VI.

13K 402 23
                                    

02.10.2020r.

— Serio cię zmusił do zaaranżowanego ślubu? — Niebieskie oczy otworzyły się szeroko, a dźwięk otwierania kolejnej butelki piwa wymieszał się z moim przytaknięciem. — Przejebane, współczuję.

—Muszę się z tego wydostać, ale za cholerę nie wiem, jak. — Odpowiedziałam zdecydowanie za mocno ośmielona alkoholem.

Trzygodzinne spotkanie z Gabrielem na jednej z dzikich plaż Morza Śródziemnego skończyło się opróżnieniem dosyć pokaźnej ilości buteleczek z piwem i wyjawieniem zbyt wielu ryzykownych informacji na temat mój i mojej rodziny.

—Nie masz kasy? Przecież twój tata jest miliarderem. — Zmarszczył brwi przyglądając się mi z zaciekawieniem.

—Nie daje mi aż tyle, bym mogła się usamodzielnić. Stąd te studia. Chcę zacząć pracować i zarabiać na siebie, a potem rzucić mojego męża w cholerę.

—To trochę jeszcze się pomęczysz. — Skwitował dosadniej, niż sama mogłam to zrobić, a na jego zaczerwienionej od promieni słonecznych twarzy zagościł współczujący uśmiech. — Mi też by się przydał strzał gotówki, jeśli to cię pocieszy. Moja mama ma nowotwór, a tata zginął parę miesięcy temu w wypadku. Właściwie, to dlatego z nią tu przyleciałam. Chciała ostatnie lata życia spędzić w ojczystym kraju. — Ponury ton obił się o moje uszy, które zabolały niemiłosiernie, gdy tylko doszło do nich, co powiedział.

Zrobiło mi się tak cholernie głupio. Kilka godzin żaliłam mu się z okrutnego losu, jaki mnie spotkał, a ten chłopak jeszcze mnie pocieszał samemu mając na barkach problemy, o jakich mi się nie śniło. Nagle moje życie przestało być tak ponure, gdy tylko zestawiłam je z jego przeżyciami. Z utratą ojca, chorobą matki i niemożliwością zrobienia czegokolwiek.

—Nie ma już dla niej ratunku?

—Oczywiście, że jest. — Powiedział zerując następną butelkę alkoholu i sprawnie zabrał się za otwarcie kolejnej. — Ale kosztuje zbyt dużo, a czasu jest zbyt mało. Chciałem pójść do jakiejś pracy, ale nie zarobiłbym tyle, ile trzeba. Nie w trzy lata, bo mniej więcej tyle dają jej lekarze, gdyby nie rozpoczęła leczenia.

Ojciec. Dla niego pokrycie tych kosztów byłoby, jak wrzucenie pięciu euro na tacę, ale nie zgodziłby się. Wiem o tym. Samo wspomnienie, że poznałam nowego kolegę potraktowałby ze złością.

Valerio Pastorini nigdy nie dawał, dopóki na tym nie zyskiwał. A co to za zysk, uratowanie obcej mu kobiety i spełnienie mojej prośby?

—Nie patrz tak na mnie. — Zmarszczyłam brwi i posłałam mu pytające spojrzenie. — Z litością. Ze współczuciem. Nie potrzebuję tego. — Włożył rękę do kieszeni spodni, a zaraz po tym wyciągnął z niej niewielki woreczek strunowy z dwoma różowymi pastylkami w środku. — Jakiś gość mi to ostatnio wcisnął w barze. Chcesz?

Wystawił mi jedną pigułkę a ja chwyciłam ją z zaciekawieniem i polizałam.

—To syf. — Otarłam ją i obracałam w dłoni przyglądając się wyżłobionym w niej szlaczkom. — Masa wypełniaczy. Safrolu, izosafrolu i piperonalu to tam jest pewnie tyle, co nic. Reszta to feta i jakieś inne gówna. Lepiej tego nie bierz, chyba że chcesz przez tydzień zdychać.

—Widzę, że jesteś obeznana w temacie. — Szerzej otworzył oczy i wziął ode mnie z powrotem tabletkę. — Brałaś już kiedyś?

—Parę razy. — Wyznałam zgodnie z prawdą. — Ale zawsze dokładnie sprawdzałam towar. Jak już miałam się truć, to przynajmniej czymś w miarę czystym, a w Sycylii nietrudno natknąć się na ścierwo, które strach dać nawet koniu.

—Brałaś tylko parę razy i aż tak dobrze znasz składy narkotyków?

—Interesuję się chemią, no a narkotyki to chemia. — Wzruszyłam ramionami, jakby to było zupełnie oczywiste. — Wiem  kiedy mam do czynienia z czystym towarem, a ten zdecydowanie taki nie jest. Jakbym miała Robadope, to bym ci coś więcej powiedziała o domieszkach.

—Roba co? — Parsknął śmiechem patrząc na mnie, jak na ufoludka.

—Jeden z testów na sprawdzenie składu.

Zamilkł na bardzo długi moment, w którym ja nie szczędziłam sobie alkoholu i przyglądania się bacznie zachodzącemu za horyzontem słońcu. Nadmorskie powietrze rozwiewało moje włosy na wszystkie strony, ale nie obchodziło mnie to ani trochę. Wtopiłam prawą dłoń w ciepły piasek i napawałam się tą spokojną chwilą.  Największa wyspa na Morzu Śródziemnym potrafiła być czasami taka piękna. Rzadko to dostrzegałam, a jednak tak było.

—Potrafiłabyś coś takiego zrobić? Gdybyś miała składniki? — Spytał jakiś czas później wpatrując się w samarkę w rękach.

—Raczej tak. Na pewno byłoby czystsze, niż ten brud, na którym bogacą się lokalni dilerzy.

W jego niebieskich, jak falujące morze oczach dostrzegłam światło. Zapalającą się lampkę i promyk nadziei. Nie do końca rozumiałam do czego nawiązuje, aż w końcu zaczął mówić dalej.

—Ty potrzebujesz kasy i ja potrzebuję kasy. Policja tu praktycznie nie istnieje, bo jest skorumpowana przez  włoską mafię. Jesteś zajebista z chemii, ja też coś tam umiem skoro dostałem się na studia. Ponadto wiesz, jak się robi narkotyki, a twój mąż rzadko jest w domu.

Ekscytacja w jego głosie była odwrotnie proporcjonalna do tego, co ja w tamtym momencie poczułam. Do gardła podeszła mi wielka gula, bo widziałam tą żywą i nieokiełznaną radość na twarzy Gabriela, a mimo to musiałam odmówić.

Miał rację. Narkotykowy biznes na Sycylii był strzałem w dziesiątkę, a zwłaszcza, gdy miało się ojca trzymającego włoską policję w garści, ale ja nie mogłam wejść do tego świata. Nie mogłam. Nie mogłam wejść do świata, z którego chciałam, jak najszybciej uciec.

Nie mogłam zanurkować w wodzie, w której samo moczenie rąk było dla mnie największą istniejącą torturą.

—Wymyślmy coś innego Gabriel. I coś mniej... mniej nielegalnego?

Cień zawodu przemknął w tych niebieskich oczyskach, co mnie też ukuło. Mimo, że znaliśmy się dwa dni. Mimo, że rozmawiałam z nim raptem kilka razy, a i tak zdradziłam mu wszystkie życiowe obawy tak samo, jak on mi. Już nawet nie chodziło o mnie i moją wolność. Chodziło o niego. Chciałam mu pomóc.

I wtedy znów zadał pytanie. Pytanie, na które nigdy nie powinnam była odpowiadać, i po którym powinnam uciec, zamknąć się w swoim pokoju, rzucić studia i żyć znowu, jak ptaszek w złotej klatce.

—Nie chcesz uwolnić się spod skrzydeł ojca wprowadzając w Palermo całkowity monopol na swój czysty i zajebisty produkt?

Nie nie nie. Gdyby ojciec się dowiedział... gdyby dowiedział się, co wymyśliła jego mądra córeczka, zabiłby mnie. Ukrzyżował, jak Jezusa i postawił przed domem, jako groźbę dla wszystkich jego konkurentów.

I znów.

Te pełne nadziei oczyska nie opuszczające mojej twarzy, a w nich wizja pomocy chorej mamie i zmienienia podłego i niesprawiedliwego losu.

Kurwa.  Pieprzyć to. Pieprzyć wszystko.

—Chcę. — Powiedziałam nadal nie dowierzając w to, co robię. — Ale nie będziemy robić ecstasy, tylko kwas. Jest droższy i trudniej dostępny. Ludzie się na niego rzucą.

Wtedy, zupełnie nieświadoma czyhających za plecami kłopotów, z własnej woli wkroczyłam na ścieżkę, która powinna być ode mnie odgrodzona murem o grubości co najmniej dziesięciu metrów.

***
Oj będzie się działo.

Buziaczek dla was

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz