XXXV.

11.1K 480 39
                                    


                                   Ariadna

04.02.2021r.

      Ta ogromna maszyna sprawiała, że miałam ochotę wyjść z siebie i stanąć obok. Jeszcze nawet nie zaczęła ruszać, a ja już widziałam przed oczyma obraz katastrofy i wszystkich pasażerów w płomieniach.

—Ari, to tylko dwie godzinki. — Siedząca obok Elena złapała mnie za rękę, gdy z niespokojnym oddechem zerkałam przez okrągłe okienko wyczekując startu.

—A potem przesiadka w Szwajcarii i kolejne 12 godzin. — Jęknęłam na nowo przypominając sobie, jak bardzo bałam latać się samolotem.

  Chyba wyparłam to ze świadomości po ostatnim razie, gdy sześć lat temu leciałam z dziadkami na wakacje i przepłakałam całą, kilkugodzinną podróż. Od tamtej pory gniłam na Sycylii nie opuszczając jej nawet na moment.

—Weź nie histeryzuj. Pomyśl o tym, że już wieczorkiem będziemy popijać drineczki w jacuzzi na szczycie naszego zajebiście drogiego hotelu.

  Tak, na pewno wskoczę do jacuzzi w stroju kąpielowym z wielką blizną na plecach. Pędzę, by to zrobić.

—Gabriel błagam cię. — Wycedziłam mocniej ściskając rękę przyjaciółki, gdy samolot wydał z siebie przerażający dźwięk.

  Ta śmiercionośna machina zaczęła przemieszczać się po pasie startowym kierując się na wyznaczoną drogę, a ja zerknęłam do tyłu, by sprawdzić, jak miały się Elena z Sofie.

  One już smacznie spały ze słuchawkami w uszach, kiedy ja tkwiłam w przerażeniu na samą myśl, że zaraz wzbijemy się w powietrze. Nawet śliczna stewardessa w niskim koku, która sprawdzała, czy pasy są zapięte nie była w stanie podnieść mnie na duchu.

  Od momentu odprawy czułam narastający strach, a to dopiero początek tej rewelacyjnej przygody.

  Przed wybuchnięciem gorzkim płaczem podczas rozpędzania się, powstrzymywał mnie tylko fakt, że rząd przed nami zajmowała rodzina z kilkuletnim dzieckiem, które siedziało sobie spokojnie bawiąc się lalkami. I jak ja miałam dać upust emocjom jako dwudziestolatka, gdy to dziecko było w stanie zachować spokój?

  Godność nie pozwoliłaby mi na tak żałosną scenę.

  Wcisnęłam do uszu bezprzewodowe słuchawki i wybrałam moją uspokajającą playlistę starając się nie myśleć o locie.

  Przymknęłam powieki i zacisnęłam usta, gdy zaczęliśmy wzbijać się w powietrze, a idealnym akompaniamentem okazała się być jedna z piosenek Eminema.

Lot w końcu się ustabilizował, a ja odetchnęłam z ulgą, która trwała może jedną sekundę, bo w porę uświadomiłam sobie, że tego dnia czeka mnie jeszcze kolejna taka atrakcja.

Oby Las Vegas warte było tego cierpienia.

***

  16 godzin później, wymęczeni i strudzeni podróżą, w końcu stąpaliśmy po gruncie. Po prawdziwej ziemi bez możliwości przeżycia katastrofy lotniczej, która wbrew moim marudzeniom, jednak nas ominęła.

  Oczywiście został jeszcze powrót, ale tym miałam zamiar martwić się za 5 dni.

  Ciągnęłam za sobą walizkę zaraz po wygrzebaniu się z taksówki i patrzyłam na nieskończenie wielką ilość świateł, wysokich budynków i ludzi. Ogromu ludzi panoszących się po ulicach w kolorowych ubraniach z wyraźnie imprezowym nastrojem. Dochodziła dwudziesta druga, a o tej porze miasto zaczynało żyć jeszcze intensywniej.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz