XLVII.

9.4K 427 65
                                    

22.02.2021r.

Momenty, w których prawda wychodzi na światło dzienne bywają druzgocące. Nie mówiąc już o sytuacji, gdy coś skrywasz i w końcu, po upływie określonego czasu świadomie wyłaniasz to na zewnątrz.

Ja tkwiłam w tym momencie od dobrych dziesięciu minut stojąc przed uroczą kamienicą i paląc kolejnego papierosa z rzędu.

W głowie dojrzałam chyba już wszystkie scenariusze z możliwych, nawet te najbardziej brutalne.

Nie byłam gotowa na rozmowę z Aurorą. Tym bardziej nie przygotowałam się na jej złość, smutek i zapewnie utknięcie w jakiejś sinusoidzie emocjonalnej, co na pewno wystąpi po konwersacji.

Wypuściłam z palców wypaloną używkę do kosza na śmieci i po wzięciu kilku głębszych oddechów finalnie zdecydowałam się podejść do klatki i wystukać zapamiętany ze spotkań kod.

Wlokłam się na trzecie piętro, jak ostatnia ofiara losu i przedłużałam zbliżające się spotkanie w czasie najdłużej, jak tylko potrafiłam.

Nacisnęłam dzwonek i odliczałam sekundy, których było zdecydowanie za mało na szybkie powtórzenie w głowie całej formułki do wyrecytowania.

Chwilę później w progu zjawiła się blondynka w jasnych jeansach i błękitnym sweterku marszcząc brwi na mój widok.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to smutek bryzgający z jej twarzy strumieniami. Aurora wyglądała, jakby przepłakała cały ostatni miesiąc  bez ani jednej sekundy przerwy.

I chyba po raz pierwszy odkąd się poznałyśmy, możnaby przypisać nam jakiekolwiek podobieństwo, bo ja wcale nie wyglądałam lepiej.

Cały weekend spędziłam nad wytykaniem sobie, jak bardzo nieświadoma świata byłam. Świata, w którym główną rolę grał mój ojciec i jego marionetki, którymi posługiwał się, jak zawodowy lalkarz.

Od urodzenia widziałam w nim zło wcielone. Nie myliłam się. On był ucieleśnieniem mroku. Plugastwem dla normalnie żyjących ludzi, którym zatruwał codzienność.

Wykorzystywał kobiety będące w najgorszym momencie egzystencji i uzależniał je od siebie.

—Aria? Coś się stało? — Pociągnęła nosem wyrywając mnie z chwilowego odpłynięcia, które w ostatnich dniach zdarzało mi się regularnie.

—Ja tylko na chwilę. — Odparłam, gdy wpuściła mnie do środka i odwiesiłam płaszcz na jednym z wieszaków. Wydostałam się z butów i posępnym ruchem powędrowałam za nią do salonu, gdzie zastał mnie nieporządek.

I nie to, żeby nieporządek jakoś szczególnie mnie zirytował, bo sama niezbyt dbałam o czystość, jednak w mieszkaniu Sofie i Aurory zawsze panował ład. Blondynka go pilnowała, co sama wielokrotnie podkreślała wypominając przyjaciółce dezorganizację.

—Sof jest w pracy, jakby co. Ty już po zajęciach?

—Godzinę temu skończyłam. — Powiedziałam uśmiechając się lekko.

Studentki psychologii dzisiaj miały wolne z powodu choroby jednego z wykładowców, co uradowana Elena zdążyła mi już ogłosić jakieś 50 razy, kiedy ja z Gabrielem ledwo widzieliśmy na oczy przez poniedziałkowe zajęcia.

—Chcesz coś pić, jeść? — Spytała ocierając wilgotne oczy i usilnie próbując brzmieć radośnie, co wychodziło jej dosyć nieskutecznie.

O nie. Nie, nie, nie.

Co jeżeli ona już wiedziała? Co jeżeli wymusiła na byłym chłopaku spotkanie, a on pękł i wszystko jej wyśpiewał?

—Aurora, płakałaś? Co się dzieje?

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz