XVI.

9.4K 320 18
                                    

30.11.2020r.

Od pamiętnej imprezy minęło kilka dni, a ku mojemu zaskoczeniu relacje z nowo poznanymi osobami nie stanęły na jednorazowym, wspólnym opróżnieniu obrzydliwie wielkiej ilości butelek. Widywaliśmy się na uczelni przy okazji pokrywających się przerw, a naszym małym rytuałem było siedzenie pod jedną z sosen zdobiących plac między budynkami kampusu. Obszar dookoła drzewa rozpościerał się trawą, idealnie przystrzyżonymi bukszpanami i niezliczoną ilością kamienistych ścieżek, obok których stały ławki.

Zapominało się tutaj nawet o zbliżających się zajęciach z fizyki.

—Aria ma konflikt kognitywno - afektywny, mówię poważnie! — Dźwięk mojego imienia skutecznie sprawił, że powróciłam do uczestnictwa w konwersacji i spojrzałam na rudowłosą spod byka.

Proszę bardzo. Wielka pani psycholog Elena Santin znowu w gotowości, by stawiać mi dziwaczne diagnozy, których mój umysł nie jest w stanie pojąć.

—Nawet mi nie mów, co to znaczy. — Pogroziłam jej palcem widząc, że z uporem maniaka próbuje dokończyć swoje trajkotanie. — Jak dostaniesz dyplom będziesz mogła sobie gadać do woli.

—Ale ona ma trochę racji. Rzeczywiście, jak ci ostatnio skomplementowałam fryzurę, to z góry założyłaś, że to żart. — Stwierdziła zamyślona Sofie popijając kawę z automatu.

Cholerne studentki psychologii.

—Ona tak zawsze! Nie widzi swojego piękna debilka!

Wciąż nie wiedziałam, czym jest ten cały konflikt kogni coś tam, jednak wysłuchiwanie o niedocenianiu swojego piękna o 10 rano w poniedziałek nie było tym, na co miałam ochotę. Zwłaszcza, gdy oczy całej czwórki zwrócone były na mnie.

—Ruda, daj jej spokój. Ledwo co mieliśmy dwie godziny wykładu z chemii ogólnej, a ty jej jeszcze gadasz jakieś kocopoły z pizdy wzięte. — Gabriel prychnął klepiąc oburzoną Elenę po plecach, a ja uśmiechnęłam się do niego najszerzej, jak umiałam.

Milcząca Aurora zawzięcie odczytywała coś na ekranie telefonu paląc przy tym papierosa, a ja nie umiałam przestać rzucać jej dyskretnych spojrzeń. Nie z uwagi na jej piękno, które bez wątpienia było powalające, lecz z uwagi na jej dwuletni związek z Finnianem Trovato. Przewody w mojej głowie ewidentnie szwankowały, bo nie byłam w stanie sobie jej z nim wyobrazić. Po prostu nie potrafiłam.

A najbardziej zastanawiała mnie jedna sprawa.

Czy ona miała świadomość o tym, co zrobił? A jeśli tak, to czy właśnie dlatego się rozstali?

—Aria, musimy już iść na ćwiczenia.

Westchnęłam niepocieszona i zerknęłam na godzinę w minimalistycznym, srebrnym zegarku zdobiącym lewy nadgarstek.

—Przecież mamy jeszcze pół godziny. — Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego z dezorientacją.

—Musimy jeszcze iść do kafejki spisać zadanie od Kory, zapomniałaś?

Jakiej kurwa Kory? Przecież ja żadnej nie znałam.

Rozważałam opcję, że może o czymś zapomniałam, aż w końcu zrozumiałam o co mu chodzi.

Chciał o czymś pogadać na osobności.

—Racja. — Podniosłam się z trawy otrzepując materiał czarnych, szerokich spodni i pożegnaliśmy się z dziewczynami obiecując, że poczekamy na ich koniec zajęć i później wyskoczymy gdzieś na obiad. — Co się stało? — Zapytałam, gdy byliśmy już wystarczająco daleko.

—Nie tutaj. — Zakomunikował prowadząc mnie w stronę parkingu i odezwał się dopiero, gdy wsiedliśmy do jego samochodu. — Tristian do mnie dzwonił przed chwilą.

—No to oddzwoń, w czym problem. Pewnie chce dogadać godzinę dostawy na piątek. — Wzruszyłam ramionami nadal nie rozumiejąc, czemu się tak tym przejmował.

—Już ją dogadaliśmy.

—O jeny, to pewnie chce poprosić o więcej. Pamiętasz, jak w tamtym tygodniu mówił, że w sobotę o 24 nie miał już ani jednego kartonika?

—W sumie racja. — Nieco się uspokoił i wybrał numer mężczyzny włączając głośnik w telefonie. Kilka dłużących się sygnałów, aż mężczyzna w końcu odebrał. — Dzień dobry panie Moore. Coś się stało?

—No cześć młody. Mam sprawę do ciebie. Jesteś sam?

Uniósł głowę spoglądając na mnie z powracającym już zdenerwowaniem.

—Tak.

—Jesteś pewien, że nikt cię nie słyszy?

—Na milion procent.

—Ten twój specyfik zrobił jebaną furorę, zresztą przecież wiesz. Ludzie domagają się go bardziej, od wszystkiego innego. — Niby rzucił komplementem, a jednak zza ekranu, w jego głosie czaiła się też jakaś obawa. Czułam ją. — Do tego stopnia, że nie chcą kupować nic poza tym. Wszyscy z branży zaczęli sprowadzać kwas, ale niestety nie działa tak dobrze, jak ten od ciebie. Próbowałem. Ty go skądś importujesz?

Posłał mi pytający wzrok, a ja na moment wyciszyłam dźwięk, by właściciel klubu mnie nie usłyszał.

—Powiedz, że nie. I powiedz, że znasz osobę, która go robi, a jakby spytał, to nie wiesz, jak się nazywa.

—Nie proszę Pana. Mam na miejscu osobę, która to robi.

—To przekaż jej proszę, żeby uważała. Są ludzie, którzy będą chcieli ją wykorzystać do własnych celów, albo zabić. Nie ma nic pomiędzy. Widzisz młody, w tym biznesie nie istnieje coś takiego, jak uczciwa konkurencja. Gdy ktoś ci wchodzi w drogę, pozbywasz się go, albo sprowadzasz na swoją stronę. A ty i ten pierdolony król Lsd odebraliście im klientelę.

Wbiłam się w oparcie fotela oddychając tak szybko, jakbym chwilę temu przebiegła maraton. Dopiero teraz uświadomiłam sobie realne konsekwencje moich czynów. Wiedziałam, że wzrost popularności produkowanej przeze mnie substancji nie zakończy się niczym dobrym. Wiedziałam to od początku, a jednak w brnęłam w to dalej myśląc, że jestem anonimowa. Że nikt się nie dowie, a ja zarobię wystarczającą ilość środków na życie i ucieknę.

—Czyli to... to znaczy, że nie chce pan już współpracować?

—Nie, absolutnie nie. Po stokroć razy nie. Mi nic nie zrobią, raczej jesteśmy w dobrych stosunkach. Ale Valerio Pastorini będzie węszył. Ten młody skurczybyk Trovato też. Uważaj na to, co mówisz i komu ufasz. Teraz dostaw nie będziesz już przywozić bezpośrednio do mnie, zorganizuje ludzi i znajdę jakieś poufne miejsce. Napiszę ci wieczorem. Może być?

Uspokoiłam się nieznacznie. Ojciec jeszcze nie miał żadnych podejrzeń, a zanim odkryje brutalną prawdę, nasz biznes dobiegnie rychłego końca. Nie ma sensu niepotrzebnie się stresować i dodawać sobie problemów, których narazie nie było.

—Jak najbardziej. Do zobaczenia.

Zakończył połączenie, a jego wzrok spotkał się z moim. Ukrył dłoń w roztargnionych jasnych włosach i ciężko westchnął.

—Po chuj tak straszy niewinnych ludzi. — Powiedział krótką chwilę później, co spotkało się z moim parsknięciem śmiechem. — Myślisz, że jesteśmy bezpieczni?

—Póki co. — Odpowiedziałam wzruszając ramionami. — Ale leczenie twojej mamy zostało całkowicie opłacone, a ogromna sumka została dla nas. Ja nie potrzebuję jakoś bardzo dużo pieniędzy. Jeszcze z 3, góra 4 dostawy i możemy zawinąć interes. — Dodałam dumnie, na co chłopak przytaknął.

Chyba tylko on wierzył w te słowa, bo ja jedynie chciałam w nie wierzyć.

Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że droga, na którą weszłam nie była plastrem możliwym do odklejenia w każdym momencie.

Niestety.

***

konflikt kognitywno - afektywny - wynika z tego, iż z jednej strony osoba otrzymuje pozytywne informacje z otoczenia, a z drugiej, zderzają się one z jej niską samooceną i niskim poczuciem wartości siebie.

Ten rozdział uważam za nieco smętny, dlatego dziś wieczorkiem wrzucę kolejny.

Buziaczki dla was!

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz