Rzecz Pięćdziesiąta Szósta

13 2 10
                                    

O tym, jak Feelan Koei trafił do galczkańskiego domu uciech i sprowadził do niego Sir Marsela 

Sir Marsel jak zwykle nie był zbyt rozmowny. Natomiast Feelan z ogromnym zniecierpliwieniem i ciekawością rozmyślał o Galczce. Spodziewał się kolejnego miasta zachwycającego wspaniałym majestatem. Próbował sobie wyobrazić wysokie czarodziejskie wieże, potężne mury, piękne zamki i bogate domostwa, otoczone krajobrazami jesiennej krainy. Nie miał najmniejszego pojęcia o tym, czym mogła wyróżniać się Galczka. 

Drobny wyciek informacji dotarł do Feelana, kiedy wraz z Sir Marsel zatrzymał się w podmiejskim gospodarstwie z ogromną stadniną koni. Tam rycerz postanowił zostawić swoją klacz i dzielnego wierzchowca, wiernego Pereka.

- Nie możemy ich zostawić w mieście? - zapytał Feelan, któremu co prawda nie przeszkadzała odrobina marszu, ale martwił się o swojego wierzchowca.

- Nie - odparł Się Marsel. - Tam raczej nikt się nimi dobrze nie zajmie.

- Myślisz Sir, że ktoś mógłby spróbować je ukraść? - spytał Feelan.

- Ukraść? - parsknął rycerz, który parę razy już odwiedzał Galczkę i poniekąd wiedział czego się można było po niej spodziewać. - Ukraść, to najlepsze, co mogliby zrobić z tymi końmi.

- Hmmm... Chyba nie rozumiem co masz na myśli, Sir - rzekł Feelan, ale rycerz nic więcej nie powiedział.

W końcu Feelan i Sir Marsel na tyle zbliżyli się do Galczki, że mogli poczuć jej zapach. Feelan spojrzał oskarżycielsko na rycerza. Zapach miasta kojarzył się z tanim alkoholem, kacem i wymiocinami, a wszystko to przypominało chłopcu Się Marsela. 

- Sir, wiem, nie jestem twoim sumieniem, ale mamy sam środek dnia! To nie jest właściwa pora, żeby się upijać! 

- To nie ja. To Galczka - odparł z ponurą powagą Sir Marsel.

Po chwili rycerz i chłopiec dotarli przed... Miejską bramę? Była to po prostu duża deska, której pilnowało kilku strażników.  Po bokach bramy wznosił się nieregularny mur. Był wykonany z najróżniejszych odpadów budowlanych. I właściwie to nie tylko budowlanych. Mur Galczki oprócz tego, że utrzymywał bezpieczeństwo poza granicami miasta przed jego mieszkańcami, to także służył jako wysypisko śmieci. 

Strażnicy miasta szybko zauważyli zbliżających się gości. W Galczce był wyznaczony specjalny komitet powitalny dla przybyszów. Otyły mężczyzna dmuchnął w wielką trąbę, która wydobyła ze swych wnętrzności donośny pierdzący dźwięk. Zielonowłosy gnom zaczął grać na skrzypcach. Te jednak nie miały strun, ale gnomowi to nie przeszkadzało. Używał skrzypiec, by tłuc nimi w wielki brzuch trębacza. Orkiestrę powitalną uzupełniał stary pies, który zamiast śpiewać zaczął ohydnie kaszleć. 

- Umm... To... Bardzo... Ciekawe powitanie - rzekł niepewnie Feelan. - Powinniśmy docenić ich starania, Sir.

- Dokładnie! - wykrzyknął dowódca strażników bramy. Feelan i Sir Marsel błyskawicznie zostali otoczeni przez gromadę ludzi w brązowych mundurach. - Takiego powitania jednak nie urządza się za darmo! Do Galczki też nikt za darmo nie wchodzi. Ani z niej nie wychodzi. Jeśli wydaje wam się, że powietrze jest tu za darmo, to wstrętnie się mylicie, ohydni złodzieje! Za wszystko należy się odpowiednia opłata, którą możecie w tej chwili zapłacić, albo zacznijcie żegnać się z życiem, oślizgłe szumowiny! 

- Sir! Ci ludzie chcą nas obrabować! - rzekł Feelan. - Tuż przed samym miastem! 

- Widzę, że regularnie ćwiczysz spostrzegawczość - odparł Sir Marsel.

Rycerska OpowieśćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz