hope [Lix]

352 42 99
                                    

Każda sekunda wydawała mi się być wiecznością.
Każdy jego oddech nadzieją, że za chwilę się obudzi i wszystko będzie dobrze.
Wypłakałem już wszystkie łzy i powiedziałem wszystko, co miałem do powiedzenia.
Teraz zostaje mi jedynie czekać.
Zreflektowałem się, że przecież przyjechałem tu z Chanem, dlatego postanowiłem włączyć telefon.
Zignorowałem wszystkie powiadomienia po czym wybrałem numer do Chrisa.

- Lix, na wszystkich bogów jacy istnieją! - usłyszałem w słuchawce - co z nim?

- jest... - westchnąłem ciężko - jest nieprzytomny i poobijany ale mama mówiła, że będzie dobrze

- rozmawiałeś z nią? - zapytał zaskoczony

- tak - przyznałem czując, jak schodzi ze mnie cały ciężar, który nosiłem w sobie od kilku dni.

- no i? - Chris nie dawał za wygraną, ciągnąć mnie za język

- przyjęła to bardzo... - szukałem w głowie odpowiedniego słowa - spokojnie? - nie byłem pewien czy to właśnie to, co chciałem powiedzieć.
W ogóle myślenie szło mi już z trudem. Byłem wykończony. Najchętniej to bym się położył na podłodze i zasnął.

- mówiłem żebyś z nią porozmawiał, jak zwykle nie słuchasz - mruknął jakby zadowolony z tego, że jak zawsze miał rację - rozumiem, że mam na ciebie nie czekać? - zapytał łagodnie.

- nie ruszam się stąd póki się nie obudzi - oznajmiłem, ściskając mocniej jego dłoń - muszę być przy nim, muszę...

- w takim razie zawijam - powiedział Bang i po chwili słyszałem dzięk odpalanego silnika - dzwoń, jakby co

- dziękuję Chris - szepnąłem - za wszystko

- daj spokój Lix - zaśmiał się do słuchawki - czego się nie robi dla przyjaciół?

- nie wiem, nie ma rzeczy której byś dla mnie nie zrobił - jego ton sprawił, że sam się uśmiechnąłem, ścierając z policzków łzy.

- prawidłowa odpowiedź - rzucił jeszcze - w kontakcie!
Po czym się rozłączył.
Nie wiem co bym bez niego zrobił.
Chociaż w tym wszystkim miałem Chrisa, kiedy Jisung nie mógł być przy mnie.
Sam bym chyba zwariował
Schowałem telefon do kieszeni, wsłuchując się w jednostajny dźwięk urządzeń monitorujących każdy jego oddech czy bicie serca. Ten dźwięk boleśnie wbijał się w moją czaszkę przypominając dlaczego znaleźliśmy się w tak beznadziejnej sytuacji.
Poczucie winy miażdżyło mnie od środka. Mimo, że nikt mnie nie obwiniał za to co się stało to ja obwiniałem siebie.
Gdybym tylko był mądrzejszy wcześniej.
Ale tak naprawdę teraz liczyło się tylko to, że Jinnie żyje i że wszystko może być dobrze.
Po niedługiej chwili drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich matka Hyunjina.

- pani Hwang - wstałem z krzesła kłaniając się kobiecie. Ona zjechała wzrokiem na syna, zasłoniła usta dłonią i się rozpłakała.
Podeszła do mnie, wtulając się a ja zszokowany objąłem ją mocno, bo doskonale wiedziałem jak ten widok rozdarł jej serce.

- Felix, dziecko... - szepnęła, ściskając w pięści materiał mojej koszulki - nawet nie wiem jak ci dziękować.

Dziękować?
Jej słowa rozchodziły się echem w mojej głowie i za żadne skarby nie potrafiłem sobie ich wytłumaczyć.

- za co? - zapytałem niepewnie, bo byłem przekonany, że będzie raczej na mnie wściekła niż za cokolwiek wdzięczna.

- za to, że jesteś przy nim kiedy ja nie mogę być - załkała a jej ciałem wstrząsnął szloch.
Pozwoliłem się jej wypłakać w moje ramię. Może nie za wiele to pomogło ale zawsze to trochę lżej.
Kiedy już się uspokoiła, usiedliśmy na krzesłach które stały przy łóżku Hyunjina. On wciąż, nieprzytomny wyglądał jakby spokojnie spał.

bad addicted (to you) [HyunLix]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz