VII

10.9K 354 10
                                    

16.10.2020r.

     Pokojówki, lokaje, ochroniarze i kucharze dostali dziś bez wyjątku płatny dzień urlopu. Taka ze mnie szczodra i uczynna pani domu, która pod ich nieobecność zaplanowała sobie skompletowanie małego, podziemnego laboratorium.

   Pokaźna piwnica w naszym domu obejmowała aż kilkanaście wszelakich pomieszczeń, a każde z nich świeciło pustkami. Nikt nigdy tu nie zaglądał, a nawet, gdyby ktokolwiek zechciał, przecież ja tylko zrobiłam sobie pracownię prawda? Studiuję chemię, więc co było w tym dziwnego?

—Jak już zarobimy kasę, to oddam ci połowę za sprzęt. Obiecuję. — Wydyszał zasapany Gabriel, gdy ustawiliśmy wyciąg laboratoryjny przy kamiennej ścianie.

—Przestań. — Machnęłam na to ręką sięgając po butelkę wody. — To nawet nie były moje pieniądze. Sprzedałam tylko jakiś paskudny naszyjnik, który kiedyś kupił mi ojciec.

   Paskudny i piekielnie drogi. I może gdybym sprzedała wszystkie wartościowe fanty, które kiedykolwiek dostałam w prezentach, nie musiałabym pchać się w ten interes, ale ojciec nie był głupi. Na każde spotkanie rodzinne domagał się, bym założyła jakąś ekskluzywną biżuterię, a dla niego pozbycie się tak kosztownego prezentu nie świadczyłoby o niczym poza zdradą.

—I tak oddam. — Uśmiechnął się poprawiając jasne włosy spięte w koka na dole. — Zrobiłaś w ogóle zadanie z chemii kwantowej? — Zapytał opierając się o metalowy stół pełen kolb, zlewek, krystalizatorów, probówek i szklanych lejków.

—Zrobiłam. Dać ci spisać? — Spytałam, na co chłopak ochoczo przytaknął. — Leniuch. — Jeszcze bardziej rozczochrałam jego gładkie włosy i parsknęłam cichym śmiechem.

—Mama kazała cię zaprosić na obiad. — Zignorował moją uwagę i dumnie wypiął klatkę piersiową.

    Nasza znajomość szła w naprawdę zawrotnym tempie, a zasługą tego zapewne były zdradzone przy pierwszej lepszej okazji głęboko skrywane tajemnice. Nie przeszkadzało mi to. Na uczelni spędzałam z nim każdą chwilę, poznałam go nawet z Eleną, której też przypadł do gustu.

    I tak od dwóch tygodni ja i Gabriel Santis obmyślaliśmy perfekcyjny plan, jak wejść w czarny rynek, i jak najefektywniej handlować drogocennym towarem o iście psychodelicznym działaniu. Marco w ostatnim czasie nieco mniej mnie irytował, głównie dzięki temu, że w domu tak naprawdę tylko sypiał, a to, gdzie był i co robił niezbyt zajmowało moją głowę.

   Oczywiście kilka razy, rozjuszony przez alkohol próbował wtargnąć do mojej sypialni i namówić na wspólną noc, lecz jego prośby nie zostały i nie zostaną wysłuchane. Raz nawet dopuściłam się do uderzenia w krocze, gdy był zbyt natarczywy. I pewnie rozsadzałoby mnie to od środka, gdyby nie fakt, że za jakieś kilka miesięcy będę topić się w pieniądzach i wolności już daleko stąd. Studiując w jakimś innym, egzotycznym kraju, popijając drinki i smażąc się na słońcu z jakąś banalną lekturą o miłości.

—Nie mogę się doczekać, aż poznam kobietę, która wydała takiego kretyna na świat. — Stwierdziłam uradowana, a lekkie uderzenie powitało moje prawe ramię.

   Był uroczy i przesympatyczny. To taki typ chłopaka, którego z dumą przedstawiasz znajomym bez strachu, że przyniesie ci wstyd i zrobi coś głupiego. Lubiłam jego towarzystwo i nawet przestały mi już przeszkadzać spojrzenia innych i ciągłe szepty, gdy tylko pojawiałam się na uniwersytecie.

  Mimo całej tej wiązanki słodkich słów i komplementów, jakimi obrzucałam go w głowie, nie darzyłam go niczym innym, jak czysto przyjacielskim podejściem. On z tego, co zauważyłam miał podobnie. I dzięki Bogu.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz