym wzrokiem rycerza. 

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz