XIX.

8.8K 330 30
                                    


                                       Ariadna

Cały świat wirował, niczym największa karuzela w parku rozrywki. Im bardziej próbowałam zatuszować swój stan, tym trudniej było mi utrzymać równowagę.

Przystanęłam w miejscu kilka kroków od trójki mężczyzn palących cygara i brałam głębokie wdechy tocząc walkę z organizmem, by nie zwymiotować prosto na błyszczące czubki szpilek.

Boże, jeżeli tam jesteś, pomóż mi i cofnij czas. Zabierz dwie butelki paskudnie drogiego wina z zasięgu mojego wzroku i nie pozwól, bym odezwała się choćby słowem do Finniana Trovato.

O pocałunku już nie wspomnę.

Ariadna, tej nocy przeszłaś samą siebie. Powiedziałaś psychopacie, że jest psychopatą, wyznałaś o swoim doinformowaniu na temat jego mrocznej przeszłości, a na zwieńczenie rzuciłaś mu się w objęcia!

Co ze mną było nie tak? Jaki moment w moim życiu poskutkował tak skrajnie bezmyślnym i szczeniackim zachowaniem?

Boże. Władco wszechmogący, choć nie wierzę w twoje istnienie, broń mnie przed samą sobą, bo okazuje się, że to ja jestem swoim największym zagrożeniem. Nie ojciec, a już tym bardziej nie Finnian. Ja.

Tylko o to proszę. Amen.

W głowie roiło się od natłoku myśli i sama nie wiem, jak długo stąpałam z nogi na nogę otulona gwieździstym niebiem Palermo. Może dziesięć minut, może trzydzieści. Sama nie wiem. Wiem tylko, że moje pijackie rozważania zostały ukrócone przez ochroniarzy ojca, którzy raczyli do mnie podejść.

—Dobry wieczór panowie. — Uśmiechnęłam się widząc ich niewyraźne twarze, a zaraz po tym zostałam brutalnie złapana za obie ręcę i pociągnięta w kierunku parkingu pełnego samochodów. — Hej, o co wam chodzi? Tommaso, kurwa. Powiedz coś!

—Cicho Aria. — Barczysty mężczyzna ścisnął mnie jeszcze mocniej, a ja na ten gest wykrzywiłam twarz w nieprzyjemnym grymasie. — Wsiadaj. — Otworzył mi tylne drzwi niebieskiego Mercedesa i posłał ponaglający wzrok. Wpakowałam się do środka wzdychając pod nosem i już miałam wyrzucić z siebie wiązankę obelg, kiedy dostrzegłam, kto siedzi na miejscu pasażera z przodu.

Ojciec.

—Jedź. — Zarządził spoglądając na Tommaso, który zasiadł przy kierownicy.

To był ten moment, kiedy mimo nietrzeźwości umysłu, byłam na siłach, by dosyć szybko stwierdzić, że wpakowałam się w kłopoty.

Ten staruch na pewno wydał mnie tacie i naopowiadał mu, jak to bezwstydnie się upiłam bez grama klasy i wdzięku.

Wcisnęłam się w oparcie fotela i smutno patrzyłam na wszelakie gwiazdozbiory starając się odnaleźć, jak najwięcej z nich. Nie było ucieczki. Jechałam na ścięcie wraz z trójką katów w postaci ochroniarzy i mojego ukochanego ojczulka.

Zerknęłam na lewą dłoń pełną malutkich czerwonych plamek od poparzeń przenośnym laserem. Tej nocy dołączą do nich kolejne, świeże i okropnie bolesne.

Gdy byłam młodsza zdarzało mi się zapisywać powody każdej jednej z nich. Niewystarczające nauczenie się na sprawdzian, spóźnienie się na wspólną kolację, czy zbyteczne zagadywanie służby z powodu nudy. Zawsze coś znalazł. Pewnie gdybym była chodzącym ideałem, ukarałby mnie za to, że nie ma powodu, by mnie skrzywdzić i to napawa go frustracją.

Tak, najpewniej tak właśnie by było.

Kilkanaście minut później zatrzymaliśmy się przed moim przepięknym domem rodzinnym. Przed pałacykiem, o którym mówili wszyscy nie szczędząc sobie słów zachwytu, czy zazdrości. Ludzie widzieli tylko piękne, bogato zdobione zewnętrze, nie zagłębiając się w to, co otacza środek.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz