LVII.

11.8K 497 169
                                    

Ariadna

—Nie zanudziłam cię? — Odchrząknęłam kilka sekund po zakończeniu obszernego monologu, którego Finnian w całości wysłuchał i to z własnej, nieprzymuszonej woli.

Ponadto, w trakcie opisywania szczegółów produkcji kwasu, wtrącał się gdzieniegdzie z pytaniami i własnymi spostrzeżeniami, którymi usystematyzował sobie nabytą wiedzę.

—Ty? Jesteś jedną z ciekawszych osób, jakie znam. — Odpowiedział tak nagle zrzucając na mnie ciężar kolejnego komplementu padającego w mym kierunku. — A najciekawsze jest to, że mi nie wierzysz. — Zaśmiał się, bacznie obserwując moją reakcję. — Gdybym był w twojej skórze, miałbym ego w kosmosie.

—Ale jesteś w swojej i też masz.

—Możliwe. — Odparł zupełnie niezainteresowany moim uszczypliwym docinkiem. — Jak mam sprawić, żebyś też zaczęła je mieć? — Spytał już nieco ciszej, jakby bał się, że te konkretne słowa mnie poruszą.

I poruszyły. Bez dwóch zdań.

Kolejna osoba w moim życiu próbowała wznieść moje poczucie własnej wartości do góry, kiedy wcale o to nie prosiłam.

Elena zawsze taranowała mnie sugestiami, przekonaniami o mojej wyjątkowości, a przez przesadność miałam wrażenie, jakby bardziej mnie to przytłaczało, aniżeli jakkolwiek skutkowało.

A Finnian...

Finnian był w tym subtelny. Tak cierpliwy, troskliwy, że nabierałam coraz większego wrażenia, jakby rzeczywiście tak sądził.

I też zaczynałam tak sądzić.

Byłam ciekawa?

Córka najpotężniejszego władcy sycylijskiej mafii, która zaczęła w ukryciu produkować narkotyki, by wyrwać się spod jego surowej ręki. Mogłam nienawidzić samej siebie do szpiku kości, ale to było kurwa ciekawe.

Ja byłam ciekawa.

Wyszłam z roli. Zapomniałam o samoocenie, masie wyrobionych, przetartych kompleksów i nieszanowaniu własnej siebie. Pomyślałam o wartości własnych zalet, osiągnięć na koncie i rzeczy świadczących o tym, że wcale nie jestem nikim.

Zrobiłam to tylko dzięki jego oczom wpatrzonym we mnie, jakbym była ósmym cudem świata.

—Da się to zrobić. — Wycedziłam stając obok niego i ułożyłam dłonie na obu jego ramionach. — Ale będzie trudno. Bardzo trudno. — Dodałam szeptem przywdziewając na twarz najsłodszy uśmiech, na jaki tylko było mnie stać.

—Lubię wyzwania. — Postanowił kontynuować zapoczątkowaną przeze mnie rozgrywkę i mimo zdziwienia wywołanego moją nagłą zmianą nastroju, pewnym ruchem zacisnął ręce na mojej talii. — I zawsze wygrywam. No chyba, że konkuruję z taką jedną świrniętą chemiczką. Tylko wtedy przegrywam.

—A więc teraz znowu przegrasz.

—Proszę? To pani jest tą psychopatką? Niemożliwe. — Przyszpilił mnie do siebie z taką mocą, że byłam prawie pewna tego, iż całym ciałem czuł, w jak szybkim rytmie biło moje serce. — Ona nigdy nie patrzyłaby na mnie w ten sposób.

—W jaki? — Zapytałam z trudem powstrzymując wybuch śmiechu.

—W taki, jakby mnie chciała. Moja chemiczka prędzej zgasiłaby papierosa na masce mojego auta.

—A może ta twoja chemiczka nie jest już tą samą chemiczką, co wtedy?

—Na pewno nie. — Wykrzywił twarz w grymasie, jakbym powiedziała coś niesłychanie obraźliwego. — Wydaje mi się, że ta chemiczka dalej jest tą samą, tylko ja zaskarbiłem sobie jej sympatię.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz