XIV.

12.2K 466 28
                                    

Czy ja całe życie muszę mieć takiego pecha? To już nawet przestało być smutne, a zaczęło przeradzać się w jakiś prześmieszny żart.

   Nawet na cholernej imprezie ze znajomymi Eleny ze studiów, musiałam natknąć się na niego.

I to on niby był kolegą Sofie?

Kolegą?! Ten dureń?!

—To dla niej chciałaś temat? — Wysiadł z samochodu marszcząc brwi na mój widok, a jego roztrzepane bardziej, niż zwykle włosy mogły świadczyć o tym, że zerwał się z łóżka tylko po to, by tu przyjechać. Tak samo, jak komplet czarnych, oversizowych dresów, który miał na sobie.

—No tak. Finnie nie przeżywaj. To, że jest córką wiadomo kogo, nie znaczy, że masz jej nie sprzedawać. Chyba powinieneś się cieszyć, że woli ten od ciebie nie?

  Woli ten ode ciebie.

Tej nocy upewniłam swoją wiedzę dotyczącą jednego z wielu sposobów na zarobek, jaki uskuteczniał mój ojciec, i jak się okazało debil Trovato również.

Sprzedawali narkotyki. Niby domyślałam się tego już wcześniej, ale nigdy nie posiadłam stuprocentowej pewności, jak teraz.

—Nie o to chodzi. — Wysyczał z poirytowaniem podchodząc do czarnowłosej i patrząc na nią z góry. — Ile razy mam powtarzać, żebyś tak na mnie nie mówiła?

  Brzmiał, jakby dziewczyna wyrządziła mu właśnie największą krzywdę, jaką tylko się dało, a przecież nazwała go tylko zdrobnioną wersją imienia. Naprawdę aż tak go to rozwścieczyło?

  Wielki Finnian Trovato nie może być przecież tak zniesławiany. Najlepiej, żeby jeszcze przed „Finnian" dodać przydomek „król", albo przynajmniej „książę".

—Nie gorączkuj się tak przystojniaku. To słodkie przezwisko. — Zaśmiała mu się prosto w twarz, a ja lubiłam ją co raz bardziej.

  Dziś poznałam drugą osobę, która nie emanowała przy nim czystym strachem, i ku mojemu zadowoleniu tą osobą była kobieta. Tą pierwszą niestety był Antonio, ale wliczając w to mnie, wynik wynosił nieskromne dwa do jednego. Ha!

—Żebyś ty się kurwa nie gorączkowała, jak nic jej nie sprzedam. — Skierował zielone oczyska na mnie, by następnie skrzyżować ręce pod klatką piersiową i spędzić w tej pozycji zadziwiająco sporo czasu. — Ty chcesz brać kryształ tak? Marco wie?

—Nie, Marco nie wie i się nie dowie. Chyba ostatnio dostatecznie wyjaśniłam, jak wygląda nasza relacja.

—Wy się do cholery znacie?

—Niestety. — Westchnęłam niechętnie i pożałowałam, że nie zabrałam tu ze sobą jakiegokolwiek alkoholu. Niewątpliwie by mi się teraz przydał. — Sprzedajesz, czy będziesz tak stał, jak debil?

—Tobie? Chyba ci się styki przegrzały we łbie od tego studiowania chemiczko. — Prychnął szyderczo doprowadzając mnie tym do szału. — Myślicie, że jestem jakiś niedorozwinięty?

—Tak. — Odpowiedziałyśmy zgodnie, a zaraz po tym spojrzałyśmy na siebie i zaśmiałyśmy się głośniej, niż wymagała tego ta pokręcona sytuacja.

—Wiem, że kazałaś jej to kupić dla siebie Sofie. Na chuj to znowu robisz?

  W jego oczach po raz pierwszy dostrzegłam coś innego, niż złość, kpinę, czy rozbawienie. Wydawał się być realnie przejęty czarnowłosą, a mnie niezmiernie ciekawiło, skąd się znali, i kim dla siebie byli.

—To naprawdę jest dla mnie.

—Kłamiesz.

—Nie kłamię.

Senza FineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz