Spadam. To uczucie chociaż przerażające to jednocześnie niesamowite. Uwielbiałem się w nim zatracać.
Otworzyłem powoli oczy. Byłem zdezorientowany. Dlaczego znalazłem się na środku polany? Usłyszałem dźwięczne, znajome i niesione echem:Jinnie, gdzie jesteś?
Przez chwile starałem się skupić na tym wołaniu. Tak dawno nie słyszałem tego pięknego głosu. Tak dawno nikt nie nazwał mnie Jinnie.
- Jin-ah!? - krzyknąłem podekscytowany - gdzie jesteś? - przyspieszyłem kroku. Nie mogłem się doczekać aż znajdę się u boku mojej ukochanej. Chciałem ją zobaczyć, przytulić, powiedzieć jak strasznie tęskniłem...
Jinnie, proszę. Nie wygłupiaj się. Gdzie jesteś? Przez ciebie spóźnimy się na lekcje.
Te słowa niosły się echem po całym lesie. Wpadłem w panikę bo już wiedziałem jak to się skończy. Nie chciałem kolejny raz na to patrzeć więc ruszyłem biegiem przed siebie modląc się żeby zdążyć. Po kilku chwilach zszedłem na ziemię doskonale wiedząc już gdzie się znajduje. To był las przy znienawidzonym przeze mnie miejscu. Gdzie na każdym kroku obecność Ji była na tyle wyczuwalna, że nie byłem w stanie nawet myśleć żeby tam zajrzeć.
Wbiegłem na podjazd mojego dawnego domu. Domu w którym spędziłem dzieciństwo, przeżyłem swój pierwszy zawód miłosny czy pierwszy pocałunek. Domu, w którym spędziłem moje ostatnie, szczęśliwe chwile z Jin-ą. Gdzie każdy zakamarek naznaczony był jej zapachem a w koronach drzew wiatr roznosił jej wesoły śmiech.
Rozejrzałem się nerwowo starając się łapać oddech. Nie zdążyłem. Widziałem tylko jak samochód mignął światłami znikając za zakrętem.- nie... kurwa nie... Jin-ah... - szepnąłem idąc powoli w stronę w którą pojechał samochód. Byłem bezradny. Za chwilę będzie słychać klakson, pisk opon, huk a po nim już nic nie będzie takie samo. Przecież to wydarzenie przeżywałem prawie codziennie, od nowa. Szedłem jak w transie, odliczając w głowie sekundy do nieuniknionej katastrofy.
Wszystko o czym pomyślałem sprawdziło się po niedługiej chwili. Łzy zaczęły same lecieć mi po policzkach. Ścierając je przyspieszyłem kroku. Chciałem żeby to wszystko okazało się tylko złym snem a jak się obudzę to Ji będzie obok, bezpieczna, szczęśliwa i uśmiechnięta.
Dotarłem na miejsce. Samochód był w rozsypce. Podszedłem bliżej. Zobaczyłem ją, miała twarz całą we krwi, zakrwawione ręce, włosy. Wszystko tonęło w czerwonej, lepkiej cieczy.
Szarpnąłem za drzwi starając się ją stamtąd wyciągnąć nie zważając na nikogo. W środku był jeszcze kierowca no i oczywiście ja sam, z tamtego dnia.
Nie wiem jakim cudem udało mi się ja stamtąd wydostać. Widok był zatrważający. Moja kochana, piękna i delikatna Jin-ah rozsypała się właśnie w moich rękach. Padłem na trawę, na kolana trzymając ją ciągle w ramionach- Jinnie... - ledwo było ją słychać
- csii, jestem tu - powiedziałem łamiącym się głosem tuląc ją delikatnie do siebie. Strasznie się bałem że zrobię jej krzywdę. Nie mogłem powstrzymać się od płaczu. Dlaczego kolejny raz ją zawiodłem? Odgarnąłem włosy oblepione krwią z jej twarzy i spojrzałem w gasnące oczy - znów nie zdążyłem, przepraszam, tak bardzo przepraszam
- za co? Nie przepraszaj za wypadek - wyszeptała - i dlaczego płaczesz? - drżącą ręką ocierając moje łzy - przecież wiedziałeś jak to się skończy
- znowu cie zawiodłem - załkałem, już nawet nie próbowałem się hamować
- zawiodłeś Jinnie ale nie tym, że nie mogłeś mi pomóc - spojrzałem na nią nie wiedząc o co chodzi - to przez tego chłopaka, prawda? Mówiłeś że zawsze będziemy razem - zakaszlała z trudem łapiąc oddech - a teraz nie chcesz już do mnie dołączyć...
- o czym ty mówisz?
- zamieniłeś mnie Jinnie, na tego chłopca z piegami - powiedziała zimnym tonem ściskając moje ramię - ale on nigdy ci mnie nie zastąpi - dodała ciszej - jesteś mój, nie zostawiaj mnie dla niego, nie możesz mnie zostawić
Nie mogłem uwierzyć w to, że moja Jin-ah, najlepsza, najbardziej dobra i ciepła osoba jaką w życiu poznałem była w stanie powiedzieć coś co tak bardzo mnie raniło.
- nie zostawiaj? - zapytałem wpadając w histeryczny śmiech - JA mam nie zostawiać CIEBIE? - krzyknąłem bo emocje które we mnie buzowały były już nie do opanowania - przypominam że to kurwa ja, tysiące razy widziałem JAK UMIERASZ. TO TY ZOSTAWIASZ MNIE, ZA KAŻDYM RAZEM, CODZIENNIE OD SIEDMIU LAT - wykrzyczałem z żalem
- Jinnie, ja... - jej dotyk był coraz słabszy, coraz płyciej oddychała - kocham cię, pamiętaj - wyszeptała jeszcze po czym jej ręka bezwładnie opadła, oczy zaczęły tracić swój blask. Oddech stawał się coraz płytszy a przerwa między jednym a drugim wdechem coraz dłuższa
- no i widzisz, znowu mi to robisz - krzyczałem delikatnie potrząsając jej ciałem. Na próżno. Już nie dawała żadnych oznak życia. Jej oczy zrobiły się puste. Martwe. - Jin-ah błagam wróć do mnie, zrobię wszystko...
Wtuliłem twarz we wgłębienie między jej szyją a ramieniem. O dziwo było przyjemnie ciepłe, nie zimne jak zawsze. W tamtym momencie nie przeszkadzało mi nawet to, że byłem cały umazany jej krwią. Siedziałem tak jeszcze chwilę czekając na ostatnie tchnienie.
Gdy to się stało wpadłem w histerię.
Czułem jak całe moje ciało momentalnie się spięło. Serce zaczęło walić jak szalone, a moje myśli krążyły w chaosie wokół tego co się właśnie wydarzyło. Oczy wciąż zalewały kolejne fale łez a ze ściśniętego gardła był w stanie wydobyć się tylko głośny szloch. Nie potrafiłem nad sobą zapanować. Cały mój świat zawalił się w jednym momencie i nie wiedziałem jak się z tego wygrzebać.
Płakałem w głos nie mogąc złapać oddechu. Czułem tylko jak się trzęsę. Z każdą chwilą to było coraz mocniejsze i na początku myślałem że to po prostu od płaczu ale z upływem czasu utwierdzałem się że tak nie jest. Do tego słyszałem swoje imię ale jakby z oddali czy zza ściany.
A potem jakby coś pociągnęło mnie w górę.
Odzyskałem świadomość. Siedziałem na kanapie w swoim domu. Nie za wiele widziałem przez ciągle lecące łzy. Ale poczułem jak czyjeś ramiona mnie obejmują. Wtuliłem się w klatkę swojego "wybawcy" ciągle głośno łkając. Okryło mnie jego ciepło i ten słodki zapach, dokładnie ten sam o którym marzyłem od rana. Wtedy zdałem sobie sprawę w kogo z taką desperacją się wtulam.
Felix głaskał mnie po plecach mówiąc że już dobrze, że jest przy mnie. Jego niski, ciepły głos był jak balsam na moje rozsypane serce. Bardzo się starałem opanować ale jedyne na co było mnie stać to walka o oddech między jednym a drugim szlochem.
Kiedy już wypłakałem wszystkie łzy siły mnie opuściły. Na szczęście nie zrobiły tego ramiona, które wciąż ciasno mnie oplatały. Czułem się jakby to było moje bezpieczne miejsce i byłem bardzo zadowolony z tego, że w końcu je znalazłem. Wsłuchując się w bicie jego serca i spokojne, miarowe oddechy mogłem tak zostać już na zawsze._________________________________
luźna inspiracja (bo w mojej historii Lix ma ciemne włosy - dark hair Felix to moje imperium rzymskie 🙈) dotycząca końcówki tego rozdziału, który też do najłatwiejszych nie należał
fan art: @chumachencko_sasha
CZYTASZ
bad addicted (to you) [HyunLix]
FanfictionCzasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o tym Felix, 23 letni student którego dotychczas poukładane, troszkę monotonne ale szczęśliwe życie w...