Pojechaliśmy na komisariat i dali mi małą do rąk
Jk-podobna do ciebie...
-nic dziwnego...
P-mogą państwo jechać
Wyszliśmy i pojechaliśmy do mojego mieszkania a mała usnęła
-na cholerę tu dalej jesteś?
Jk-bo tak...
Usiadłam na kanapie, czułam się źle. Czułam pustkę a zarazem ból, jedyne co to chciało mi się płakać. Ja nie dam sama rady z nią. Siedziałam i patrzyłam w jeden punkt, łokcie miałam na kolanach. Po chwili poczułam, że po polikach lecą mi, łzy potem poczułam że Kook łapie mnie i przytula
-po co to robisz?
Jk-po prostu się przytul....
Zrobiłam to i się rozpłakałam nie miałam siły na nic
-nie dam se rady...
Mówiłam zapłakana
Jk-dasz radę zobaczysz to tylko ci się tak wydaje
-łatwo ci mówić, to nie ty jesteś sam i jeszcze musisz zająć się półroczną siostrą, a do tego chodzisz do pracy cały czas
Oderwałam się zapłakana, i spojrzałam na niego ten złapał za moje poliki i kciukami wytarł łzy
Jk-będzie dobrze, zobaczysz na początku będzie ci ciężko, bo będziesz musiała się przyzwyczaić nie możesz się poddać rozumiesz?
-oddam ją do domu dziecka, albo gdzieś gdzie będzie mieć lepsze życie...
Jk-co.... Nie... nie będzie mieć lepszego życia, oprócz ciebie. Tina jesteś jej jedyną nadzieją.... Nie możesz jej tego zrobić
-mogę i to zrobię
Wstałam i poszłam do kuchni napić się wody a ten za mną