Rzecz Trzydziesta Druga

14 3 6
                                    

Opisująca kolejną przygodę, która przytrafiła się Sir Marselowi i Feelanowi

Padał deszcz. Ostre krople zimnej wody zalewały Palavaravską równinę. W oddali błyskały pioruny. Ich huk rozbrzmiewał donośnym echem. Feelan otulił się mocniej zielonym płaszczem, który i tak był już przemoczony do granic możliwości. Chłopiec z podziwem patrzył na Sir Marsela, który zdawał się zupełnie nie przejmować deszczową pogodą. Jechał wyprostowany na swej klaczy i z ponurą obojętnością pozwalał kroplom deszczu po nim spływać. 

- Sir, mogę coś powiedzieć, sir? - zapytał Feelan.

- Nie - warknął Sir Marsel.

- Och... Rozumiem. Aha - Feelan mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Rycerz nie ignorował już go całkowicie, co chłopiec uznał za bardzo znaczący postęp w ich relacji. - Bo tego, gdybym mógł coś powiedzieć, to bym powiedział, że tam w oddali widać światełko. I dym, prawdopodobnie z komina lecący. Myślę, że byłoby tam cieplej trochę, niż tu na tym deszczu. Ale jeśli deszcz ci nie przeszkadza, sir...

Rycerz powoli odwrócił się we wskazanym przez Feelana kierunku. Chłopiec ucieszył się ogromnie, zdając sobie sprawę, że Sir Marsel jednak słuchał, co Feelan mówił. Bez słowa skierował klacz w stronę światła. Feelan ruszył za nim.

Deszcz jeszcze bardziej przybrał na sile, co wydawało się Feelanowi nie być możliwe. Wicher mocniej zawiał, uginając rosnące w pobliżu drzewa. Chłopiec był już jednak w ciepłej gospodzie i spoglądał przez okno na szalejącą na zewnątrz burzę. Zajazd był nieduży, ale znalazło się w nim miejsce dla koni oraz dla Feelana i Sir Marsela. Rycerz od razu zamówił dla siebie pięć piw, co spotkało się z wyraźną dezaprobatą Feelana.

- Sir, jeśli masz zamiar się znowu upijać, to nie licz, że będę za ciebie płacił! - oznajmił stanowczo Feelan. - A jeśli upijesz się do nieprzytomności, to wrzucę cię do najbliższego rowu. 

- I zostawisz mnie wtedy w spokoju? - zapytał rycerz.

- No nie... Raczej nie - Feelan smutno westchnął. Nie miał najmniejszego pojęcia, w jaki sposób miałby skłonić rycerza, by ten nie pił.

- Sir? Czy ja dobrze usłyszałem? - przy stole, gdzie siedział Feelan i Sir Marsel nagle pojawił się brązowowłosy chłopak. - Jest pan rycerzem? Prawdziwym rycerzem?

- Tak, prawdziwym - odparł zirytowany rycerz. - Mam nadzieję, że nie zamierzasz takim zostać. W zupełności wystarczy mi jeden natrętny bachor.

- Umm... Nie, nie o to mi chodziło - powiedział nieśmiało chłopiec. - Po prostu słyszałem, że rycerze pomagają ludziom w potrzebie. Nie mam za wiele, ale może tyle wystarczy, sir.

Chłopak położył na stole niewielką sakiewkę. Wewnątrz zabrzęczało kilka monet.

- Z czym masz problem, dzieciaku? - spytał ponuro Sir Marsel.

- Nazywam się Nedward - chłopiec przedstawił się i skłonił przed rycerzem. - Moja mama zachorowała na ciężką chorobę. Chciałem jej pomóc, a pewna staruszka powiedziała mi, że istnieje lek na jej przypadłość. Z tego, co wiem magiczne zioło, którego szukam znajduje się w pobliskim lesie. Obawiam się jednak dzikich zwierząt, dlatego nie chciałbym iść do lasu sam.

Sir Marsel powoli mrugnął oczami. Odstawił trzymany w ręku kufel z piwem i spojrzał na młodego Nedwarda.

- Co to za zioło? - zapytał rycerz.

- To niebieski kwiat z siedmioma płatkami i fioletowym pręcikiem. Nazywa się...

- Szporczyk - warknął pod nosem Sir Marsel. - Odpuść sobie, dzieciaku. Ten kwiat nie jest żadnym lekarstwem.

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz