LXVI.

8.4K 431 201
                                    

13.03.2021r.

Ariadna

Przed tym nie było już odwrotu. Podjęłam decyzję z myślą, że była jedną z niewielu tych słusznych, jakie zdążyłam w ciągu całego życia podjąć. Musiałam opuścić tą wyspę. Ten kraj. Zniknąć gdzieś za horyzontem i rozpocząć życie z dala od miejsca kojarzonego ze złem. Uciec przed ojcem, który nadal stąpał po oblanej krwią ziemi najpewniej niecierpliwie czekając, aż znajdzie kolejnego asa. Ruszy kolejną figurą, by upodlić mnie jeszcze dobitniej.

Wciąż się wahałam, a jednak szczegółowo sortowałam ubrania wybierając te najczęściej zakładane. Pakowałam książki, pościele i kosmetyki do kartonów zamierzając nadesłać je pocztą do miejsca, które wybiorę. Myśli zatruwały mi rozterki, czy naprawdę powinnam wyjeżdżać, ale czyny mówiły same za siebie. Moje ciało pragnęło wyrwać się z Palermo nie dbając o nic. Nawet o budowaną latami relację z najlepszą przyjaciółką, która jeszcze nie miała pojęcia o podjętej przeze mnie decyzji. Nawet o strach przed zakotwiczeniem się w całkowicie obcym domu i przed tym, że coś może nie przypaść mym gustom.

Przede wszystkim uzmysłowiłam sobie, że nienawiść do Sycylii znacznie przewyższała rodzące się uczucie. Piękne szlachetne uczucie do równie pięknej istoty, które mogło trwać dalej. Bez końca. I chyba zalążek nadziei tlił się we mnie powtarzając, jak mantrę, że to nie musi być koniec. Związek na odległość również ma prawo bytu, nawet gdy dzielić nas będą tysiące kilometrów. Przyswoiłam tą myśl. Mimo rozemocjonowania i mimo połamanego serca na wiadomość o jego niechęci do wspólnej podróży. Samodzielnie dorosłam do myślenia, że świat nie kończy się wraz z moją ucieczką. Wszystko może trwać dalej.

—Wyjeżdżasz gdzieś? — Podskoczyłam w miejscu ściągając z kanapowych poduszek satynowe poszewki.

Odwróciłam głowę wstrzymując wykonywanie czynności i spojrzałam na zdezorientowanego Ernesta trzymającego w dłoni pęk zapasowych kluczy do mojego domu. Ściszyłam muzykę dochodzącą z wieży stereo, przez którą nie usłyszałam dźwięku otwieranych drzwi. Nurtujące, głośne zagwozdki również przyczyniły się do owego incydentu.

—Wyjeżdżam. — Odparłam stając mu naprzeciw. Wpatrując się nienawistnie w te same oczy, w których wielokrotnie odnalazłam serdeczność. Przyjacielskość, której jako świeżo upieczona żona z przymusu łaknęłam, jak niemowlę mleka. — Chciałam się pożegnać. — Dodałam możliwie, jak najłagodniejszym tonem, a widząc sztuczny smutek na jego twarzy, z trudem powstrzymałam wybuch śmiechu.

—Ale gdzie wyjeżdżasz i na ile?

—Nie wiem. Niezależnie od tego, kiedy wrócę i o ile wrócę, na pewno nie zamieszkam ponownie tutaj. — Odpowiedziałam rozglądając się po pustoszejącym i zadziwiająco czystym, jak na mnie pomieszczeniu. — Chcę ci oddać ten dom. W podzięce za wszystko, co na mnie zrobiłeś.

—Naprawdę?

Sama nie mogłam uwierzyć w to, że nie spostrzegłam nic wcześniej i nie domyśliłam się o dwulicowości, jaką emanował. A wtedy, doskonale rozpoznając nieopisaną radość ukrytą pod płaszczykiem rozpaczy, wcześniejsza nieświadomość uderzyła we mnie dziesięciokrotnie razy mocniej.

Zdradził mnie i na pewno domyślał się, że z jego winy chcę opuścić wyspę, a jednocześnie miał czelność przyjąć ode mnie ofiarę, jakby na nią zasługiwał.

—Nie. — Odparłam wstrzymując serwowany dotychczas teatrzyk. — Donosiłeś na mnie ojcu cały ten czas, a teraz udajesz, że ci przykro? — On również diametralnie zmienił postawę i z zasmuconego chłopca w ułamek sekundy stał się przerażonym kłamcą, którego praktyki wyszły na jaw.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz