Finnian
Zmrużyłem szczypiące oczy pod wpływem nagłego błysku białego światła dochodzącego z lampy. Obraz z momentu na moment stawał się bardziej zaostrzony, a po kilkukrotnym pomruganiu mogłem już w pełni napawać się widokiem zaniepokojonej chemiczki stojącej przede mną.
—Zawsze wkurwiało mnie, że laski wylewają na siebie hektolitry perfum, a potem nie da się przy nich oddychać. Teraz jestem ci za to dozgonnie wdzięczny chemiczko. — Puściłem w jej kierunku oczko uśmiechając się przy tym nonszalancko.
Pieprzony perfum, którego zapach znałem doskonale. Gdyby nie on, za nic w świecie nie rozpoznałbym tożsamości jednego z moich porywaczy.
Ariadna Pastorini mnie porwała, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało.
—Wiesz... — Głęboko nad czymś myślała, a błądzenie wzrokiem po każdym skrawku pomieszczenia wskazywało na stres. Usilnie próbowała go zatuszować, lecz niestety nie w pełni skutecznie. — Rozpoznałeś mnie, ale co z tego? I tak jesteś przykuty do krzesła. — Skrzyżowała dłonie pod klatką piersiową starając się zabrzmieć pewnie, a drżący głos bez wątpienia jej to uprzykrzał.
Nie przewidziała tego. Nie spodziewała się, że zostanie rozpoznana, a jednak pech chciał, że zapach jej perfum utkwił mi w głowie na dobre.
—I co planujesz mi zrobić? — Uśmiechnąłem się szeroko wpatrując się w moją porywaczkę, która bała się bardziej ode mnie.
—Masz dać mi spokój i nie zmuszaj mnie do produkowania dla ciebie kwasu. — Wyrecytowała, jakby układała ten tekst w głowie przez ostatnie pięć minut.
Poszerzyłem uśmiech zdając sobie sprawę, że to właśnie dlatego postanowiła mnie uprowadzić. Żebym dał jej spokój.
Nie miała pojęcia, że to co zrobiła zadziałało kompletnie na odwrót, a ja straciłem chęć odpuszczenia jej.
—Nie.
Wzdrygnęła się na odmowę tak, jakby była dla niej kompletnie niespodziewana. Jej wzrok powędrował na drewniany stół, aż w końcu niepewnym ruchem sięgnęła po leżące na nim urządzenie.
—Może teraz zmienisz zdanie. — Wskazała na niewielki paralizator o zapewne niskiej wartości prądu w obwodzie, którym mogła mnie co najwyżej połaskotać, a nie wyrządzić realną krzywdę.
—Nie zrobisz tego.
Mogłem przewidzeć, że te słowa zadziałają na nią, jak płachta na byka, bo w ułamku sekundy podeszła do mnie i przycisnęła paralizator do prawego ramienia.
I nie stało się nic. Lekko się wzdrygnąłem nie spuszczając oczu z jej ciemnych tęczówek. Zapiekło mnie delikatnie, jednak ból nie był silny.
Znałem prawdziwy ból, a ten do niego nie należał.
—Kopiesz sobie coraz większy dół Ariadna. — Skomentowałem, gdy zrezygnowana moim brakiem reakcji, wyłączyła urządzenie i odłożyła je z powrotem na miejsce. — Ale nie przestawaj. To całkiem podniecające.
Podskoczyła w miejscu, a jej bladą twarz spowił nieprzyjemny grymas. Nerwowo stąpała z jednej nogi na drugą, bo najwidoczniej skończyły jej się pomysły, a chyba nie chciała sięgać po brutalniejsze środki.
W końcu, po dłużącej się chwili namyślunku, gdy byłem niemalże pewien, że się podda, ułożyła czubek buta na skrawku krzesła dokładnie między moimi rozszerzonymi nogami.
Kąciki ust odruchowo poszybowały w górę, a ja posłałem dziewczynie pytające spojrzenie.
—Kopnę cię z całej siły, jak nie dasz mi spokoju. Przysięgam, że to zrobię.
CZYTASZ
Senza Fine
RomanceAriadna Pastorini urodziła się we włoskiej rodzinie mając w domu bezdusznego ojca despotę, który brał czynny udział w zajęciach sycylijskiej mafii. Została zmuszona do wzięcia zaaranżowanego ślubu z osobą, która nie pociągała jej w żadnym stopn...