20.11
__________Obudziłem się zlany potem, z drżącymi rękoma i szybko bijącym sercem.
Znowu ten koszmar do mnie wrócił, podświadomie chyba chcąc mi przypomnieć jaki dziś jest dzień. Spojrzałem na zegarek, była 5:20. Wiedząc, że już nie zasnę zszedłem na dół.
Wypiłem szklankę wody, bo jakoś tak zaschło mi w gardle.
Gdybyś tu była... pomyślałem zaciskając pięści.
Ale dokładnie dziś mija siódmy rok od kiedy jej nie ma. Zagryzłem wargę starając się opanować łzy. Wiedziałem że dziś wyjątkowo dużo ich poleci po moich policzkach.
Los niesamowicie mi sprzyjał, bo dzisiaj i przez kolejne dwa dni będą dni rektorskie na uczelni. Mogłem więc swój dramat przeżywać w spokoju. Ogarnąłem się, przebrałem, zabrałem bukiet, za którym tydzień jeździłem po całym Seulu.
Dostać taką ilość białych kalii to cud o tej porze roku. Tylko, że nic innego nie wchodziło w grę. Ji kochała kalie, wszędzie je rysowała...Plusem tak wczesnego pojawienia się na cmentarzu było to, że nie było na nim żywej duszy. Poza mną, oczywiście.
I cisza. Niesamowicie ciążąca.
Dotarłszy na odpowiednie miejsce położyłem bukiet na płycie nagrobkowej. Usiadłem, czując się jakbym opadł z sił i chęci do życia. Znowu łzy zaczęły jedna po drugiej spływać po mojej twarzy, znacząc mokre plamy na kołnierzu koszuli.- minęło trochę czasu - szepnąłem wycierając je wierzchem dłoni - czuję się jak kretyn mówiąc jakby sam do siebie - przyznałem, przewracając oczami.
Spojrzałem na zdjęcie, które było przymocowane do nagrobka. Była na nim uśmiechnięta.
Niewinna i piękna.
Taką ją pamiętam.
Wziąłem kilka głębszych wdechów próbując się uspokoić i o dziwo całkiem nieźle mi to wychodziło - tęsknię za tobą, choć ostatnio wiele spraw zaprząta moją głowę to nie ma dnia bym o tobie nie myślał - oznajmiłem zaciskając dłonie w pięści - wiem, że nic nie jest w stanie wrócić ci życia, że to ja powinienem zginać, będę płacił za to dopóki żyje. Chcę żebyś wiedziała... że staram się żyć normalnie, naprawdę próbuje i ostatnio nawet całkiem dobrze mi to idzie. Poznałem kogoś... - znowu przetarłem łzy lecące po moich policzkach - to nie tak, że ktoś będzie mi w stanie ciebie zastąpić - głos zaczął mi się łamać - nikt nie zajmie twojego miejsca ale muszę przyznać że odkąd poznałem Felixa to odzyskałem chociaż trochę chęci do tego żeby w ogóle wstać z łóżka - uśmiechnąłem się lekko - w sumie macie dużo wspólnego, to może dlatego? Tak samo uroczo się denerwuje a jego śmiech jest zaraźliwy, zupełnie jak twój. Jestem pewien że byś go pokochała - starałem się nie rozkleić do końca ale średnio mi to wychodziło - czy to źle, że próbuje ułożyć sobie życie? - zapytałem płaczliwie, nie licząc na odpowiedź.
Lecz gdy ją usłyszałem, zamarłem.- nie, to bardzo dobrze. Myślę że Jin-ah by tego chciała...
Odwróciłem się powoli. Za moimi plecami, kilka kroków od ławki stała jej matka.
Wyglądała dokładnie tak samo jak przy naszym ostatnim spotkaniu. Wstałem, kłaniając się na przywitanie.
Kobieta podeszła do mnie, od razu wzięła w swoje ramiona a we mnie coś pękło.
Rozkleiłem się na dobre.
Szloch pełen żalu wyrwał się z moich ust, wstrząsając całym ciałem. Moje łzy zmoczyły cały rękaw jej płaszcza ale nie zważała na to. Przycisnęła mnie mocniej, pozwalając mi wypłakać się a ja skorzystałem, wtulając się w jej ramię, by móc poczuć chociaż namiastkę mojej ukochanej.
Nawet nie wiem ile tak staliśmy ale gdy uznałem, że już wszystko ze mnie zeszło odsunąłem się lekko.- dziękuję - szepnąłem, biorąc od kobiety chusteczki. Doprowadziłem się do porządku, otarłem łzy i usiedliśmy na ławce.
- zmężniałeś od naszego ostatniego spotkania - przyznała poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Nie było słońca, więc domyśliłem się że ma je założone żeby ukryć zapłakane, spuchnięte oczy.
CZYTASZ
bad addicted (to you) [HyunLix]
FanfictionCzasem jedno, przypadkowe i niezbyt miłe spotkanie potrafi kompletnie zmienić całe życie, przewartościowując je dokumentnie. Doskonale przekona się o tym Felix, 23 letni student którego dotychczas poukładane, troszkę monotonne ale szczęśliwe życie w...