LXIV.

9.1K 422 103
                                    

11.03.2021r. Godzina 11:00.

Finnian

—Poznaj Caterinę. Przyrodnią siostrę Ariadny. — Odskoczyłem od obcej dziewczyny zawieszając wzrok na jej twarzy. — Podobna, prawda?

Spojrzała na mnie uśmiechając się niewinnie i uniosła się ku górze podając mi dłoń. Od razu odtrąciłem ów gest przyglądając się jej uważnie. Rzeczywiście, rysy buzi zdawały się podobne, jednak czegoś brakowało. Nie byłem w stanie nawet stwierdzić czego konkretnie. Ciemne włosy nie były tak samo rozwiane we wszystkie strony, a oczy pozbawione zostały znajomego błysku.

Tylko jedna osoba na całym świecie miała ten błysk. Cwaniactwo wyciekające z tęczówek i usta rządne mojego spojrzenia.

—Gdzie jest Ariadna? — Zapytałem zaciskając dłonie w pięści.

Liczba możliwych scenariuszy narastała w głowie z każdą sekundą. Widziałem ją torturowaną leżącą gdzieś w pachnącej stęchlizną piwnicy lub martwą.

Wizja jej śmierci odbierała mi zdolność rozumowania. A wizja jej śmierci z mojej winy niszczyła mnie od środka. Bezpowrotnie. Nie wybaczyłbym sobie nigdy.

—Najprawdopodobniej u siebie. Nic jej nie jest. — Odpowiedział obejmując, jak się okazałą drugą córkę. — Grazie Cat.

Kiwnęła głową szczerząc facjatę w uśmiechu i obdarowała mnie rozbawionym, obrzydliwym spojrzeniem. Naprawdę niewiele brakowało, bym kopnął ją na pożegnanie i zepchnął ze schodów za wrobienie mnie w to przedstawienie.

—Dla ciebie wszystko tato. — Odpowiedziała odchodząc, a ja zastanawiałem się, czy chemiczka miała świadomość o jej istnieniu.

Nie mogła wiedzieć. W przeciwnym razie i ja bym o tym wiedział. Zresztą studiowanie życia Valerio Pastorini już dawno temu weszło mi w nawyk. Nigdy nie znalazłem żadnej wzmianki o kolejnym dziecku.

—Jesteś martwy. Wiesz o tym? — Zapytałem, kiedy zostaliśmy w pomieszczeniu całkiem sami.

—Mówisz to będąc w moim domu. Bezbronny i bez obstawy. — Prychnął przykładając rękę do prawego ramienia, co zrobił już wcześniej. — Uważaj sobie Finnian.

Powinienem się bać, gdyż miał rację. Mógł z łatwością zakończyć naszą uroczą, małą bitewkę i pozbawić mnie życia. Tylko, że uśmiercenie nie byłoby największą krzywdą, jaką był w stanie zadać. Doskonale o tym wiedział.

Znacznie większy ból zadałaby mi krzywda sprawiana jej. Nie mi.

—Po co ta cała jebana szopka? Chciałeś mnie tu podstępnie sprowadzić, udało się. Po co?

Parszywy śmiech ogarnął pokoik tortur, w którym młodzieńcze lata spędziła Aria. Moja Aria. Sama obecność tam sprawiała, że ze ścian wydobywał się jej głośny krzyk. Histeryczny płacz i błaganie o ratunek, który miał nigdy nie nadejść. Marzenia o ucieczce, jak najdalej stamtąd i oderwanie się od Valerio Pastorini trzymającego własną córkę na ciasnej smyczy.

—Twoje przylecenie tutaj, jak na skrzydłach utwierdziło mnie w czymś, czego nie byłem do końca pewien młodzieńcze. Ty ją kochasz. — Stwierdził, a te słowa na moment sprowadziły do mego gardła suchość. — Pokochałeś moją córkę Finnian. Czy to nie paradoksalne?

Pokochałeś?

Przymrużyłem oczy głęboko myśląc nad jego wypowiedzią. Nad stwierdzeniem, które odsuwałem od siebie najdalej, jak tylko mogłem.

Rozważania o domniemanej miłości zdawały się piekielnie trudne, kiedy starałem się je tłamsić w zarodku. Wszystko działo się zbyt szybko.

Zbyt szybko poczułem, że Ariadna Pastorini jest tym kimś, przy kim chciałbym zostać na dłużej. Zbyt szybko utraciłem rozum i kompletnie oszalałem na jej punkcie, a przede wszystkim zbyt szybko ją pokochałem. Tak, pokochałem ją. Mógłbym to wypierać, odcinać, odpychać, ale niezaprzeczalnym i niezależnym ode mnie było uczucie tlące się względem niej.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz