Rzecz Czterdziesta Czwarta

13 2 3
                                    

W której Feelan poznaje dobrego kapitana Doggera oraz okrutnego rycerza Galavasha

Wioska, do której zmierzali Feelan i Sir Marsel nazywała się Treft. Była mniejsza od Wszytrószki, ale bardziej od niej zadbana. Do czasu, aż ktoś napadł na wioskę i spróbował ją zniszczyć. Kamienne domy nie paliły się co prawda zbyt dobrze, ale najeźdźcy bardzo się starali, żeby spalić wszystko, co nadawało się do spalenia. 

Feelan wjechał na szeroką ścieżkę, prowadzącą przez środek wioski. Na poboczach pełno było zniszczonych mebli i narzędzi. Feelan zauważył kilka stosów wciąż płonących książek. Zauważył też sporo rannych osób. Mężczyzn, kobiety, dzieci oraz gnomy. Chłopiec zeskoczył z grzbietu dzielnego wierzchowca, wiernego Pereka i nieśmiało podszedł do siedzącego na ławce staruszka, który wyglądał na najmniej sponiewieranego spośród mieszkańców wioski.

- Umm... Dzień dobry? - chłopiec dziwnie się poczuł mówiąc to. Wątpił, by dla staruszka ten dzień należał do najlepszych. - Mogę się spytać, co się tutaj stało?

Lekko zgarbiony staruszek uniósł głowę i spojrzał na Feelana złowrogim wzrokiem. 

- Kim jesteś dzieciaku i czego chcesz?! - warknął wściekle.

- Jestem Feelan. Feelan Koei. Przejeżdżałem niedaleko i zobaczyłem dym, więc sobie pomyślałem, że stało się coś złego i...

- I co? - staruszek splunął pogardliwie pod nogi Feelana.

- Pomyślałem, że może coś mógłbym pomóc - dokończył prędko Feelan.

-Tak? - zapytał niezbyt przychylnie starzec, wstając z ławki. - A czemu to niby miałbyś chcieć nam pomagać? I w czym?

- No nie wiem - Feelan był mocno speszony złym nastawieniem swojego rozmówcy. - Wygląda na to, jakby było tu całkiem sporo do zrobienia. A dlaczego? - Feelan uśmiechnął się nieporadnie i podrapał po głowie. - Tak uczyniłby prawdziwy rycerz, co nie?

Brwi starca zmarszczyły się. Jego nieprzyjazny wyraz twarzy stał się jeszcze bardziej wrogi. Mężczyzna zrobił krok w kierunku Feelana. Chłopiec odruchowo się cofnął i zauważył, zbierającą się wokół gromadkę ludzi. Wszyscy spoglądali na niego wrogo.

- A więc, jesteś rycerzem? - zapytał starzec nieprzyjemnie się uśmiechając. - To dobrze się składa... Bardzo dobrze.

Feelan nerwowo przełknął ślinę, gdy zauważył, jak otaczająca go ludność chwyciła za kije, widły i niewielkie siekiery. Wyglądali co prawda na zmęczonych i i poobijanych, ale było ich wielu. Feelan nie miał pojęcia skąd się wzięła u nich ta wrogość. Nie wiedział, co sam powinien zrobić. Walka byłaby nie w porządku, a wytłumaczyć się byłoby mu ciężko. Chciał przecież dobrze.

Wtedy właśnie w tłum wjechała wielka klacz Sir Marsela z rycerzem na grzbiecie i odgoniła część tłumu.

- Rozejść się - warknął krótko Sir Marsel. 

- Kolejny rycerz? - zapytał starzec

- Tak - przytaknął Sir Marsel. 

Staruszek podjął wyzwanie i przez chwilę mierzył się z rycerzem na spojrzenia. Wytrzymał całe dwie sekundy, po czym spuścił wzrok i zaczął się nerwowo rozglądać. Wtedy w twarz Sir Marsela uderzył spleśniały pomidor. 

- Ty podła szumowino! - rozbrzmiał krzyk ciemnowłosego chłopca, znacznie młodszego od Feelana. - Wynoś się stąd! Nie potrzebujemy cię tutaj! 

Sir Marsel powoli odwrócił wzrok w stronę chłopaka. Feelan wstrzymał oddech, wyczuwając, że zniszczona wioska dozna niebawem jeszcze większych zniszczeń. Pomyślał, że może powinien stanąć w obronie młodszego chłopca i jakoś spróbować uspokoić Sir Marsela, ale nie było to potrzebne.

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz