sorry not sorry [Hyu]

345 41 24
                                    

Wszedłem za Hanem do pomieszczenia zdając sobie sprawę, że właściwie to nigdy go nie odwiedzałem. W tamtej chwili nie było to jednak ważne. Nie zarejestrowałem niczego poza łóżkiem i siedzącej na nim postacią.

- to ten... pójdę herbaty zrobię - mruknął Jisung zamykając za sobą drzwi. Po tym cisza była jeszcze bardziej nieznośna.

- Lixie? - zacząłem niepewnie, ale nawet na mnie nie spojrzał. Siedział z brodą opartą na kolanach, odwrócony w stronę okna.
Nie chciał mnie widzieć.
W sumie nic dziwnego.
Usiadłem na skraju łóżka, co również go nie wzruszyło. Tylko się wzdrygnął, gdy materac się ugiął pod moim ciężarem. Chciałem go objąć, ale w ostatniej chwili cofnąłem rękę bojąc się, że go spłoszę. Miał zamknięte oczy a jego oddech był niemiarowy. Co jakiś czas pociągał nosem.
Jak mogłem go doprowadzić do takiego stanu?
W żadnym wypadku nie zasłużył na to, by płacić za moje błędy. Wziąłem głęboki oddech. Chciałem mieć to za sobą.

- tak strasznie cię przepraszam - odezwałem się w końcu czując, jak głos mi się łamie - wiem, że to niczego nie naprawi. Wiem też, że nie chcesz mnie widzieć i nie dziwię ci się ale... - po moich policzkach zaczęły lecieć łzy - chcę żebyś wiedział, że nie żałuję tego co się między nami wydarzyło. To było najpiękniejsze co spotkało mnie od długiego czasu - wyznałem, ścierając łzy rękawem - i musisz też wiedzieć, że ta data od bardzo dawna jest dla mnie trudna do przeżycia i to, że się naćpałem żeby jakoś przetrwać ten dzień nie jest dla mnie niczym nowym - westchnąłem ciężko, bo naprawdę trudno mi się było przyznać do tego na głos - ale zachowałem się bardzo nieodpowiedzialnie robiąc to tobie, jestem pieprzonym egoistą i za to cię strasznie przepraszam, nic mnie nie usprawiedliwia. Moja przeszłość nie powinna mieć na ciebie wpływu i to jeszcze tak... destruktywnego - dodałem, przeczesując dłonią włosy - naprawdę przepraszam i jednocześnie też chcę ci podziękować, ponieważ pierwszy raz od siedmiu lat nie chciałem umrzeć tego dnia. Jeszcze zanim się u mnie pojawiłeś i zanim to wszystko się stało. Nie chciałem umrzeć tylko dzięki tobie, Felix - wyznałem to wszystko i jakoś lżej mi się na sercu zrobiło mimo tego, że Lix nadal nawet nie odwrócił się w moją stronę - pójdę już - szepnąłem wstając ale poczułem, jak mniejsza dłoń łapie właśnie tę moją.

- dlaczego? - zapytał zachrypniętym od płaczu głosem a w moim sercu zapaliła się iskra nadziei. Pociągnął za moją rękę, bym usiadł z powrotem.
Zamrugałem kilka razy, by pozbyć się łez, które ponownie napłynęły do moich oczu.

- siedem lat temu zginęła moja nastoletnia miłość a wraz z nią pogrzebałem część siebie, myślałem że bezpowrotnie ale jak widać nie... - wyznałem a Felix spojrzał na mnie swoimi wielkimi, zaszklonymi oczami.

- słucham?

- pamiętasz jak mówiłem, że muszę ci coś opowiedzieć ale kiedy indziej bo nie mam na to siły? - spytałem, na co skinął twierdząco głową - no to teraz właśnie jest to kiedy indziej. Jestem ci to winien...

Powrót do wydarzeń z tamtych dni zawsze był dla mnie niemożliwie bolesny. Prawie straciłem życie, straciłem Jin-ę i swoje zdrowie, na pewno to psychiczne. Jednak musiałem wyznać mu wszystko, bo już lepszego momentu niż ten nie będzie.
Felix w skupieniu obserwował moją twarz. Nie poganiał mnie. Czekał w milczeniu, wciąż trzymając moją dłoń. Westchnąłem głęboko, i zacząłem swoją opowieść, wbijając wzrok w podłogę.

- z pewnością pamiętasz jak opowiadałem ci o moim wypadku. Ledwie przeżyłem. Niestety, tylko ja miałem na tyle szczęścia. Kierowca zginął na miejscu. W samochodzie jechała z nami też Jin-ah - słysząc jej imię ścisnął mocniej moją dłoń. Chyba pamiętał jak Hye o niej wspominała podczas ich pierwszego spotkania... - Jin-ah była piękną dziewczyną z jeszcze piękniejszą duszą. W każdym widziała dobro i z każdej sytuacji potrafiła wynieść coś pozytywnego. Poznaliśmy się na lekcjach rysunku. Nasze pierwsze spotkanie nie było zbyt miłe. Byłem zepsutym, rozpieszczonym dzieciakiem i uważałem, że to, że nauczyciel kazał nam razem pracować było dla mnie uwłaczające. Nie dość, że dziewczyna to jeszcze biedniejsza ode mnie. Byłem dla niej okropnie niemiły, ale ona nie zraziła się tym do mnie ani trochę. Któregoś razu kierowcę, który miał mnie odebrać wezwał mój ojciec i nie miałem jak wracać z zajęć. Była zima i zaczynało się ściemniać. Stary powiedział, że mam sobie jakoś sam poradzić i się rozłączył. Naprawdę to był dla mnie dramat, wyobraź sobie że przez całe życie cię odwożą i odbierają spod drzwi a tu nagle każą ci wracać samemu przez całe miasto. Rzuciłem telefonem o chodnik a potem usiadłem na krawężniku zanosząc się płaczem. Miałem wtedy z 13 lat i zerowe pojęcie o funkcjonowaniu w społeczeństwie. Wtedy podeszła do mnie Jin-ah i zapytała co się stało. Jakby to, że cały czas byłem dla niej okropnym dupkiem nie miało znaczenia. Powiedziałem jej o co chodzi, bo nie miałem innego pomysłu. Wtedy wzięła mnie za rękę i poszła ze mną na przystanek autobusowy. Kupiła bilety, pojechała ze mną. Całą drogę rozmawialiśmy. Okazało się, że naprawdę wiele nas łączy. Lubiliśmy te same książki, muzykę, seriale. Bardzo dobrze nam się rozmawiało. Aż zrobiło mi się przykro, że tak szybko zleciał ten czas. Uparła się, że odprowadzi mnie pod same drzwi i to zrobiła a mina mojego ojca, kiedy zobaczył, że stoję pod domem z dziewczyną była bezcenna. Tak się zaczęła nasza przyjaźń. Rozmawialiśmy godzinami do późna, oczywiście nadal pracowaliśmy razem na lekcjach rysunku i nawet zaczęliśmy się odwiedzać w domach. Moja matka i opiekunka od razu ją pokochały. Ojciec nie zamienił z nią ani słowa. Z biegiem czasu staliśmy się nierozłączni. Nie było dnia żebyśmy się nie widzieli. Wyjeżdżaliśmy na wspólne wycieczki, koncerty, wystawy. Nawet zdarzało się, że moja mama zabierała nas gdzieś na weekend. Wtedy zamiast spać siedzieliśmy nocami rozmawiając, rysując czy oglądając seriale. Nawet nie wiem kiedy moje serce zabiło do niej mocnej. Im była starsza tym piękniejsza. Miała sznur adoratorów o których byłem cholernie zazdrosny ale ona o dziwo nie zwracała na nich uwagi. Całą skupiała na mnie, co bardzo mi schlebiało. Uwielbiałem patrzeć jak w skupieniu rysowała kalie w każdym możliwym miejscu, jak marszczyła brwi, kiedy zirytowana próbowała mi tłumaczyć coś po raz kolejny a jej śmiech był lekarstwem na wszystko, a śmiała się dużo i często. Z każdym dniem uświadamiałem sobie, że nie mógłbym bez niej żyć, tylko nie chciałem powiedzieć głośno, że ją kocham obawiając się, że ona nie czuje tego samego. Któregoś razu, gdy była u mnie i zostaliśmy z Hye, bo czasem się nią opiekowaliśmy zaryzykowałem i ją pocałowałem. Nie chciałem niszczyć naszej przyjaźni, ale samo tak wyszło a ona oddała pocałunek. W tamtej chwili byłem najszczęśliwszy na świecie. Chciałem być przy niej na zawsze. Stała się centralną częścią mojego życia. Chciałem zasypiać przy niej i z nią się budzić. Nadal rysować, pójść na studia, zamieszkać razem. O niczym innym nie marzyłem niż o tym, by być dla niej wszystkim tak jak ona była dla mnie. I wtedy nastał ten nieszczęsny dzień. Dzień, w którym straciłem sens swojego istnienia. Standardowo była u mnie po szkole i ode mnie mieliśmy iść na lekcje rysunku. Pierwotnie mieliśmy jechać taksówką, ale ojciec musiał jeszcze coś załatwić i powiedział, że skoro jest wolny kierowca to po co mamy się tłuc z kimś obcym. Do dziś pamiętam, jak mnie pospieszała, bo nienawidziła się spóźniać. Pan Kim czekał na nas pod domem już dobre kilka minut. Siedząc na tylnej kanapie sprzeczaliśmy się o jakąś błahostkę, jak to mieliśmy w zwyczaju i oczywiście jak zwykle odpuściłem. Śmiejąc się wesoło nachyliła się i szepnęła, że jestem "najlepszy na świecie". Moje serce eksplodowało z radości, ale nie na długo. Chwilę później wjechała w nas ciężarówka i moje szczęście dramatycznie się skończyło. Pamiętam huk, pisk opon i ból. Z resztą ten wypadek widziałem codziennie w snach. Codziennie przeżywałem jej śmierć i fakt, że umierała na moich oczach a ja nie mogłem jej pomóc. Trzymałem ją za rękę do samego końca, dopóki nie przyjechała karetka i nas nie rozdzielono. Potem już tylko pamiętam jak obudziłem się w szpitalu. Wszystko okropnie mnie bolało, ale moją pierwszą myślą było co z Jin-ą. Kiedy mama powiedziała mi, że nie żyje i że pogrzeb odbył się jak byłem nieprzytomny to nie mogłem w to uwierzyć. Nie chciałem wierzyć, że już nigdy nie zobaczę mojego promienia słońca, nie usłyszę jak pięknie się śmieje. Nie chciałem żyć, nie bez niej. Po tej informacji przez tydzień nie odezwałem się do nikogo słowem, aż przyszła do mniej jej matka. Wtedy wręczyła mi jej szkicownik i powiedziała, żebym żył dalej normalnie, bo Ji by tego właśnie chciała, że jej córka mnie kochała i byłaby szczęśliwa widząc że ja jestem. Dodała też żebym się nie obwiniał za wypadek. Ale jak miałem się nie obwiniać, skoro wszystkie media huczały, że zamiast mnie zginęła ona? - ponownie wytarłem łzy rękawem. Wciąż patrząc w podłogę kontynuowałem - gdyby nie fakt, że moja matka jest taka zawzięta byłbym kaleką, teraz mogę żyć normalnie ale jakim kosztem? Odetchnąłem na chwilę, kiedy wyjechałem na rehabilitację do Stanów. Tam nikt nie wiedział kim jestem i nikt nie pytał. Pomogli mi stanąć na nogi ale co z tego? Ja nadal nie widziałem sensu w życiu bez Jin-y. Po dwóch latach ciężkiej pracy wróciłem z matką do domu. Wszystko mi o niej przypominało. Każdy kąt tego cholernego domu naznaczony był jej obecnością. Mimo upływu czasu tęskniłem za nią cały czas tak samo mocno. Bałem się spać wiedząc, że znowu zobaczę jak umiera mi na rękach. Wychodziłem z domu, znikałem na dnie i noce siedząc samotnie nad rzeką Han lub przy jej grobie i płakałem z żalu, że to ona zginęła a nie ja. Później mój ojciec załatwił mi wezwanie do wojska, mimo tego, że byłem po kilku ciężkich operacjach i powinienem być zwolniony ze służby. Oczywiście matka się nie chciała zgodzić ale nie miała nic do powiedzenia. Ja trafiłem do wojska a oni się rozwiedli. A w wojsku codziennie chciałem się zabić, to był koszmar. Nie mogłem spać, jeść, funkcjonować. Kiedy byłem już na skraju, cudem trafiłem do twojej mamy. Pomogła mi jakoś wrócić do życia w społeczeństwie, ale nie dała rady pomóc mi pogodzić się ze śmiercią Jin-y. Myślałem, że nikt nie będzie w stanie mi w tym pomóc, bo nikt nie będzie w stanie mi jej zastąpić. I wtedy w moim życiu pojawiłeś się ty. Nie mówię, że próbuje zastąpić Jin-ę tobą, w żadnym razie. Chodzi mi o to, że odkąd się znamy łatwiej mi dopuścić do siebie myśl, że jej nie ma - kończąc swoją historię tymi słowami poczułem, jak Felix przysuwa się do mnie, obejmuje w pasie i kładzie głowę na moim ramieniu.

- strasznie mi przykro, że musiałeś przeżyć coś takiego - powiedział cicho, przyklejając się do moich pleców

- to dlatego wczoraj się do ciebie nie odzywałem, nie mogłem a nie wiedziałem jak ci to wszystko wyjaśnić. Bardzo dużo kosztuje mnie wspominanie tych wydarzeń. Do tego spotkałem wczoraj jej matkę na cmentarzu. Rozmawialiśmy chwilę. Uświadomiła mi, że to nawet nie ja byłem celem w tym wypadku tylko mój ojciec. Szkoda, że media przedstawiły to w innej narracji. No i nadal uważa, że zasługuje na szczęście i że Jin-ah by tego chciała, żebym był szczęśliwy. A tak się czuję tylko kiedy jesteś obok. Chociaż na początku myślałem, że nasza znajomość będzie jak każda inna, to przebiłeś się jakoś przez mur do mojego serca. Ja naprawdę sądziłem, że już nikogo w życiu nie pokocham, bo nie chcę nigdy więcej przeżywać poczucia straty. No ale stało się i nic tego nie zmieni.

Po tych słowach zapadła chwila ciszy.

- czy ty właśnie próbujesz wyznać mi miłość? - zapytał niepewnym tonem Felix na co zaśmiałem się w głos.

- nie próbuje, już to zrobiłem wczoraj

- co?! - krzyknął spanikowany

- a no tak... - przewróciłem oczami - masz prawo nie pamiętać, bo zemdlałeś. Nie wiem jak to odebrać...
Lix odsunął się chowając twarz w dłoniach po czym jęknął płaczliwie, co rozbawiło mnie jeszcze bardziej. Odsłoniłem ją gładząc kciukiem jego policzek - hej, nie mówię ci tego, bo oczekuje jakichkolwiek deklaracji od ciebie - zapewniłem, na co przygryzł wargę, marszcząc brwi - po prostu chcę żebyś wiedział - rozpostarłem ramiona, w które wpadł, wtulając się w moją klatkę piersiową. Pocałowałem go w skroń i szepnąłem jeszcze - poczekam ile trzeba, tylko muszę wiedzieć, że mam na co.
W odpowiedzi odsunął się i delikatnie musnął moje wargi.
Ogarnął mnie spokój, którego tak bardzo pragnąłem od rana. W głębi duszy cieszyłem się, że w końcu powiedziałem mu o Jin-ie i o moich uczuciach.
A uczucie jego miękkich warg na tych moich sprawiało, że nie martwiłem się o jutro.
Jak dla mnie to jutro mogło wcale nie nadchodzić.

_____________________________

nawet nie wiem co chce powiedzieć poza tym, że ciężko mi się to pisało
ostatnio też mam gorszy czas i rozkłada mnie choroba, dlatego ten rozdział może być trochę chaotyczny bo nie mam siły go sprawdzać
ale tym razem chociaż jakaś normalna pora

aa i jestem zdrajczynią, cały rozdział napisałam słuchając w zapętleniu

aa i jestem zdrajczynią, cały rozdział napisałam słuchając w zapętleniu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


pozdrawiam
~ Haylee

bad addicted (to you) [HyunLix]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz