master's thesis 🔞

932 54 85
                                    

Zszedłem na dół, prowadzony kuszącym zapachem świeżo zaparzonej kawy, który delikatnie unosił się po całym domu. Już od progu kuchni zauważyłem mamę, krzątającą się między blatem a kuchenką, z typowym dla niej skupieniem. Uśmiechnąłem się mimowolnie, ten widok był dla mnie jak powrót do dawnych, spokojnych poranków, których szczerze mówiąc czasami trochę mi brakowało.

- wstałeś już? - zapytała zdziwiona - sądziłam, że będziesz spał co najmniej do dziesiątej.

- odzwyczaiłem się od tego łóżka - mruknąłem, przeciągając się lekko - poza tym... chyba łapie mnie stres...
Mama podeszła bliżej i pogładziła mnie delikatnie po policzku, uśmiechając się pokrzepiająco.

- to naturalne, skarbie, przecież dziś twój wielki dzień.
Tak... dziś był dzień obrony mojego dyplomu, czyli innymi słowy wystawiana sztuka w mojej reżyserii. Chociaż na papierze nazywało się to obroną pracy dyplomowej, to w rzeczywistości był to teatr pełen emocji i ocen od których zależeć będzie moja przyszłość.

- musisz mnie dołować? - jęknąłem płaczliwie łapiąc kubek z kawą w dłonie. Upiłem łyk, delektując się przyjemnym ciepłem rozchodzącym się po ciele. Mama zaśmiała się cicho, siadając obok mnie. Objęła mnie ramieniem i przyciągnęła lekko do siebie, jakby chciała przekazać mi trochę swojego spokoju.

- przecież doskonale wiemy, że wszystko pójdzie dobrze - pocieszyła mnie rodzicielka obejmując ramieniem - ale myślę, że coś innego cię stresuje, skarbie.
Czytała ze mnie jak z otwartej książki. Jak zwykle. Westchnąłem ciężko nie komentując jej słów - skoro obiecał, że się pojawi to na pewno tak będzie. Czy Jinnie cię kiedyś zawiódł? - zapytała nagle, patrząc na mnie z rozbrajającą pewnością.
Spojrzałem na nią przewracając oczami.

- jakbyś nie wiedziała - mruknąłem, siorbiąc kolejny łyk, na moje słowa zamyśliła się na chwilę.

- wróć, czy zawiódł cię odkąd już nie bierze narkotyków? Tak powinno brzmieć poprawnie moje pytanie.

- no nie... - przyznałem, choć w sercu pojawił się cień wątpliwości - ale wiesz... są różne sytuacje, może mieć obsuwę na lotnisku czy coś... poza tym przestań stosować na mnie te swoje psychologiczne sztuczki, nie jesteśmy na terapii - oburzyłem się, choć zabrzmiałem bardziej jak rozdrażnione dziecko, co sprawiło, że mama zaśmiała się melodyjnie całując mnie w skroń.

- nie martw się na zapas - poleciła pocieszająco - chcesz coś zjeść?

- nie, dzięki - zgarnąłem kawę i wstałem z zamiarem pójścia na górę.

- tata też przyjdzie - słysząc te słowa zatrzymałem się odruchowo w pół kroku, jakby ktoś nagle nacisnął niewidzialny hamulec. Odwróciłem się powoli, nie starając się nawet ukryć złości.

- po co? - zapytałem z przekąsem

- Lixie... przecież nie mógłby przegapić tak ważnego dnia. Dlaczego jesteś taki zawzięty?

Poczułem, jak fala gniewu zaczyna się we mnie zbierać, ale starałem się brzmieć spokojnie, choć z trudem mi to przychodziło.

- dlaczego? - zapytałem sarkastycznie z udawanym zaskoczeniem - bo podobno nie ma już syna, dlatego.

- kochanie, dobrze wiesz że tak nie uważa, był w szoku - tłumaczyła go.

- nie chce tego słuchać - wycedziłem przez zęby.

- poza tym... minęło tyle czasu a to twój ojciec - kontynuowała, ignorując moją uwagę - wie, że popełnił błąd i bardzo tego żałuje mimo, że nigdy się do tego nie przyzna. No i tęskni za tobą. Zastanów się nad tym.

bad addicted (to you) [HyunLix]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz