LIII.

9.5K 515 163
                                    

Utonęłam. Straciłam grunt pod nogami tonąc w jego ciepłych ustach, które nawet na moment nie spuszczały z uwagi moich.

Utknęłam w bezdechu nie będąc w stanie zrobić nic. Nic poza obdarowywaniem go pocałunkami, jakbym tylko dzięki temu istniała.

Przyparł mnie do umywalki zaciskając ręce po jej obu stronach, tak, bym ja znajdowała się między nimi.

Przeniósł malinowe wargi sunąc po mojej szyi, jakby badał każdy jej skrawek. Spomiędzy much ust wydostało się westchnięcie.

Zatraciłam się w tym. W nim. Oddałam mu całą kontrolę i wcale mi to nie wadziło.

Przymknęłam powieki, i choć wydawało mi się to niemożliwym, wszystko stało się intensywniejsze. Mocniejsze.

Zapach jego perfum łaskoczący nozdrza. Miękkie pasma włosów muskające moją szyję i dotyk delikatnych, pełnych ust.

Tak łatwo cię omamić Aria. To niezdrowe.

Nagle znienacka się odsunął sprowadzając na moje ciało nieznaną dotychczas pustkę. Tęsknotę.

Rozpostarłam powieki posyłając mu pytające spojrzenie. Brunet łapał oddech nie odrywając ode mnie oczu.

Nie byłam w stanie zdobyć się na powiedzenie czegokolwiek. Stałam nieruchomo czekając cierpliwie, aż on wreszcie coś wypowie, bądź znów mnie pocałuje. Modliłam się o to drugie do Boga, w którego istnienie nigdy nie wierzyłam.

—Obróć się. — Rozkazał świadomie zniżając ton.

Nienawidziłam rozkazów. Gardziłam nimi. Gardziłam ludźmi mówiącymi mi, co i jak mam robić.

A wtedy zrobiłabym wszystko. Bez zawahania, bez kwestionowania i bez żadnej, najdrobniejszej nawet wątpliwości.

Ledwo poruszającymi się nogami wykonałam obrót odnajdując swą twarz w odbiciu lustra. Prędko przeniosłam wzrok na postać za mną.

Skrzyżowaliśmy spojrzenia i tkwiliśmy tak jeszcze długą chwilę.

W pewnym momencie Finnian Trovato powolnym, pewnym ruchem rozpiął zamek ciemnozielonej sukienki.

Zerknął na mnie w odbiciu, jakby bezsłownie pytał o zgodę. Niemalże niewidocznie pokiwałam głową, a on zaraz po wyłapaniu ów gestu, zrzucił aksamitny materiał na ziemię.

Zostałam w samej bieliźnie i mimo względnie panującego w pomieszczeniu chłodu, było mi gorąco, jak nigdy. Miałam wrażenie, że za moment się uduszę.

—Jesteś taka kurwa piękna. — Lekka chrypka w jego głosie dudniła mi w uszach, a utrzymywanie kontaktu wzrokowego nagle stało się trudniejsze, niż wcześniej. — Aria.

Sposób, w jaki wymówił moje imię zdeklasował mnie zupełnie.

Powiedział to, jakby naprawdę tak sądził.

A ja tym razem nie chciałam w to uwierzyć. Nie, kiedy mówił takie słowa mając przed sobą okrutny, wycięty napis pozostawiony przez ojca.

—Nie jestem. — Wyszeptałam niewyraźnie zostawiając pewność siebie gdzieś przed zamkniętymi drzwiami.

—Spójrz na siebie. — Odgarnął jeden z kosmyków włosów nachodzących mi do oczu za ucho i ułożył brodę na mym lewym ramieniu. Ponownie wykonałam polecenie nie napotykając w swoim odbiciu nic nowego. — Może i nazwałaś mnie oszołomem, ale to ty jesteś oszałamiająca. Każdy fragment ciebie jest oszałamiający.

Nie mam pojęcia, dlaczego dobierał słowa w ten sposób, ani dlaczego tak skutecznie mu to wychodziło, ale traciłam głowę. Pomału, krok po kroku odejmowało mi rozumu, o ile kiedykolwiek go w ogóle posiadałam.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz