XXVIII.

11K 402 45
                                    

15.01.2021r.

  Myśli kłębiły się w za małej na nie głowie, a wniosek z nich płynący był jasny i zupełnie oczywisty.

  To nie wypali. Nie wyjdzie, nie uda się, zakończone zostanie jeszcze większymi kłopotami, niż dotychczas.

  A jednak siedziałam w samochodzie Carlo z kretyńską czarną kominiarką w dłoni, gotowa porwać Finniana Trovato i wywieźć go do jednego z domków letniskowych rodziców przyjaciółki.

—Co jak on tam będzie siedział całą noc? — Przerwałam głuchą ciszę widząc na zegarku, że wybiła już pierwsza.

   Wzrok wtopiony był w niestety, ale imponujący beżowy budynek z fasadą, otoczony cholernymi palmami, zielonymi trawnikami i zadbanymi kwiatami. Pieprzone kasyno Finniana Trovato, które otwierało się co weekend, a ja nie miałam o tym wcześniej zielonego pojęcia.

—Na pewno nie. W końcu wylezie, a wtedy go dopadniemy. — Odparł Carlo, wysoki, nad wyraz dobrze zbudowany dziewiętnastolatek o kasztanowo - ryżych włosach.

   Ja i Elena dosłownie robiłyśmy z nim kiedyś zamki z piasku, a teraz mieliśmy wspólnie porwać człowieka. Człowieka.

  Plan był banalny. Chyba zbyt banalny na człowieka pokroju Finniana Trovato, ale mimo to zaciskałam dłonie na kierownicy i cierpliwie, nieustannie wpatrywałam się w czarne Lamborghini stojące nieopodal.

  Parking zajmowało też kilka innych samochodów, więc chociaż odrobinę wtapialiśmy się w tłum.

—Aria, jak tylko wyjdziemy, odpalasz auto i czekasz. Nie mamy pewności, że ktoś za nim nie pójdzie.

  Pokiwałam głową słysząc dogłębną listę rzeczy do wykonania już pięćdziesiąty raz w ciągu ostatniej doby.

  Elena uwielbiała porządek w każdym aspekcie życia. Lubowała się w sporządzaniu dokładnych planów dnia, podróży, finansów, i jak się również okazało, porwań.

  Zarządziła, że wraz z Gabrielem i Carlo wybiegną samochodu, gdy tylko dostrzegą wychodzącego z kasyna bruneta, uderzą go w głowę na tyle mocno, by stracił przytomność i wpakują go na tył czerwonego Astona, którym to ja miałam kierować.

  W głowie zdawało się to być łatwiejsze, niż umiejętność dodawania liczb jednocyfrowych. Plan bez żadnej skazy i ani jednego niedociągnięcia, a jednak takowe mogły, a wręcz musiały się pojawić.

  Na przykład mógł wyjść z budynku z kimś u boku. Lub akurat zaglądnąć do nagrań z kamer i dostrzec, że ktoś przyjechał na parking jego kasyna i kwitnął wewnątrz samochodu od paru godzin.

  Albo po prostu mógł spędzić tam więcej czasu, niż założyła Elena, a porywanie kogoś w godzinach porannych, gdy życie na nowo rodziło się na ulicach miasta byłoby niewykonalne.

  Otulone gwiazdami niebo świeciło tak jasno, jakby dawało mi nieme znaki od nieistniejącego Boga, bym w porę zrobiła krok,  a najlepiej sto kroków do tyłu.

  I czasem tak bywa, że w ostatniej sekundzie chcesz zrezygnować, ale jest już za późno. To już się dzieje, a ty nie możesz z tym zrobić absolutnie nic.

  Więc, gdy sygnał „maski, już" wyszedł z ust Gabriela, a trójka osób wyskoczyła z auta, ja dostosowałam się do sytuacji, niczym najbardziej nieudolny w swych działaniach kameleon.

  Włożyłam kominiarkę, odpaliłam samochód gotowa rozpędzić się do co najmniej dwustu kilometrów w kilka sekund i patrzyłam ze zniecierpliwieniem na dalszy rozwój sytuacji.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz