what a mess [Hyu]

335 42 27
                                    

Przebudziłem się o dziwo wyspany, ale z lekkim bólem głowy. Nie otwierając jeszcze oczu odwróciłem się, by nogą przygarnąć do siebie i wtulić w moją ulubioną osobę, która powinna spać obok mnie.
No właśnie, powinna a zastałem tylko puste miejsce. Niepokojąca była też cisza, która nieznośnie rozchodziła się po całym pokoju.
Podniosłem się, przeciągnąłem, spojrzałem na telefon. Miałem kilka wiadomości od Bina i mamy ale zignorowałem je. Wygrzebałem się z łóżka w poszukiwaniu Felixa.
Zszedłem na dół, gdzie również panowała cisza jak makiem zasiał. Przeszedłem się po domu, ale nigdzie go nie znalazłem. Dopiero wchodząc do łazienki i rzucając wzrokiem na pobojowisko, które tam zastałem zaczął do mnie docierać jeden, istotny fakt...
Czy wczoraj naćpałem chłopaka, którego kocham a potem przeleciałem go na kanapie w salonie?
Być może. 
Co ja kurwa zrobiłem.
Skłamałbym mówiąc, że tego nie chciałem, bo chciałem i to bardzo odkąd pierwszy raz na mnie wpadł. Tylko może niekoniecznie będąc pod wpływem narkotyków.
Wczorajszy dzień mnie zgniótł psychicznie, nie dałem sobie rady, jak zawsze od siedmiu lat.
Zdałem sobie sprawę z tego, jak słaby jestem.
Wyszedłem z łazienki. W panice ruszyłem do pokoju, żeby jak najszybciej dorwać telefon i zadzwonić. Nie wiem co sobie myślałem sądząc, że odbierze...
Po piętnastym nieodebranym połączeniu dałem sobie spokój. Nie dziwiłem się, że nie chciał ze mną rozmawiać. Szkoda, że nie zdążyłem wytłumaczyć mu, dlaczego tak się stało.
Byłem na siebie wściekły jak jeszcze nigdy. Nie powiem, naćpanie Lixa nie był najlepszym z moich pomysłów...
Czułem, że jeśli nie dowiem się co się z nim dzieje zaraz dostanę ataku paniki. Nie mogłem z drugiej strony jechać do niego do domu żeby sprawdzić czy tam jest, bo wtedy jego matka mnie zajebie.
Jego przy okazji też.
Jak zwykle, narobiłem tylko samych problemów. Zbiegłem na dół, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Wpadłem do kuchni. W przypływie emocji rozbiłem kilka talerzy i musiałem się też wykrzyczeć. Niestety, to nie przyniosło mi żadnej ulgi.
Złapałem papierosy leżące na blacie, wybierając kolejny raz ten sam numer. Zdążyłem wypalić dwa, nim usłyszałem w słuchawce, że abonent jest chwilowo niedostępny. Moja ostatnia nadzieja zgasła wraz z niedopałkiem pozostawionym w popielniczce.
Usiadłem bezradny na podłodze chowając twarz w dłoniach. Wiedziałem, że zaraz przyjdzie moment, w którym się rozkleję i nie skończy się to dobrze. Czułem, jak z każdą chwilą coraz trudniej mi łapać powietrze.
Wtem, jakby mnie olśniło. Wstałem, złapałem komórkę z blatu i zadzwoniłem od razu do Bina.

- siemasz, nie widzieliśmy się dwa dni a ty już tęsknisz? - zapytał ze śmiechem, odbierając po kilku sygnałach.

- kurwa, musisz mi pomóc - oznajmiłem a w moim głosie słychać było panikę

- zawsze i ze wszystkim - zarzekł się - co jest? - słyszałem w jego głosie niepokój.

- pamiętasz jaki był wczoraj dzień?

Zapadła chwila ciszy w której mój przyjaciel zapewne intensywnie myślał.

- mówisz o rocznicy wypadku? - zapytał niepewnie

- tak - szepnąłem

- dzwoniłem, pisałem a ty jak zwykle nic... martwiłem się - wyrzucił z siebie swój żal. Nie dziwiłem się, w końcu był moim przyjacielem.

- przepraszam, byłem zajęty - usprawiedliwiłem się - no i zgadnij co?

- naćpałeś się - rzucił, niezadowolonym tonem

- bingo - powiedziałem a w słuchawce usłyszałem syk niezadowolenia - do tego nie sam... - przyznałem ze wstydem

- kto był na tyle głupi, żeby zrobić to z tobą? - zapytał zirytowany.
Przygryzłem wargę zastanawiając się, czy dobrze robię mówiąc mu o tym wszystkim, ale był moją jedyną deską ratunku więc MUSIAŁEM mu wyznać wydarzenia ostatniej nocy. Westchnąłem ciężko.

bad addicted (to you) [HyunLix]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz